Logo Przewdonik Katolicki

Dawca życia

Elżbieta Wiater
fot. AdobeStock

Wielu z ludzi, którzy przeżyli Auschwitz, miało głęboko nabożny stosunek do chleba. Obsesyjnie wręcz dbali, żeby w domu zawsze był chociaż bochenek pieczywa. Doskonale wiedzieli, choć może tego nie ubierali w słowa, że chleb to życie.

Nie byli pierwszymi w dziejach, którzy to tak dobrze rozumieli czy nawet dziś rozumieją.

Głód
Najlepszym nauczycielem tej prawdy jest głód, a nie mam tu na myśli uczucia ssania w żołądku, ale długi okres braku żywności lub jej znacznego niedoboru. Nie bez powodu św. Paweł, charakteryzując minimum egzystencjalne, pisze: „Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni” (1 Tm 6, 8). Dlatego też podzielenie się z kimś głodującym pożywieniem jest równe udzieleniu mu ze swojego życia, a przynajmniej tak widzieli to Izraelici. Zresztą uniezależnienie się od kaprysów natury w kwestii dostępności jedzenia to tak naprawdę, przynajmniej w naszej części świata, niedawny sukces, patrząc z perspektywy historii ludzkości. O tym, jak potężne znaczenie ma dostępność pożywienia, świadczy też hasło wszelakich rozruchów rzymskiego ludu z okresu imperium. Domagał się on panem et circenses – chleba i igrzysk, co zresztą niedawno do współczesnej kultury ponownie wprowadziła seria książek oraz filmów postapokalitycznych o igrzyskach śmierci. Siedziba władzy przedstawionego w niej świata nazywa się Panem, co idealnie pokazuje znaczenie chleba w ludzkich egzystencji i myśleniu. Nawet w tych społeczeństwach, które wydają się syte, bo w takim te powieści powstały.

Biblijny obraz chleba
W naszej wyobraźni z chlebem kojarzy się matka – przygotowująca zaczyn, wypiekająca, czyniąca na bochnie znak krzyża przed odkrojeniem z niego pierwszej kromki, rozdzielająca siedzącym przy stole. Także w Izraelu kobiety przygotowywały posiłek, ale przy stole to ojciec był tym, który rozdzielał żywność, ponieważ była to jedna z najważniejszych czynności w życiu rodzinnym. Przykład tego znajdziemy m.in. na początku Pierwszej Księgi Samuela. Jest tam opis, jak Elkana ze swoimi żonami składał ofiarę biesiadną w przybytku w Szilo. Peninnie i jej dzieciom dał po części z tego, co było złożone, a bezdzietnej, ale ukochanej Annie wręczył podwójną porcję
(1 Sm 1, 4–5). Odwołuję się do tego fragmentu również po to, aby pokazać, że w geście mężczyzny nie chodziło jedynie o zapewnienie faworyzowanej żonie większej ilości jedzenia. On w ten sposób „powiedział” jej, że dwukrotnie więcej znaczy w jego życiu, nawet jeśli nie urodziła mu dzieci i w oczach otoczenia uchodzi za pozbawioną błogosławieństwa.
W Biblii hebrajskiej słowo lehem ma zdecydowanie więcej znaczeń niż podstawowe. Używano go jako ogólnego określenia pożywienia, opisu źródła utrzymania lub stanowiska (np. chleb zarządcy), wreszcie ofiar świątynnych (chleb Boży). Jest on synonimem podstawy potrzebnej do przetrwania, a czasy mesjańskie miały się charakteryzować jego obfitością, dlatego wszyscy ewangeliści podają opisy cudu rozmnożenia żywności, bo uwierzytelniał on Jezusa jako mesjasza.
To wszystko sprawia, że umieszczenie przez Niego w centrum Modlitwy Pańskiej prośby o chleb nie dziwi. Co więcej, wskazuje, że, po pierwsze, On doskonale wie, czego przede wszystkim potrzebujemy, nasze codzienne potrzeby nie są dla Niego zbyt przyziemne, po drugie zaś – o ich zaspokojenie mamy prosić Ojca. O pokarm, o źródło utrzymania i dobrą pracę, wreszcie o to, by w naszym życiu nie zabrakło z Nim duchowej więzi – Bożego chleba. To ostatnie zaś staje się bardziej czytelne, kiedy przyjrzymy się bliżej przymiotnikowi epiousios opisującemu to, o co prosimy.

Zamierzona dwuznaczność
Jest to neologizm, co nie ułatwia jego interpretacji. W swoim podstawowym znaczeniu to: dany na nadchodzący dzień, dobrze zaspokający podstawowe potrzeby. Jednak Orygenes w złożeniu słów epi (ponad) oraz ousia (substancja) dostrzegł jeszcze jeden sens – przychodzący z wysoka, spoza tego, co jest substancją doczesności. Tym samym byłaby to prośba nie tylko o podtrzymanie życia fizycznego, ale i o możliwość karmienia się Eucharystią. Nie bez powodu Jezus w Ewangelii Janowej mówi o Ojcu, że da On wierzącym w Chrystusa PRAWDZIWY chleb z nieba (J 6, 32), a więc przychodzący właśnie z wysoka. Oczywiście Pan ma na myśli własne ciało, które dla chrześcijan ma się stać powszednim, choć nigdy spowszedniałym pożywieniem dającym nieśmiertelność. Znów więc wracamy do tematu obdarowywania i podtrzymywania życia.
Innym ważnym aspektem jest to, że w Ojcze nasz nie prosimy o ucztę mesjańską, nie stajemy w pozycji: „O utrzymanie sam się zatroszczę, a Ciebie, Boże, proszę o… (tu wpisać dowolne niekonieczne do przeżycia przyjemności)”. Prośba o chleb jest więc uznaniem swojej całkowitej zależności od Ojca, na tym najbardziej podstawowym poziomie. Jeśli spojrzymy jeszcze pod innym kątem, z punktu widzenia tego, że Bóg daje chętnie i bez wymawiania się, dostrzeżemy, jak wielką wolność On nam ofiarowuje. Nie chce w nas wmuszać nawet tego, czego potrzebujemy do zwyczajnego przetrwania, nie mówiąc o życiu w wieczności.

Lekcja pokoju
Jezus polecił nam prosić o chleb na nadchodzący dzień, na dzisiaj. Nie na tydzień, miesiąc, dowolny okres dłuższy niż doba. Według mnie wspaniale to współgra z Jego nauką, notabene też zawartą w Kazaniu na górze: „Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” (Mt 6, 31–34). Wiara w prawdziwość tych słów bywa heroicznym wymaganiem, szczególnie jeśli doświadcza się braku przez dłuższy czas. Jednak Pan wyraźnie wskazuje, że nie ma potrzeby angażować całego naszego serca i wszystkich działań w zapewnienie sobie przyszłej obfitości dóbr. Kiedy czytam te słowa, przed oczami stają mi ci wszyscy chrześcijanie, którym przez wieki, a także współcześnie konfiskowane są majątki i odbierane jest utrzymanie tylko dlatego, że przyznają się do Chrystusa. W ich ustach wołanie: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” wybrzmiewa wyjątkowo mocno i jest niesłychanym świadectwem przekonania, że jedynym prawdziwym źródłem życia jest Ojciec w niebie.

Nasz
Zostało jeszcze jedno słowo, któremu chciałam się przyjrzeć. Pan polecił nam modlić się o chleb nasz. Można to zrozumieć dwojako. Po pierwsze, już do nas należący. Bóg, dając w raju Adamowi ziemię we władanie, dał także wszystko, co ona rodzi, na pożywienie (Rdz 2, 16). Modlimy się więc nie tyle, żeby, jak w rzymskim rozdawnictwie, ktoś otworzył spichlerze i udzielił nam ze swojego. Jest to prośba o to, by nasze roztropne starania i praca przyniosły owoce, aby Bóg im pobłogosławił tak, by w naszym życiu nie spełniła się przepowiednia proroka Aggeusza, iż pracując dla zarobku, odkładamy do dziurawego mieszka (Ag 1, 6). Po drugie, nasz, czyli wspólny. Innymi słowy, jeśli możesz się podzielić z prawdziwie potrzebującym, zrób to, bo jak mówi teologia moralna, to, ci zbywa, należy do ubogich.
Centralne zdanie Modlitwy Pańskiej to w swojej istocie prośba o życie, która jednocześnie pokazuje nam nasze miejsce w rzeczywistości. Może dla nas być źródłem pokoju, jeśli zaufamy dobremu Ojcu, na pewno jest źródłem nadziei, nie tylko na dziś, ale i na wieczność.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki