Ile lat jesteście abstynentami?
SYLWIA DIŁANIAN: – 28 lat.
GRZEGORZ DIŁANIAN: – 27 lat.
TOMASZ DIŁANIAN: – 17 lat, czyli całe życie, choć w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka (KWC) dopiero trzy lata.
Tomek, nigdy nie miałeś okazji spróbować w życiu alkoholu?
TOMASZ: – Okazję miałem, ale nie skorzystałem (śmiech).
Innymi słowy, zobowiązałeś się już do rezygnacji z czegoś, czego nigdy nie spróbowałeś?
TOMASZ: – Gdy miałem okazję spróbować i odmawiałem, nigdy nie było to dla mnie trudne ani niezręczne, ponieważ propozycje pochodziły od znajomych, którzy mnie nie wykluczali z towarzystwa z tego powodu. Nie czułem żadnej presji społecznej, odmawiając. Pojawiają się oczywiście takie jednorazowe myśli, żeby spróbować, jak smakuje alkohol, ale od tego jest Krucjata, by trzymać siebie jakoś na wodzy.
Wy też tak wspominacie swoje nastoletnie początki abstynencji? To były lata 90. Młodzież też była wtedy tak wyrozumiała, jak dziś dla Tomka?
GRZEGORZ: – Nigdy nie czułem się przymuszony przez swoje środowisko, szczególnie że moje zobowiązanie do abstynencji pojawiło się wraz z zaangażowaniem w Ruch Światło-Życie, więc i tak byłem już postrzegany jako osoba związana z Kościołem, prowadząca inny styl życia. Nikogo zatem moja abstynencja nie dziwiła. Również na wyjazdach szkolnych, studenckich czy potem w pracy, na wyjazdach integracyjnych – zawsze trafiał się w towarzystwie ktoś, kto również nie pije, więc siłą rzeczy trzymaliśmy się wtedy razem.
SYLWIA: – U mnie wręcz przeciwnie. Moment, gdy dołączyłam do wspólnoty oazowej, a pół roku później też do KWC, był momentem, gdy byłam otoczona ludźmi pijącymi. Bardzo szybko doświadczyłam odrzucenia: w ciągu tego pół roku straciłam wszystkich wcześniejszych znajomych. Nie akceptowali tego, że ktoś jest odmienny. Przy czym ja nikogo do nie picia nie namawiałam, nie piętnowałam tego, po prostu odmawiałam, gdy inni pili. Natomiast nowi znajomi, czy to w kolejnej szkole, czy potem na studiach – z góry wiedzieli, że nie piję, i nie było z tym problemu, po prostu to akceptowali. Mnie też szczególnie nie ciągnęło. Chyba momentem odczuwania największych pokus, by spróbować alkoholu, jest dla mnie dorosłe życie, gdy jestem w gronie znajomych pijących w kulturalny sposób.
I jak wtedy wewnętrznie argumentujesz sobie, że warto w tym poście wytrwać?
SYLWIA: – W mojej rodzinie alkohol był obecny przy wielu uroczystościach czy wydarzeniach i pamiętam, że mi to bardzo przeszkadzało, mam z tym sporo niedobrych wspomnień. Zatem oprócz tej oczywistej intencji, wynikającej z bycia w Krucjacie, czyli postu w intencji osób zniewolonych, moją osobistą intencją jest wolność mojej własnej rodziny od alkoholu. Żeby moja rodzina, moje dzieci, umiały spędzić wakacje, urodziny, wydarzenia rodzinne typu Pierwsza Komunia czy imieniny bez alkoholu – żebyśmy byli ze sobą tacy, jacy jesteśmy, a nie tacy, jakimi czyni nas alkohol. I to się udaje. Począwszy od naszych „osiemnastek” – bo i moja, i Grzegorza impreza była bezalkoholowa – przez nasze wesele, wszelkie uroczystości rodzinne, w naszym życiu po prostu nie ma alkoholu. I widać, że chyba jesteśmy jakimś pozytywnym świadectwem, skoro nasz najstarszy syn już się tym zainspirował.
TOMASZ: – Dla mnie życie bez alkoholu jest czymś naturalnym i dobrym. Chyba dlatego KWC nie jest dla mnie czymś trudnym, ale działaniem, które innym może coś dobrego przynieść. Dlatego przystąpiłem do Krucjaty od razu, gdy mogłem to zrobić jako kandydat.
