Logo Przewdonik Katolicki

Dlaczego wielbimy Boga?

Ks. Dariusz Piórkowski SJ
Il. Fra Angelico, Chrystus uwielbiony na dworze niebieskim/Wikimedia

Od dziecka zadziwia mnie to, że według Pisma Świętego i liturgii w niebie nie będziemy robili nic innego, jak tylko oglądali Boga i chwalili Go bez końca.

Ot i całe nasze zajęcie. Tam, gdzie śmierci nie ma, trwa wieczne dziękczynienie. Tam, gdzie jest życie, płynie nieustanne wielbienie. Tam, gdzie jest pełnia, już niczego nie trzeba tworzyć, zmieniać, oczyszczać i przygotowywać. Tam, gdzie jest zjednoczenie, już nic nie trzeba robić. Jeśli spotyka nas w życiu coś dobrego, zasadniczo czujemy radość. Chcemy się nią dzielić, choć oczywiście nie jest to reguła. Można również nie dostrzegać dobra lub przypisywać je wyłącznie sobie. Wdzięczności nie wysysamy całkowicie z mlekiem matki. Stopniowo uczymy się odpowiednio przyjmować i przekazywać różne dobra na tej ziemi, aby ostatecznie móc przyjąć Najwyższe Dobro, samego Boga. A ponieważ Bóg jest nieskończony, będziemy chwalić Go nieustannie. Inaczej po prostu się nie da. Skoro cieszymy się pomniejszymi dobrami, to co się będzie działo, gdy spotkamy samo Dobro?

Codzienne cuda
Sobór Trydencki uważa, że to właśnie brak wdzięczności za różne dary, które otrzymujemy, powoduje nasze upadki i grzechy. I ponieważ jej nauka przychodzi nam z trudem, Bóg zostawił nam zarówno Eucharystię jak i sakrament pokuty.
Stosunkowo szybko i łatwo przechodzimy do porządku dziennego nad tym, że w ogóle istniejemy. Zakładamy ten fakt jak to, że świeci słońce. Zwykłość sama z siebie nas nie pociąga. Czasem tylko pośrodku niej coś nami wstrząśnie i wytrąci nas z błogiego snu oczywistości wszystkiego. Św. Augustyn uważa, że z tego powodu w naszym życiu Bóg daje nam znaki i cuda. W homilii na temat wesela w Kanie Galilejskiej doktor Kościoła zwraca uwagę, że „cud naszego Pana Jezusa Chrystusa, iż z wody wino uczynił, nie dziwi tych, którzy wiedzą, iż dokonał tego Bóg. On bowiem tego dnia, w czasie godów weselnych kazał wodą napełnić sześć stągwi i uczynił to, co czyni każdego roku w winnicach”. Innymi słowy, kto dostrzega wszędzie oznaki Bożego działania, dla tego cuda w pewnym sensie są normalnością. To, co naturalne, z czym się zżywamy i aż zanadto oswajamy, jest takim samym cudem, to znaczy darem, jak i wszelkie nadzwyczajne wydarzenia. Nasze istnienie, życie i całe stworzenie jest nieustannym przepływem Bożej miłości, chociaż rozciągniętym w czasie i przestrzeni. Dlaczego jednak spektakularne cuda się zdarzają? Bo tego przepływu nie widzimy. Dlatego – powiada św. Augustyn – „Bóg zastrzegł sobie pewne niezwykłe czynności, aby niejako śpiących pobudzić cudami do Jego chwalenia. Umarły życie odzyskał, ludzie się dziwią, tylu codziennie się rodzi, a nikt się temu nie dziwi (…) Większym cudem jest powstanie tego, czego nie było, niż wskrzeszenie tego, co już istniało”. Po co więc cuda i uzdrowienia? To lekarstwo dla naszej słabej wiary, która, jak pisze Dietrich Bonhoeffer „gaśnie przez niewdzięczność”. Cuda nadzwyczajne działają jak koło ratunkowe, albo raczej kubeł zimnej wody, i przeznaczone są dla tych, którzy już nie widzą cudów zwyczajnych. Dlaczego ich nie zauważają? Ponieważ „Bóg przez całe stworzenie codziennie działa cuda, które ludzie lekceważą nie dlatego, że są małe, ale z powodu ich powtarzania”.

W górę serca
Podczas liturgii także ciągle powtarzamy to samo, ale po to, by uczyć się wdzięczności. Gdy po ofiarowaniu darów rozpoczyna się tzw. modlitwa eucharystyczna, następuje najdłuższy dialog między celebransem a resztą Ciała Chrystusa. Jesteśmy wezwani, abyśmy wznieśli nasze serca w górę i poczuli się jak w niebie, chociaż ciągle jesteśmy na ziemi. To jedyny moment w liturgii, kiedy słyszymy o naszym sercu. Niewątpliwie chodzi tutaj o biblijną koncepcję serca, które symbolizuje nasze duchowe centrum, z którego wypływa wszystko, co nas określa jako ludzi. Serce to „miejsce”, w którym spotykamy się z Bogiem. Św. Augustyn w swoim znanym wyznaniu twierdzi, że serce ludzkie jest niespokojne, dopóki nie spocznie w Bogu. Oczywiście, w tym przeniesieniu się w górę chodzi o pewien wewnętrzny ruch, o przekierowanie uwagi, o jej odwrócenie na chwilę od tego, co na co dzień wypełnia nasze życie, i zwrócenie z większym skupieniem ku Temu, dzięki któremu całe nasze życie w ogóle jest możliwe.
„Góra” nie oznacza fizycznej przestrzeni, chociaż na co dzień tak wyobrażamy sobie zamieszkiwanie Boga gdzieś ponad nami, w niebie. Raczej wzniesienie serca w górę to uświadomienie sobie, że Bóg jest ponad wszystkim i równocześnie wszystko przenika. Grzech śmiertelny polega na tym, że stawiamy Boga niżej niż jakieś wybrane i ukochane przez nas dobro stworzone. Odwracamy nasze serce od Niego. Nie patrzymy już wewnętrznie na Pana. Przestajemy do Niego mówić. Co innego staje się przez krótką chwilę celem naszego życia. Łącząc się z aniołami i świętymi w niebie, którzy już patrzą na Boga wprost, ćwiczymy się w przypominaniu sobie, do czego zmierza nasze życie.

Wartość obecności
Chwalimy i dziękujemy Bogu jako Panu, czyli Temu, który jest ponad wszystkimi, abyśmy nie musieli oddawać hołdu i popaść w niewolę tych sił i dóbr, które są pod nami. W tym sensie należy rozumieć zdanie z czwartej prefacji zwykłej: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale przyczyniają się do naszego zbawienia”. Bóg nie potrzebuje potwierdzenia swojej wielkości z naszej strony, to raczej my potrzebujemy ciągłego uświadamiania sobie, kto w tym świecie jest największy. Ta praktyka po prostu nas powoli zbawia, często ratuje od złudnej iluzji nasycenia przez cokolwiek na tym świecie. Wielbienie Boga oraz uznawanie Go nie tylko za Źródło, ale i Cel wszystkiego, chroni nas przed czynieniem boga z tego, co nim nie jest.
Podczas prefacji zwykle ogłaszamy to, co Bóg uczynił dla nas. Nie mówimy o wszystkim od razu, ale w zależności od święta uwypuklamy szczególne dary, które otrzymujemy. Wygląda to nieco dziwnie, ponieważ „informujemy” Boga Ojca, czy też przypominamy Mu, co On zdziałał dla nas, jakby tego nie wiedział. Ale  przecież tak naprawdę chodzi o nas. Gdy Boga wielbimy, oddajemy Mu chwałę „nie ze względu na to, co On czyni, ale dlatego, że ON JEST” (KKK, 2638).  Kiedy dziękujemy, uświadamiamy sobie najpierw, „co” Bóg dla nas uczynił i w czym pozwala nam uczestniczyć. To niezwykle ważne rozróżnienie należy zastosować także do naszych międzyludzkich relacji, w tym do wspólnoty Kościoła. Rzecz jasna, nie uwielbiamy żadnego człowieka. Bóg JEST inaczej niż człowiek. Niemniej, istnieje różnica między tym, że ktoś jest, a tym, co dzięki niemu otrzymujemy. Dzięki wielbieniu Boga uczymy się doceniać wartość czystej obecności. Także tej ludzkiej. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele samo bycie kogoś wnosi w nasze życie. Przyzwyczajamy się do obecności człowieka jak do powietrza, którym oddychamy. Dopiero gdy zabraknie nam drugiego człowieka, który był ciągle z nami, odczuwamy jego nieobecność jako poważny brak w życiu. Wdzięczność nazywa rzeczy po imieniu. Jest konkretna. I wiąże dary z dawcą. Płynie z uważnego spojrzenia na świat. Myślę, że miłość musi pozostawać w tym napięciu, aby w naszym życiu, w naszych wspólnotach, małżeństwach i rodzinach możliwe było budowanie jedności. Inni nie są wartościowi albo „potrzebni” dopiero wtedy, gdy nam coś dają. Istnieje jakaś głębsza forma komunikacji między ludźmi, która nie musi wyrażać się w dawaniu „czegoś”.
Peter Wohlleben, leśnik, w fascynującej książce Sekretne życie drzew pisze, że przez lata podchodził do lasu jak do magazynu drewna na meble. Długo wychodził z założenia, że „dobro lasu jest o tyle godne uwagi, o ile konieczne jest z punktu widzenia jego optymalnej eksploatacji”. Wtedy patrzenie na świat drzew koncentruje się wyłącznie na tym, jakie korzyści można z niego czerpać. Dopiero gdy Wohlleben pewnego razu zatrzymał się i popatrzył na dziwnie wyglądający pień, z jego oczu opadły łuski. Uwolniły się z uścisku ekonomii. Nagle las przeobraził się w jego oczach w krainę cudów, w żywą społeczność, kryjącą w sobie skarby, których wcześniej nie zauważał. Podczas Eucharystii ciągle wspólnie dziękujemy, aby któregoś dnia każdemu z nas w końcu całkowicie wyostrzyło się spojrzenie na całą rzeczywistość jak na nieustannie płynący do nas Boży dar.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki