Logo Przewdonik Katolicki

Niepatriotyczne wiatraki

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Jestem zwolennikiem budowy siłowni jądrowych. Ale wiatr i słońce wydają się niezłym uzupełnieniem tak zwanego miksu energetycznego

Nie rozumiem. Przyznam, że zupełnie nie potrafię zrozumieć, dlaczego nagle tak duża część obozu konserwatywnego stała się przeciwnikami wiatraków. Kto jak kto, ale prawica akurat powinna chcieć się uniezależnić od paliw kopalnych do produkcji energii, bo przecież spalanie węgla prędzej czy później będzie ograniczane z powodu zanieczyszczeń, jakie powoduje, a poza tym przez ostatnie lata mnóstwo węgla importowaliśmy z Rosji. A z Rosji nie chcemy dziś kupować ani węgla, ani gazu, ani ropy naftowej. Pamiętajmy jednak, że jak nie będziemy brali surowców z Rosji, to i tak większość z nich musimy kupić na zewnątrz. Pieniądze więc nieustannie będziemy wydawać na zewnątrz, by surowce energetyczne móc importować. A w takim razie powinno nam się z powodów bezpieczeństwa, ale też i rachunku ekonomicznego opłacać stawiać farmy wiatrowe i fotowoltaiczne. Nie po to, by wyłącznie na nich się oprzeć, bo przecież są w roku takie tygodnie, gdy nie widać spod grubej warstwy chmur słońca i nie ma też ani najlżejszego powiewu wiatru. Ale przez dużą część roku i świeci, i wieje, więc energia może poniekąd tworzyć się sama. Oczywiście trzeba się oprzeć na jakimś pewnym rozwiązaniu, dającym stabilną energię, i dlatego też jestem zwolennikiem budowy siłowni jądrowych. Ale wiatr i słońce wydają się niezłym uzupełnieniem tak zwanego miksu energetycznego.
Ktoś powie: zaraz, zaraz, ale przecież sami nie produkujemy paneli fotowoltaicznych ani turbin wiatrowych. Po pierwsze może warto, by w nie zainwestowało państwo, a po drugie nawet jeśli wydamy jakieś pieniądze na zakup tych instalacji za granicą, to one będą stały w Polsce i tu produkowały prąd, który – gdy np. spłacimy kredyt na wiatrak lub panel fotowoltaiczny – dawać nam będą energię praktycznie za darmo.
Dlatego naprawdę nie rozumiem, dlaczego nagle liczni przedstawiciele partii rządzącej, ale też i wiele osób o poglądach prawicowych czy konserwatywnych, zaczynają opowiadać o szkodliwości farm wiatrowych, o zagrożeniu dla krajobrazu. No dobrze, nie stawiajmy wiatraków w parkach narodowych czy w miejscach o szczególnym znaczeniu krajobrazowym. Ale przecież nie jest ich aż tak dużo. Poza tym nie ma twardych danych mówiących o szkodliwości wiatraków, jeśli stoją pół kilometra od zabudowań.
Czy chciałby pan mieszkać 500 metrów od wiatraka? – co chwilę pyta mnie ktoś w mediach społecznościowych. Cóż – odpowiadam – w dzielnicy, w której mieszkam, mam w promieniu 100 metrów kilka kominów wypluwających z siebie najczarniejszy, śmierdzący węglowy dym, spalany w piecach o niskiej efektywności, ale za to wysokiej emisji zanieczyszczeń. Najbliższy w prostej linii ze dwadzieścia metrów od okien mojej sypialni. Gdyby 500 metrów od domu stał wiatrak, z którego płynęłaby energia do ogrzania tych domów, by owi pytający mnie nie musieli spalać węgla, znacznie bardziej woleliby wiatraki niż te dymiące kominy. Czy całe miasteczka i wsie śmierdzące podczas zimowych nocy zasiarczonym węglem to coś tak ważnego dla naszej tożsamości narodowej, że nakaz patriotyzmu nakazuje nam ich bronić jak niepodległości? Naprawdę tego nie rozumiem.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki