U niwersytety w Wilnie i Lwowie z ich wybitną kadrą, kluby sportowe, rodzący się przemysł i kwitnące rolnictwo, biblioteki i archiwa, a przede wszystkim setki tysięcy istnień ludzkich, przerwanych brutalnie w atmosferze tajemnic i kłamstwa. To wszystko straciła Polska po 17 września 1939 r., gdy jej granice przekroczyły wojska Armii Czerwonej, oficjalnie niosąc „wyzwolenie” i „pomoc”, a nieoficjalnie rozpoczynając okupację wschodnich województw II Rzeczypospolitej. To wszystko, decyzją polskich władz, będzie teraz zbadane, zanalizowane i podliczone.
Czas na raport wschodni – tak prof. Konrad Wnęk, historyk kierujący Instytutem Strat Wojennych im. Jana Karskiego, rozpoczął 18 września konferencję naukową w Pruszkowie pod Warszawą, poświęconą podliczeniu tego, co Polska „miała” na Wschodzie przed 17 września 1939 r. Nawiązał w ten sposób do opublikowanego we wrześniu 2022 r. raportu o polskich stratach wojennych poniesionych wskutek agresji i okupacji niemieckiej w latach 1939–1945. „Raport wschodni” ma powstawać analogicznie, choć już wiadomo, że nie będzie to ani łatwy, ani krótki proces.
Trudne, ale czy niemożliwe?
Przy opracowywaniu raportu „zachodniego”, dotyczącego strat spowodowanych przez nazistowskie Niemcy, badacze mieli przed sobą pracę żmudną, ale wykonalną. Opierali się wyłącznie na dostępnych źródłach, mając nieskrępowany dostęp zarówno do archiwów polskich, jak i niemieckich. Z zapowiedzi Instytutu Strat Wojennych oraz inicjatora całego przedsięwzięcia, wiceministra spraw zagranicznych Arkadiusza Mularczyka wynika, że „wschodni” raport będzie przygotowywany tymi samymi metodami. Już wiadomo jednak, że nie będzie to proste.
„Rzetelne oszacowanie strat wyrządzonych przez Sowietów wiąże się z utrudnionym dostępem do archiwów na terenie Rosji i Białorusi. Archiwa w Rosji były otwarte dla badaczy z zagranicy w latach 90. – jeszcze w czasach prezydenta Borysa Jelcyna – i to na krótko. Od ponad 20 lat dostęp do nich był utrudniony. Po agresji Rosji na Ukrainę korzystanie z tamtejszych zasobów archiwalnych jest praktycznie niemożliwe. To samo dotyczy archiwów na Białorusi. Chętnie swoje zbiory udostępniają polskim historykom Litwa i Ukraina. Pamiętajmy jednak, że na terenie współczesnej Litwy znajduje się jedynie niewielki skrawek dawnej Rzeczypospolitej (część województw wileńskiego i nowogródzkiego), zaś na Ukrainie trwa wojna, co utrudnia prace badawcze” – mówił w rozmowie z PAP dr Piotr Olechowski, naczelnik Wydziału ds. Badań nad Stratami Wojennymi w Instytucie Strat Wojennych.
Drugim utrudnieniem będzie dla historyków z pewnością powszechna dziś w Rosji i rosyjskiej propagandzie teza o tym, że to, co niosła Polakom na Wschodzie Armia Czerwona, było wyłącznie pomocą i wyzwoleniem.
„W Rosji do dziś obowiązuje narracja, że «ZSRS wyzwolił Polskę i nie zasługuje ona na jakiekolwiek odszkodowania wojenne». Kilka dni temu na rosyjskim portalu pravda.ru ukazał się oszczerczy artykuł, pytający, dlaczego Polska rości sobie jakiekolwiek prawa do odszkodowań, skoro to właśnie ZSRS «wziął na siebie ciężar wojny i wyzwalał ziemie polskie». Według tej narracji Sowieci, a dziś Rosjanie, nigdy nie zajmowali, nie podbijali innych krajów – oni je zawsze «wyzwalali», jak dziś «wyzwalają» Ukrainę. To utrudnia nasze badania. Raport jednak powstanie, choć nie będzie to łatwe” – mówił dr Piotr Olechowski.
Co straciła Polska na wschodzie
Jakie obszary życia będą badali historycy i inni specjaliści podejmujący się pracy nad „Raportem wschodnim”? W przypadku wyliczania strat poniesionych w czasie II wojny światowej ze strony okupanta niemieckiego brano pod uwagę straty materialne, takie jak skradzione dzieła sztuki, zniszczone miasta, w tym obiekty kultury, straty w bankowości i skutki ekonomiczne wojny – ale też straty niematerialne, w tym niewolniczą pracę Polaków na rzecz Niemców, porwane dzieci, okaleczenia psychiczne i fizyczne Polaków, wartość unicestwionej inteligencji i w ogóle straty ludnościowe w wymiarze, który można przeliczyć na wartości materialne. Po wnikliwym podsumowaniu autorom opublikowanego rok temu raportu wyszła kwota 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów zł, czyli ok. 1/3 PKB Niemiec w 2021 r. To są jednak tylko statystyki. Z filmów, książek i opowieści wiemy, że za nimi stały tysiące historii ludzkich, owocujących w nas do dziś przekazywaną z pokolenia na pokolenie traumą. Tak samo jest w przypadku bezmiaru ludzkich krzywd, jakie miały miejsce na Wschodzie.
„Wiedza o utraconym świecie polskich naukowców na Wschodzie to jedna wielka teczka z napisem «los nieznany»” – mówił podczas konferencji w Pruszkowie prof. Maciej Franz, historyk z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W czasie swojego referatu analizował losy studentów i wykładowców zgromadzonych na dwóch wielkich polskich uczelniach: Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie i Jana Kazimierza we Lwowie. Podkreślał, że 17 września 1939 r. ani władze, ani studenci tych ośrodków nie mieli pojęcia, co ich czeka. „Nie wiedzieli, co to za wojna, spodziewając się tego, co pamiętali z czasów Wielkiej Wojny, czyli w miarę normalnie funkcjonującego życia uniwersyteckiego. Wkrótce na własnej skórze poznali bezprawne zamykanie swoich placówek, aresztowania, wywózki w nieznane miejsca. Ci nieliczni, którym udało się np. pod przykryciem przetrwać całą wojnę, ginęli wkrótce po jej zakończeniu w sowieckich więzieniach” – wyliczał prof. Franz.
Tym jednak, z czego na co dzień nie zdajemy sobie powszechnie sprawy, są straty materialne tego, co znajdowało się przed wojną na wschodnich Kresach Rzeczypospolitej. I nie chodzi jedynie o bezcenne zabytki polskiej architektury sakralnej czy pałacowej, pozostałej po czasach przedzaborczej świetności, ale również osiągnięcia II Rzeczypospolitej, takie jak rozwijające się modernistyczne budownictwo w większych miastach, sieć kolejowa wraz z dobrymi dworcami czy rodzące się ośrodki przemysłowe i rolnicze, takie jak te w dawnym województwie stanisławowskim czy tarnopolskim (dziś: Ukraina). „Wbrew lansowanemu w PRL przekonaniu o tym, że na Kresach to była tylko bieda i niedorozwój, tamte tereny – mimo oczywistego zapóźnienia względem województw Polski zachodniej – miały ogromny potencjał i szybko się rozwijały” – przekonywał na konferencji dr Paweł Pulik, historyk z Warszawy.
Moralna powinność
Pytanie o sens podobnych analiz, wyliczeń czy raportów pojawiało się już rok temu przy publikacji tzw. raportu niemieckiego. Państwo polskie wprawdzie oficjalnie wystąpiło do Niemiec o odszkodowania za poniesione przez nas straty, lecz do dziś – mimo braku merytorycznej krytyki przedstawionego raportu – nie doczekało się jakiejkolwiek pozytywnej odpowiedzi. Ze strony niemieckiej słychać było o politycznym charakterze podobnych starań, o przedawnieniu, o bezpodstawności prawnej, a nawet o tym, że współczesne Niemcy nie mogą być traktowane jako spadkobiercy zbrodniczego reżimu hitlerowskiego. W przypadku Rosji i powstającego „raportu wschodniego” sprawa jest jeszcze bardziej beznadziejna i pozbawiona szans na powodzenie: Rosja Władimira Putina, choć z dumą mówi o sobie jako o spadkobierczyni ZSRR, uważa, że Polska powinna być jej wdzięczna za „wyzwolenie” i „pomoc” w czasie II wojny światowej.
Po co zatem historycy w ogóle podejmują się takich karkołomnych starań jak oszacowanie szkód, których i tak nikt nam nie wynagrodzi? Uczestnicy konferencji w Pruszkowie mają tu odpowiedź: to jest nasza powinność moralna wobec tych wszystkich ludzi, których życiorysy zostały wtedy brutalnie przerwane; wobec tych wywożonych na zsyłki w głąb Rosji, wobec mordowanych potajemnie w sowieckich więzieniach i lasach. Szczególnie, że przez dekady PRL temat ten był tabu, nie przynosząc ofiarom tamtych zbrodni należytego upamiętnienia i elementarnej sprawiedliwości.