Logo Przewdonik Katolicki

Największy konkurent Putina

Maria Przełomiec
Fot. Oleg Nikishin Epsilon Getty Images

Aleksiej Nawalny jest dziś najbardziej znanym rosyjskim opozycjonistą. To dla niego na ulice wychodzą tysiące Rosjan. Kim jest człowiek, którego ponoć boi się sam Władimir Putin?

7 października w dzień 65. urodzin Władimira Putina doszło w Rosji do protestów. Nie były duże, liczyły od kilkunastu do kilku tysięcy osób, ale odbyły się w 80 miastach. Demonstrujący domagali się dopuszczenia do przyszłorocznych wyborów prezydenckich Aleksieja Nawalnego, najbardziej znanego lidera rosyjskiej opozycji.
 
Skazany za defraudację
Sam Nawalny w tym czasie przebywał w areszcie, skazany na 20 dni pozbawienia wolności za organizowanie nielegalnych wieców przedwyborczych. Z więzienia miał wyjść 22 października, ale wydaje się mało prawdopodobne, by władze zgodziły się na jego start w wyznaczonych na 18 marca 2018 r. wyborach prezydenckich. Oficjalnym powodem jest wyrok – 5 lat kolonii karnej w zawieszeniu za rzekomą defraudację. Nawalny miał taniej kupić od państwa drewno, a następnie drożej je odsprzedać. I chociaż Europejski Trybunał Praw Człowieka, do którego odwołał się opozycjonista, nie dopatrzył się w tym żadnego przestępstwa, uznając takie postępowanie za normalne procedury handlowe, rosyjski sąd w maju tego roku wyrok odwiesił.
Powodem jest najprawdopodobniej zbliżająca się kampania prezydencka, ale przede wszystkim fala protestów, które w końcu marca i czerwcu przetoczyły się przez całą Rosję. Ich bezpośrednią przyczyną był opublikowany przez Aleksieja Nawalnego w internecie film, ujawniający majątek rosyjskiego premiera Dmitrija Miedwiediewa, a także mało chwalebne sposoby, jakimi dzisiejszy szef rady ministrów wchodził w posiadanie luksusowych willi, apartamentów i jachtów.
Zwołane wówczas przez Nawalnego demonstracje przeciw korupcji były nie tylko największe od 5 lat. W przeciwieństwie do tych z 2012 r., złośliwie nazywanych przez Kreml „buntem sytych”, objęły cały kraj, 150 miast – od Władywostoku po Kaliningrad. Co więcej, zdecydowaną większość ich uczestników stanowiła młodzież, uczniowie wyższych klas szkół średnich oraz studenci. Kreml zaskoczyło to i przestraszyło niemal w tym samym stopniu co skala protestów.
 
Człowiek o wielu twarzach
Jedni widzą w Nawalnym nieustraszonego i, co więcej, skutecznego lidera opozycji, bezkompromisowego bojownika w walce z korupcją. Drudzy dostrzegają w nim przede wszystkim mistrza politycznego „pijaru”, który za pomocą nowoczesnych środków przekazu dociera do dużo szerszych kręgów niż przedstawiciele niszowych rosyjskich partii demokratycznych. Jeszcze inni uważają Nawalnego za populistę, niebezpiecznie romansującego z rosyjskimi nacjonalistami. A są także i tacy, dla których Nawalny to chytry plan Kremla, mający na celu zupełne wyeliminowanie z rosyjskiej sceny politycznej ostatnich demokratycznych „okcydentalistów” w rodzaju wieloletniego lidera partii Jabłoko Grigorija Jawlińskiego, a jednocześnie używany do jakichś niejasnych rozgrywek wewnętrznych. Dowodem ma być fakt, że Nawalny ciągle żyje i mimo regularnie powtarzających się aresztów, do kolonii karnej jeszcze go nie zesłano.
Najsłynniejszy swego czasu więzień Putina, czyli były oligarcha i szef koncernu Jukos Michaił Chodorkowski pytany, jak by zareagował na zwycięstwo Nawalnego, stwierdził, że radziłby Rosjanom przygotowywać zapasy. Zabrzmiało to złowróżbnie, ale faktem jest, że rosyjska opozycja za Nawalnym nie przepada.
 
Najprawdziwszy nacjonalista
Wszystko zaczęło się w 2000 r., gdy młody, 24-letni prawnik oraz finansista i początkujący przedsiębiorca wstąpił do liberalno-demokratycznego ugrupowania Jabłoko, które miało jeszcze swoją frakcję w rosyjskiej Dumie i opowiadało się za prozachodnim kursem Rosji. Od 2002 r. partia, która zdecydowanie krytykowała zmiany zachodzące po dojściu Putina do władzy, coraz bardziej traciła na znaczeniu. Ostatecznie w 2007 r. w wyborach do Dumy dostała niecałe 1,6 proc. głosów i znalazła się poza parlamentem.
To wtedy z partii pod zarzutem nacjonalizmu usunięto Nawalnego, już wcześniej mocno skonfliktowanego z Jawlińskim. Wygląda na to, że zarzut miał całkiem solidne podstawy, bo wkrótce Nawalny założył własną organizację „Naród” i oznajmił, że nacjonalizm jest jednym z „kluczowych punktów definiujących ruch”. Hasłem ówczesnych nacjonalistów było „Rosja dla Rosjan”. Domagali się restrykcji wobec zarobkowych imigrantów z Azji Środkowej. W tym czasie Nawalny uczestniczył także w organizowanych przez nacjonalistów „Ruskich marszach”. Później jednak kwestie nacjonalistyczne zeszły na dalszy plan. Być może także dlatego, że część haseł przejęła coraz mocniej odwołująca się do patriotycznych uczuć władza.
Z „narodowościowych” przekonań Nawalny jednak nie zrezygnował. Dowodem może być jego stosunek do Krymu („źle, że w taki sposób został do Rosji przyłączony, ale nie jest kanapką, żeby go znowu Ukraińcom oddawać”) czy kuriozalna publiczna debata z niejakim Igorem Girkinem, byłym dowódcą donieckich separatystów. W jej trakcie obaj panowie licytowali się, który z nich jest „prawdziwszym” nacjonalistą. Rozmowa odbyła się w końcu lipca tego roku w opozycyjnej, internetowej telewizji Dożd. Inna sprawa, że sądząc z reakcji internautów, występ ten nie został przez zwolenników Nawalnego dobrze przyjęty.
 
Tropiciel korupcji
Inaczej niż jego główna działalność, czyli tropienie i nagłaśnianie korupcji prominentnych przedstawicieli rosyjskich elit. Niektórzy twierdzą, że u podstaw legły ambicje Nawalnego. Że inteligentny młody człowiek po kilku nieudanych próbach politycznego zaistnienia znalazł wreszcie znakomity sposób na zdobycie popularności – walkę z problemem, który boleśnie dotyka większość rosyjskich obywateli. Jakikolwiek nie byłby powód, sposób okazał się skuteczny.
Nawalny zaczął swoją nową działalność od wykupywania niewielkich pakietów akcji państwowych przedsiębiorstw. Chodziło o to, by następnie móc domagać się szczegółowych raportów z działalności tych spółek. Odnajdywane przez siebie przykłady malwersacji i korupcji publikował na swoim blogu Rospil. W ten sposób udowodnił na przykład, że koncern Gazprom przy okazji budowy gazociągu do Chin zdefraudował ponad miliard dolarów. Blog szybko zyskał dużą popularność, między innymi dlatego, że Nawalnego interesowały nie tylko wielkie przekręty, ale także drobniejsze, lokalne afery – przetargi na samochody dla urzędników, wywóz śmieci czy usługi komunalne.
Po roku takiej działalności Nawalny stworzył Fundację Walki z Korupcją. Na jej stronie internetowej można zgłosić przypadki nadużyć i znaleźć odpowiedni formularz pomagający w napisaniu skargi czy pytania do urzędu. Ale najważniejsze są filmy takie jak On wam nie Dimon, niemal 50-minutowy film o majątku rosyjskiego premiera. Świetnie zrobiony, pełen zdjęć i dokumentów.
To wszystko oczywiście kosztuje. Podobno na początku Nawalny korzystał z zachodnich funduszy. Teraz, jak sam mówi, pomagają mu różni biznesmeni i zwykli ludzie. Przy czym każda kwota wpłacana na konto, publikowana jest na stronie internetowej Fundacji, co w Rosji nie jest standardem.
 
Nowa jakość
W rezultacie od kilku lat Aleksiej Nawalny jest najlepiej rozpoznawalnym rosyjskim opozycjonistą. Według sondażu z lutego tego roku (a więc jeszcze sprzed wiosennych demonstracji) słyszała o nim prawie połowa Rosjan. Ta popularność ma całkiem konkretny wymiar. W 2013 r. rosyjskie władze uspokojone oficjalnymi badaniami wskazującymi na bardzo niskie poparcie opozycjonisty dopuściły Nawalnego do udziału w wyborach na mera Moskwy. Dostał w nich prawie 28 proc. głosów, zajmując drugie miejsce.
Jeden z polskich ekspertów napisał niedawno o Nawalnym, że jest to jedyny w tej chwili w Rosji polityk, który walczy z władzą o władzę. To prawda, że jest populistą, wygłaszającym nacjonalistyczne hasła, ale jednocześnie stanowi nową jakość w rosyjskim życiu politycznym. Ze swoją dynamiką i energią wydaje się przeciwieństwem obecnych kremlowskich elit.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki