Starość od wieków fascynowała i przerażała, każda epoka historyczna miała o niej swoiste wyobrażenie. Intrygują wizerunek i rola, jaką posiadały osoby starsze w tradycyjnej społeczności wiejskiej. Tekst ten nie będzie jednak zapisem końca świata tradycyjnych wartości. Choć przedstawia on sylwetki i postawy dawnych starych włościan, pokazuje też, że pewne zachowania są nadal obecne i mogą być pouczające dla dzisiejszego odbiorcy.
„Rocznie do 20 furmanek”
Ze starością kojarzy się oczywiście wycug, przed którym tak rozpaczliwie bronił się w Chłopach Maciej Boryna. Przejście na wycug (a także dożywocie, wymowę, wymiar – bo świadczenia starcze, jakich zobowiązywali się dostarczyć młodzi przejmujący gospodarstwo, różnie się nazywały) było jednak jakąś formą zagwarantowania spełnienia podstawowych potrzeb bytowych seniorów. Na wsi kujawskiej, wielkopolskiej i kaszubskiej świadczenia takie spisywano i były one wysokie.
Choć gwarantowano sobie produkty żywnościowe, ubrania, pieniądze, część domu, fragment pozostawionego na własne potrzeby pola czy inwentarza, to pamiętano też o sprawach ostatecznych. Właściciel 13-hektarowego gospodarstwa pod Trzemesznem zastrzegł sobie przed wojną, co było standardem dla tamtejszych włościan polskich i niemieckich, „rocznie do 20 furmanek do kościoła na odległość do 4 km oraz do bezpłatnych wszelkich furmanek po księdza i doktora”.
W zaborze austriackim świadczenia starcze funkcjonowały jako wypowiadana przy świadkach „wymowa” (od „wymawiać sobie”). W tym regionie jednakże bardzo ważne były formułowane na ogół dopiero w obliczu spodziewanej rychłej śmierci testamenty (istniało przekonanie, że kto nie ureguluje przed śmiercią kwestii dziedziczenia, ten nie zazna spoczynku w niebie). Oto początek XIX-wiecznego testamentu, znajdującego się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, pierwotnie podyktowanego przez staruszkę ze Starej Wsi Górnej (z okolic Oświęcimia): „W imię Trójcy Przenajświętszej / Ja niżej podpisana jestem od Pana Boga chorobą złożona co wiedząc w tej chorobie być niebezpieczna by mnie Pan Bóg nie powołał z tego świata więc będąca przy dobrym rozumie i umyśle czynię rozporządzenie z Mojem majątkiem jako co niżej nastąpi, naprzód ofiaruję duszę moją w nieprzebrane miłosierdzie Pana Boga w Trójcy Przenajświętszej a ciało moje ofiaruję ziemi”.
„Ukłon daje”
Religijność ludzi starych przejawiała się zarówno w sferze prywatnej, jak i publicznej. Ludzie starzy dbali o stojące przydrożne krzyże i kapliczki. Odmalowywali je, dekorowali kwiatami i owocami pracy na roli. Często w swych najpiękniejszych strojach ludowych udzielali się podczas Bożego Ciała. W pobożnym skupieniu obchodzili również w procesjach wraz z innymi włościanami pola podczas Zielonych Świąt czy uroczystości Świętego Marka. Głęboki szacunek wobec świętych wizerunków i oddawanie im czci w przestrzeni publicznej po dziś dzień ma miejsce na wsiach.
Stary 82-letni kowal spod Kruszwicy tak kilka lat temu mi opowiadał: „W Boże Ciało ja noszę zawsze chorągiew Matki Boskiej, to zawsze się kłaniam do tego krzyża, no bo to jest… żeby tako rzecz powinna i z tą chorągwią jak tego… jak jest podniesinie, to tego to jo tak, jakbym się trzy razy skłaniał tą chorągwią, się zniża coroz niży, to niektórzy się patrzą, co on ten Tomaszewski robi, ten ukłon daje ty chorągwi, ty Matce Boskiej do Pana Jezusa. I to jest przyzwoitość”. Ów przydrożny krzyż wotywny sam wykonał, przy czym za pracę nie wziął ani grosza, pragnął tylko, by we wsi było godne i stosowne miejsce kultu.
„Wygłaszał stosowne przemówienia”
O ile zdrowie to umożliwiało, ludzie starzy brali udział w pielgrzymkach. Zazwyczaj wiek nie pozwalał na forsowne wyprawy. Chodzono lub korzystano z wozu konnego, udając się do pobliskich sanktuariów, najczęściej maryjnych. Obyczaj chodzenia przed II wojną światową z pielgrzymką do Markowic – ważnego ośrodka maryjnego na Kujawach – poświadcza chociażby starowina z podinowrocławkiego Ludziska. Ludzie starsi wyróżniali się, idąc na odpust 2 lipca do sanktuarium Pani Kujaw, ale też aktywni byli podczas ceremonii przykościelnych. Owa 91-letnia kobieta opowiadała, że osoby starsze niosły wówczas obraz i sztandar przynależny do swej grupy wiekowej. Podążano do sanktuariów, zanosząc swoje prośby i podziękowania za łaski, niekiedy ofiarowując wota, zawsze w orszaku rozśpiewanych i rozmodlonych wiernych.
Popularny był również zwyczaj udawania się grup wiernych ze świeckim przewodnikiem do kalwarii (taka forma najbardziej kojarzona była z pątnictwem do Polskiej Jerozolimy, czyli bernardyńskiej Kalwarii Zebrzydowskiej, ale też innych kalwarii, w tym powstałej jako druga w kolejności reformackiej Kalwarii Pakoskiej). Bardzo często był to starzec znający pieśni kościelne, religijne teksty folkloru i specyfikę takich miejsc niezwykłych. Owi przewodnicy szczególnie intensywnie angażowali się w życie codzienne parafii.
Wybitny polonista, mentor Karola Wojtyły z czasów studenckich, prof. Stanisław Pigoń, chłopski syn pochodzący z Komborni w Galicji, opisuje religijność swojego dziadka: „Wyróżniał się [dziadek] wśród rówieśnych znaczniejszą bogobojnością i pociągiem do książki. Cieszył się też we wsi wyraźnym szacunkiem, w niektórych okolicznościach miewał rolę przewodnią. On na przykład zwykł był oddawać ostatnią przysługę zmarłym. […] Poza tym znaczył coś i w parafii: pomagał organiście przy laniu świec woskowych czy wypiekaniu opłatków, był pomocny księdzu przy kościele, bywał przodownikiem w gromadnych pielgrzymkach do miejsc cudownych: Kobylanki, Leżajska czy Kalwarii. Musiał należeć do światlejszych we wsi, skoro ksiądz upoważnił go osobnym pozwoleniem do czytania Pisma Św. […] Czytał przeważnie rzeczy nabożne: zbiory kazań, nauki moralne. Jako przewodnik po Kalwarii musiał być swego rodzaju kaznodzieją, który w różnych miejscach «dróżek», przy kaplicach, wygłaszał do swej gromadki stosowne przemówienia. Trzeba się było do nich naturalnie przygotować. W bractwie różańcowym był również starszym, u niego odbywały się periodycznie losowania «tajemnic» różańca. Zanim się wszyscy poschodzili, skracał przybyłym czekanie, czytając im coś z literatury budującej”.
Aktywni w bractwach przykościelnych, zaangażowani jako kościelni dziadowie, czy też członkowie organizacji katolickich, ludzie starzy współorganizowali kult.
„A modlitwę umiesz?”
Starzy chłopi wysoko stali w hierarchii parafialnej. Tak ich pozycję charakteryzuje biskup Józef Zawitkowski w liście, który jest odpowiedzią na moją prośbę opisania postrzegania ludzi starszych przez społeczność wiejską. Tekst dotyczy mazowieckiej parafii Żdżary: „Starsi chłopi byli bardzo szanowani przez księdza. Oni byli radą parafialną. Jeden z nich prowadził księdza w procesji. Inny nosił krzyż w procesjach, w kompaniach i na pogrzebach. Oni nie całowali księdza w rękę, bo ksiądz nie dał, ale każdego z nich przytulił”.
Poza przestrzenią publiczną seniorzy aktywni też byli w domach. Dbali szczególnie o święty kąt, przestrzeń sakralną, gdzie znajdowały się święte wizerunki, dewocjonalia odpowiednio udekorowane wiązankami kwiatów, ziół, owoców pracy w polu. Bardzo często modlili się oni, zwłaszcza śpiewając godzinki, różaniec, litanie. Czcią otaczano poświęcone w sanktuariach wizerunki maryjne, uznawane za cudowne. W okresie Wielkiego Postu i Wielkanocy czczono Mękę i Zmartwychwstanie Zbawiciela. W domu przyszłego prymasa Józefa Glempa w kujawskim Rycerzewie wszyscy domownicy, poczynając od najmłodszych dzieci, a kończąc na dziadku – weteranie wojny francusko-pruskiej 1870–1871, w Wielkim Poście odmawiali wieczorami Litanię do Męki Pańskiej. Modlono się również na wsiach do patronów, których imiona nosili domownicy, czasami zwracano się też do orędowników mogących uleczyć z danej dolegliwości chorobowej czy nieszczęścia.
Nade wszystko ludzie starzy dbali o wychowanie religijne najmłodszego pokolenia, czyli swoich wnuków. Jak wyglądały relacje między seniorem a wnukiem dotyczące modlitwy, opowiada leciwy już mężczyzna mieszkający w Inowrocławiu, swoją pamięcią sięgając do przedwojennego Wołynia. Jego dziadek, kiedy tylko pojawił się w domu, tak zaczynał rozmowę z wnukiem: „«A modlitwę umiesz do Bozi?». «Umiem». «No to powiedz mi», a jak czegoś nie umiałem, to podpowiedział, a jak już umiałem: «A następną się nauczysz». Dawał mi też termin prawda, że jak nauczę się, to przyniesie mi jakiś «gościniec» […] Gościniec to był dar, powiedzmy jakąś czekoladę, coś w tym sensie”. Seniorom przypadała bardzo istotna wówczas rola w procesie wychowawczym. To oni zbliżali do Boga, na niwie edukacji religijnej nie mieli sobie równych.
Bliscy zaświatom
Ważną rolę w polskiej duchowości odgrywali niegdyś starzy wędrowni dziadowie, obwieszeni medalikami, szkaplerzami, różańcami i świętymi obrazkami, podróżowali po świecie, udawali się z modlitwą do sanktuariów, goszczeni na progach chałup modlili się w intencjach darczyńców. Łączono ich zwłaszcza z kultem zmarłych. Stąd kwestowali oni nie tylko przed kościołami, na szlakach komunikacyjnych, ale też przed cmentarzami. Obdarowywano ich pożywieniem oraz datkami pieniężnymi zwłaszcza podczas Dnia Wszystkich Świętych, Dnia Zadusznego, a na Kresach podczas obrzędowości dziadów.
Doniosła była aktywność seniorów w ceremoniale pogrzebowym. Stare kobiety zawodziły podczas pogrzebów, ludzie starsi przewodzili modłom i rytuałom żałobnym, w niektórych regionach Polski na granicach wsi przed figurą czy krzyżem przydrożnym za przewiny zmarłego przepraszał w imieniu nieboszczyka wspólnotę wiejską stary „odpraszacz”.
Ludzie starzy zbliżali się do kresu swojego życia. Tracili sprawność widzenia, mieli problemy ze słuchem, komunikacją z innymi, widać ich było przygarbionych, dotkniętych inwalidztwem. Zbliżali się do śmierci, do życia wiecznego, uznawano, że wszystkie te wymienione dysfunkcje są zwiastunem właśnie tamtego świata, świata zmarłych, gdzie doświadcza się innej jakości niż na tym padole. Stąd ważna rola ludzi sędziwych bliskich zaświatom w praktykach religijno-magicznych właśnie jako pośredników między doczesnością a wiecznością, tym a tamtym światem (np. w rytuałach agrarnych, czy medycynie ludowej). Przypadała im w ówczesnej mentalności rola autorytetów życiowych. Ich błogosławieństwo bądź klątwa wiele znaczyły. Nie dziwi też, że pożądane było goszczenie seniorów podczas celebracji przełomów życiowych związanych z pojawieniem się dziecka, ślubem czy pogrzebem.
---
Ludzie starzy utożsamiani bywali z praktykami religijnymi. Pobożność stanowiła o ich pozycji, uznawano ich za wybranych strażników tradycji religijnej, parafialnej, wiejskiej, rodzinnej, domowej. Byli autorytetami. Patrzono na nich z szacunkiem, podziwem, pobożnym lękiem, widziano w nich ludzi Bożych. Nie można oczywiście stwierdzić, że ze starością chłopską wiązały się tylko udogodnienia, to by było zaprzeczenie oczywistości. Niegodziwości wobec niedołężnych starców w tamtym surowym i nastawionym na pracę świecie też było dużo.
Co dzisiaj widzimy, spoglądając na seniorów? Czy dostrzegamy w nich majestat dawnych sędziwych starców – współczesnych nam mędrców, obrońców oraz depozytariuszy tradycji i piewców kultury religijnej? Smutne, że zapominamy o tak ważnej tradycji, ograniczając się tylko do schematów i samemu zbywając myśli, że część z nas już starości doświadcza, a pozostali pewnie również jej doświadczą. Czy w ten sposób nie staje się ona dla nas prawdziwym tematem tabu?