Czyli nie miałeś takiego momentu, gdy chciałeś najpierw zobaczyć, jak smakuje alkohol?
TOMASZ: – Są takie myśli, ale one dotyczą raczej przyszłości, w sensie – tego, co będzie, gdy skończę 18 lat. Zastanawiam się, jak sobie poradzę z chodzeniem na osiemnastki kolegów jako członek Krucjaty, bo własną i tak planuję bez alkoholu. Ale uważam takie myśli za przejaw hipokryzji, oszukiwania siebie: albo chcę być w KWC, albo nie.
A u Ciebie, Grzegorzu, jaki jest sens tego postu?
GRZEGORZ: – Zacznę tak – że jestem człowiekiem uformowanym przez Ruch Światło-Życie, gdzie, według ks. Blachnickiego, abstynencja jest jednym z przejawów dojrzałości chrześcijańskiej we współczesnym świecie. Zatem definiuję siebie bardziej według tego klucza, a nie według klucza zaangażowania w Krucjatę. Przyznaję, że jestem abstynentem trochę siłą rozpędu z młodości, jednak nie rezygnuję z tego, bo widzę w tym wartość: spokojnego, dobrego, nieutrudnianego używkami życia. Czasem owocuje to zaskakującymi sytuacjami. Na przykład gdy niedawno zawodowo byłem w Brazylii, zszokowałem swoim niepiciem osobę, która mnie gościła. Spodziewał się, że Polak to na pewno będzie chciał napić się wódki albo wypić drinka, a ja mówię, że nie piję alkoholu. Był zdumiony i pozytywnie zaskoczony, też jako abstynent. Z miejsca poczuliśmy dobrą więź, relacja zawiązała się bardzo szybko. Zresztą sam widzę, że abstynencja wraca do łask także poza kontekstem religijnym, coraz więcej ludzi tak po prostu rezygnuje z alkoholu: bo nie lubi, bo nie chce, bo zdrowy tryb życia.
Czyli abstynencja nie jest dla Ciebie żadnym wyzwaniem?
GRZEGORZ: – Nie jest. Nigdy nie spotkały mnie z tego powodu ani szykany, ani wykluczenie. Nie jest to dla mnie żaden trud ani krzyż. Może to kwestia środowiska, ale też nie czuję, żebym żył w getcie. Na pewno środowisko oazowe, z którego wyrosłem, nauczyło mnie asertywności. Nauczyło z szacunkiem i akceptacją bronić swoich wartości i przekonań, przyjmować postawę świadectwa, a nie narzucania komuś czegoś. Z pewnością w moim i Sylwii przypadku znaczenie ma też wykształcenie pedagogiczne, gdzie liczne szkolenia wzmocniły w nas tzw. umiejętności miękkie, ale też liderskie. Może dlatego nie mamy problemu z jasnym, nieagresywnym komunikatem w jakiejś nowej grupie, że my nie pijemy alkoholu, z obróceniem jakiegoś „przymusu” w żart itd.
SYLWIA: – Też mam poczucie, że środowisko, w którym jestem, jest bardzo wspierające. Nie wiem, jakbym się czuła, pracując w innej branży, w innej szkole albo w otoczeniu osób nieakceptujących abstynencji. Pewnie tak, jak się czułam ostatnio na pobycie w sanatorium, gdzie dla wszystkich było oczywiste, że się pije, i oceniano mnie słowami: „nie zna życia”.
TOMASZ: – Chyba wszyscy to słyszymy…
Że nie znacie życia?
TOMASZ: – To hasło najczęściej słyszę od tych, którzy piją, żeby poczuć się inaczej, wejść w takiej bardziej ich zdaniem „prawdziwe życie”. Jakby dla nich życie toczyło się między trzeźwym, czyli smutnym, a nietrzeźwym, czyli radosnym.
SYLWIA: – Ja, gdy słyszę te słowa, czuję, że ktoś mnie ocenia. Nie lubię tego. Znam życie, ale po prostu inne, które świadomie wybieram, jako dobre dla mnie.
Może jest tak, że Wasza abstynencja jakoś innych „kłuje” albo odbierają ją jako stawianie się ponad innych, bycie lepszym?
TOMASZ: – Na pewno nie czuję się lepszy dlatego, że jestem w Krucjacie, ani nie uważam za gorsze osoby pijące alkohol. W Krucjacie chodzi bardziej o walkę ze społecznym przymusem picia, a nie walkę z alkoholem jako takim. Wiem, że da się kulturalnie pić alkohol, ale też wiem, że nie jest on niezbędny do dobrego samopoczucia czy dobrej imprezy. Dlatego myślę, że przyznanie się do abstynencji nie jest potępianiem kogokolwiek, ale bardziej znakiem zapytania, czy alkohol jest konieczny, żeby się dobrze poczuć, odpocząć.
SYLWIA: – U mnie też. Nigdy nie uważałam się za lepszą, bo nie piję. Raczej zastanawiałam się, czy innym moje niepicie nie przeszkadza, czy będą się czuli dobrze w moim towarzystwie. Choć przyznaję, zawsze miałam problem z akceptacją picia na umór. Budzi ono we mnie od razu taką blokadę, więc celowo unikam imprez z dużą ilością alkoholu.
Skoro jesteśmy przy imprezach z dużą ilością alkoholu, to pytanie do Grzegorza. Wiem, że od lat w ramach hobby prowadzisz wesela bezalkoholowe. Jak taki sposób zabawy przyjmuje się w Polsce?
GRZEGORZ: – Rzeczywiście od lat angażuję się w środowisku wodzirejów zabaw, ale nie tylko bezalkoholowych, choć faktycznie wyrosło to ze środowiska abstynenckiego. Zetknąłem się z tym jeszcze w nastoletniości przy okazji imprez organizowanych przez i dla oazowiczów. Tam, gdzie alkohol nie odgrywa roli integratora uczestników zabawy i dobrego humoru, ma okazję wykazać się nasza ludzka kreatywność. I dziś, z perspektywy 20 lat angażowania się w organizację takich imprez, mogę powiedzieć, że środowisko wodzirejskie przeorało całą branżę weselną, pokazując Polakom zabawy na zdecydowanie wyższym poziomie „smaku” niż powiedzmy przeciąganie jajeczka przez nogawkę, znane z imprez suto zakrapianych. Pokazało, że można się świetnie bawić i zintegrować rodzinami, jeszcze zanim kieliszki napełnią się wódką. Dziś wiele pomysłów z imprez bezalkoholowych przyjmuje się świetnie na tych z alkoholem, odciągając ludzi od przesadnego picia. Często słyszę od gości imprez: „Panie, tak dobrze się bawiłem, że nie zdążyłem się nawet porządnie napić”. Wesela bezalkoholowe wciąż są niszowe, spotykane głównie u oazowiczów i ludzi z ruchu AA. Natomiast profesjonalnych wodzirejów docenia coraz więcej osób, bo to zupełnie inny poziom zabawy.
Skoro czasy nam się zmieniły, to czy Waszym zdaniem Krucjata ma sens także dzisiaj?
TOMASZ: – Moim zdaniem ma wielki sens. Oczywiście KWC powstała w określonym momencie historii, gdy społeczeństwo w Polsce było inne, a przymus picia był powszechnie dostrzegany. Dziś może nie jest to aż tak widoczne, ale powszechność picia się nie zmieniła. I to też wśród bardzo młodych ludzi. Sam widzę, że piją już 13-, 14-latkowie, nie dlatego, że towarzystwo to robi, ale ponieważ czują taką potrzebę. Alkohol i to bardzo różnego typu, często w postaci atrakcyjnych i kolorowych drinków, jest bardzo łatwo dostępny nawet dla nastolatków. Niekoniecznie po to, żeby się od razu upić, ale żeby choć trochę poczuć się inaczej. Dlatego uważam, że ludzie przyznający się do abstynencji, a szczególnie ci, którzy rezygnują z alkoholu w ofierze za kogoś, są bardzo potrzebni.
SYLWIA: – Fajnie to ująłeś. Ja od siebie dodam, że nie uważam alkoholu za coś złego. Jest, jak to się mówi, dla ludzi, szczególnie gdy spożywamy go sporadycznie, w małych ilościach, degustacyjnie. Nie jest ani zły, ani dobry. To, co postrzegam jako złe, to upijanie się i to upijanie coraz młodszych osób oraz traktowanie napicia się jako chwilowej ucieczki od problemów. I to nie jest domena tylko czasów komunizmu albo lat 90., ale również lat współczesnych. Ja osobiście wybieram inne sposoby radzenia sobie z problemami i chciałabym, żeby te inne sposoby znały i mogły wybierać też moje dzieci. Zamiast uciekać w używkę, można z kimś pogadać, iść na siłownię, pobiegać, znaleźć hobby czy w przypadku większych problemów skorzystać z pomocy specjalisty, np. psychologa. Widzę duży sens w tym, że alkoholu nie ma w moim życiu i w życiu mojej rodziny. Widzę też sens samej Krucjaty, bo jest świadectwem, modlitwą, sposobem życia bez względu na specyfikę czasów. Dzięki temu, że ktoś się na to decyduje, może się zadziać większe dobro, bo komuś to pomoże w walce ze swoim nałogiem.
GRZEGORZ: – Ksiądz Blachnicki podkreślał, że problem alkoholizmu nie rozgrywa się tylko na płaszczyźnie psychologicznej czy społecznej, ale też duchowej, więc oprócz np. pracy terapeutów uzależnień ważni są ludzie, którzy walkę z tym wspierają modlitwą i postem.
A co sądzicie o pomyśle sierpnia jako miesiąca trzeźwości?
GRZEGORZ: – Jeśli rozumiemy go jako miesiąc, w którym jesteśmy trzeźwi, to nie bardzo widzę sens. Natomiast jeśli rozumiemy go trochę jak Wielki Post, czyli miesiąc postu od alkoholu w jakiejś intencji, to jak najbardziej.
SYLWIA: – Zdecydowanie brakuje tu informacji czy wyjaśnienia normalnym językiem, jaki jest cel takiej akcji. Owszem, słyszymy listy biskupów czy jakieś wezwania księży z ambon. Wydaje mi się, że powinno się lepiej wyjaśniać, co to jest trzeźwość, jak dziś mogłaby się wyrażać, jakie ma znaczenie w życiu chrześcijanina itd.
No właśnie, a jak rozumiecie trzeźwość? Czy to jest tylko kulturalne picie czy w ogóle wolność od wszystkiego, co może zniewalać?
SYLWIA: – Grzesiek o tym mówił, odnosząc się do nauk ks. Blachnickiego o krokach ku dojrzałości chrześcijańskiej. Tam nie chodzi tylko o abstynencję, ale w ogóle o bycie wolnym człowiekiem. Z tym mi się kojarzy trzeźwość. To szerokie pojęcie życia w wolności od różnych zniewalających nas rzeczy, np. smartfonów, mediów społecznościowych, energetyków, pornografii, gier komputerowych, seriali itd. Dziś jest znacznie więcej tych możliwości zniewolenia niż w czasach ks. Blachnickiego. Pewnie dla niejednej osoby wytrwać miesiąc bez alkoholu będzie prostsze, niż wytrwać dzień bez smartfona.
Czy czujecie, że bycie w Krucjacie wytrenowało Was lepiej do opierania się różnym zniewoleniom?
GRZEGORZ: – Mnie na pewno uzbroiło w większą świadomość i w większą wrażliwość na problem uzależniania się od różnych rzeczy.
TOMASZ: – Ja na pewno nie czuję, żebym miał jakieś supermoce. Wiem, że jestem podatny na różne rzeczy zniewalające dzisiaj. Bycie w KWC może jedynie wspierać wolę walki, ale też zbierać wokół nas osoby wspomagające w opieraniu się pokusom, jednak sama z siebie nie daje „magicznej” tarczy odporności na uzależnienie.
GRZEGORZ: – Bo też nie można patrzeć na to w oderwaniu od innych praktyk chrześcijańskich. Taką „tarczę” może przecież zapewniać bycie blisko Pana Boga: sakramenty, regularna modlitwa, uczynki miłosierdzia, kierownictwo duchowe itd. To wiele elementów. Abstynencja czy bycie w Krucjacie jest częścią mozaiki różnych duchowych praktyk chrześcijańskich.
Sylwia i Grzegorz Diłanian
Z zawodu nauczyciele, z zaangażowania członkowie Domowego Kościoła, rodzice trójki dzieci, w tym najstarszego, 17-letniego Tomasza: licealisty, poety, oazowicza. Mieszkają w Warszawie