Logo Przewdonik Katolicki

Putin i jego wrogowie

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Putin widział, co stało się w Gruzji i na Ukrainie, widział kolejne rewolucje godnościowe narodów, które wcale nie chciały wracać do sowieckiego stylu życia

W wydarzeniu zwanym „wybory prezydenckie w Rosji” najciekawsza wydaje się postawa rosyjskiego społeczeństwa. Jak inaczej wygląda dzisiejsza Rosja od tej z lat 2011–2012, której opór symbolizowały protesty na placu Błotnym. Tysiące ludzi wówczas wysłuchiwało przemówień młodego prawnika Aleksieja Nawalnego, który demaskował korupcję na szczytach władzy w Rosji, o korupcji mówił też inny działacz, Borys Niemcow. W roku 2012 Putin wrócił po kilkuletniej przerwie na stanowisko prezydenta Rosji, ale już był zdecydowany wziąć rosyjskie społeczeństwo za twarz. Uczestnicy protestów byli bici. Klasa średnia stawała przed wyborem: albo jakoś ułożyć się z władzą, albo też iść na niebezpieczną ścieżkę opozycji.
Putin widział, co stało się w Gruzji i na Ukrainie, widział kolejne rewolucje godnościowe narodów, które wcale nie chciały wracać do sowieckiego stylu życia. Wiedział, że jeśli Rosjanie będą wierzyli w możliwość demokratyzacji, że jeśli uwierzą, że mogą doprowadzić do zmian, obalić oligarchię, jak próbowali manifestanci w Tbilisi czy Kijowie, jego władza będzie zagrożona. Dlatego musiał mogącą się mu sprzeciwić klasę średnią upokorzyć i zastraszyć.
Przeciwnicy władzy ginęli, w centrum Moskwy zastrzelono Niemcowa, Nawalnego aresztowano i skazano na długoletnie więzienie – mimo protestów ze strony całego cywilizowanego świata. Kilkanaście dni temu i on zmarł w kolonii karnej.
Równocześnie z tępieniem opozycji Putin przykręcał śrubę społeczeństwu, eliminował organizacje pozarządowe i wolne media. Rozpoczęcie pełnoskalowej wojny przeciwko Ukrainie w 2022 roku stało się pretekstem do likwidacji ostatnich wolnych mediów, wprowadzenia cenzury internetu i zdławienia jakichkolwiek przejawów działalności społeczeństwa obywatelskiego.
Jak w swojej doskonałej książce Stolik z widokiem na Kreml pisze Paweł Reszka, wielu wcześniejszych liberałów i zwolenników demokracji powoli zaczęło wpisywać się w system Putina, chwalić jego kolejne wojny (Gruzję czy Ukrainę) i podboje (Abchazja, Osetia, Krym, Donieck czy Ługańsk, potem cały pas ziemi nad Morzem Azowskim). Ci, którzy nie chcieli pogodzić się z reżymem, musieli wybierać między zesłaniem a tułaczką. Jak całe pokolenia „przyzwoitych Rosjan” przed nimi, albo trafiali do więzień, albo spakowali walizki i emigrowali, by na wygnaniu marzyć o wolnej, lepszej Rosji.
To dlatego dziś nie ma już właściwie komu protestować przeciwko Putinowi. Dlatego ludzi niechętnych władzy stać na to, by czekać godzinami w kolejce, by oddać hołd Nawalnemu przy jego grobie czy wejść do lokalu wyborczego dokładnie w południe, by dać znać swojemu sprzeciwowi wobec reżymu. Może wygląda to śmiesznie, ale i tak jest przejawem heroicznej wręcz odwagi ludzi, których za byle co można wtrącić do więzienia, bliskich pozbawić pracy, zabrać komunalne mieszkanie czy na sto innych sposobów uprzykrzyć życie.
Dlatego ten mały, symboliczny protest wart jest naszej uwagi. Nie oddali głosu na Putina, zniszczyli lub dopisali coś na karcie do głosowania albo w innych sposób odważyli się okazać swój bunt, słuchając wezwania, by przyjść do lokali wyborczych w niedzielę dokładnie w południe. Na razie władzy dyktatora nie obalą, ale dowodzą własnej odwagi.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki