Logo Przewdonik Katolicki

Atom nie musi być duży

Piotr Wójcik
Zmierzch ery elektrowni atomowych w Niemczech nastał 15 kwietnia, kiedy wyłączono trzy ostatnie elektrownie atomowe – wśród nich tę położoną na południu kraju w Neckarwestheim | fot. East News

Małe reaktory jądrowe mają być uzupełnieniem systemu i pomóc nam bezproblemowo przejść proces zamykania pierwszych elektrowni węglowych. Budowa pierwszego reaktora może się rozpocząć już w 2026 r., a prąd z niego zacznie płynąć ledwie trzy lata później.

Polska ma ambitne plany rozwoju energetyki jądrowej, niestety wciąż odległe. Chociaż o budowie bloków jądrowych nad Wisłą mówimy od dekad, to żadnej z tych deklaracji do tej pory nie zrealizowaliśmy. Większości z nich nawet nie zaczęliśmy tak naprawdę realizować. Aktualne projekty zakładają współpracę z Amerykanami, więc jest szansa, że dzięki ich naciskom tym razem uda nam się je doprowadzić do końca. Co i tak oznacza, że pierwszy reaktor stanie w naszym kraju dopiero za dekadę. A wszystkie planowane instalacje za dwie dekady.
Jest jednak całkiem prawdopodobne, że energia jądrowa zacznie płynąć do polskich odbiorców kilka lat wcześniej. Budując duże bloki jądrowe, można też przy okazji postawić kilkanaście mniejszych, które buduje się znacznie krócej i wymaga to dużo mniejszych pieniędzy. Prąd wytworzony w takim małym reaktorze jest jednak taki sam, chociaż jest go mniej.

Synteza publiczno-prywatna
Będący spółką skarbu państwa Orlen oraz kontrolowany przez Michała Sołowowa Synthos poinformowały o swoim nowym projekcie. Zawiązana przez obie korporacje spółka Orlen Synthos Green Energy zamierza zbudować w kilku regionach Polski małe reaktory jądrowe. Budowa pierwszego reaktora może się rozpocząć już w 2026 r., a prąd z niego zacznie płynąć ledwie trzy lata później. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to jeszcze przed końcem tej dekady energia jądrowa nad Wisłą stanie się faktem.
Małe reaktory jądrowe nie będą konkurować ani z OZE, ani z dużymi elektrowniami jądrowymi, które stawiać będzie amerykański Westinghouse na zamówienie Polskich Elektrowni Jądrowych, czyli spółki należącej w pełni do polskiego państwa. Mają być uzupełnieniem systemu i pomóc nam bezproblemowo przejść proces zamykania pierwszych elektrowni węglowych. Według deklaracji obu spółek koszt energii wytworzonej przez mały atom będzie nawet 30 proc. tańszy niż obecnie, a pojedyncza instalacja zapewni pracę setce osób. Co więcej, ponad połowa inwestycji zostanie zrealizowana polskimi zasobami, więc większość wydanych pieniędzy zostanie w kraju. Przynajmniej jedna trzecia nakładów inwestycyjnych jednak z kraju wypłynie, gdyż udział kosztów zakupu technologii wyniesie ponad 30 proc.
Budowa pierwszego małego reaktora pochłonie 1,5 mld dolarów, czyli ponad 6 mld złotych. Przypomnijmy, że w tym sezonie grzewczym wydaliśmy dwa razy tyle na dopłaty do węgla dla gospodarstw domowych. Budowa dużej elektrowni jądrowej będzie nas kosztować ok. 85 mld złotych – licząc po bieżącym kursie dolara.
Głównym przeznaczeniem planowanych reaktorów nie będzie zaspokajanie potrzeb gospodarstw domowych, lecz przedsiębiorstw. Szczególnie tych dużych, działających w sektorze przemysłowym. Zużycie energii jest w nich ogromne, a koszty te podwyższają drożejące prawa do emisji dwutlenku węgla. Energia jądrowa jest zeroemisyjna, co znacząco obniżyłoby faktury płacone przez polskie fabryki, przynajmniej niektóre. Dwa małe reaktory zapewnią energię również ciepłownictwu, więc prąd z atomu zasili część gospodarstw domowych, tylko że za pośrednictwem sieci centralnego ogrzewania.

Największe z małych
Czym w ogóle są małe reaktory jądrowe? Technologia SMR (small modular reactors) to instalacje o mocy poniżej 300 MW, a więc co najmniej kilkukrotnie słabsze od dużych bloków jądrowych. Kluczową różnicą nie jest jednak ich moc, lecz modułowa konstrukcja. Są one w większości budowane w fabryce, a następnie niemal w całości transportowane na miejsce, gdzie są poddawane dalszej instalacji. Dzięki temu realizacja inwestycji może przebiegać znacznie szybciej. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Ekonomiczne aspekty inwestycji jądrowych w Polsce” na całym świecie powstaje obecnie 70 instalacji SMR, głównie w USA, Kanadzie, Chinach i Korei Południowej. W Polsce pierwsze moduły zamówiło już KGHM. Gigant miedziowy nabędzie cztery reaktory od amerykańskiej spółki NuScale Power – z opcją budowy dodatkowych ośmiu. Instalacje zamówione przez KGHM są jednak rzeczywiście małe. Ich moc będzie wynosić 77 MW, czyli kilkanaście razy mniej od dużych bloków jądrowych. KGHM nabędzie je głównie dla własnych celów.
Orlen z Synthosem zakupią technologię od amerykańsko-japońskiej spółki GE-Hitachi. Nosi ona nazwę BWRX-300. Nazwa niewiele mówi, ale liczba na końcu nie znalazła się w niej przypadkowo. Jeden reaktor zbudowany według tej technologii zapewnia moc 300 MW, czyli górną granicę przyjętą umownie dla SMR. Instalacja zajmie stosunkowo niewielką przestrzeń, dziesięć razy mniejszą niż duża elektrownia jądrowa. Co najważniejsze, będzie ona usytuowana pod ziemią i osłonięta specjalną obudową. Dzięki temu nie stanie się nawet teoretycznym celem ataku rakietowego. Powinna też wzbudzać mniejszy niepokój wśród miejscowej ludności.
Mocną stroną technologii GE-Hitachi jest bardzo długa żywotność. Instalacja może funkcjonować od 60 do nawet 90 lat. Jest też bardzo elastyczna, gdyż w krótkim czasie może znacznie zredukować wykorzystanie mocy. Dzięki temu powinna dobrze współgrać z odnawialnymi źródłami energii, które są niestabilne i zależne od warunków pogodowych.

Od kwietnia jak w Niemczech
Planowane lokalizacje polskich SMR zostały wybrane głównie w oparciu o wysokie potrzeby energetyczne. Jedna z instalacji stanie w okolicach Tarnobrzegu i Stalowej Woli, a więc w podkarpackim zagłębiu przemysłowym. Jej celem będzie zapewnienie energii dla tamtejszych fabryk. Dostarczenie prądu dla przemysłu będzie głównym zadaniem także małych reaktorów w Dąbrowie Górniczej (znajduje się tam należąca do ArcelorMittal Huta Katowice), w oświęcimskiej wsi Stawy Monowskie (zakład Synthos) oraz we Włocławku (przemysł chemiczny). Reaktory dedykowane dla ciepłownictwa staną w Warszawie i krakowskiej Nowej Hucie. Podziemny blok jądrowy w Ostrołęce będzie miał wesprzeć lokalną energetykę – przypomnijmy, że dokładnie w tym miejscu stanąć miał nowy blok węglowy, z którego finalnie zrezygnowaliśmy, topiąc tam ponad miliard złotych.
Tutaj potencjalnie utopić możemy nawet kilkadziesiąt razy więcej, gdyż łączny koszt planowanych projektów to 10 mld dolarów. 4 mld na preferencyjnych warunkach zapewnią dwie amerykańskie instytucje finansowe, wspierające rozwój technologii SMR – EXIM Bank i agencja rządowa US International Development Finance Corporation. Pozostałą częścią będą musiały się podzielić Orlen z Synthosem, ale trzy duże polskie banki już zadeklarowały gotowość do kredytowania projektów – to PKO BP, Pekao SA i Santander Bank Polska. Pierwsze dwa są kontrolowane przez państwo, co mogło mieć przemożny wpływ na ich decyzję.
W połowie kwietnia Niemcy zamknęły swoje trzy ostatnie elektrownie jądrowe, finalizując plan zupełnego odejścia od energii wytwarzanej z uranu. Państwa zdeterminowane, by Zachód całkowicie odszedł od atomu, takie jak Austria, Japonia czy Belgia, są jednak w mniejszości. Ogromne inwestycje w nowe bloki zapowiedziały Francja czy Korea Południowa, a Stany Zjednoczone nie ustają w eksporcie tej technologii do innych krajów. Mniejsze lub większe inwestycje trwają właściwie w każdym regionie Europy, także wokół nas – w Finlandii i Słowacji. Energia jądrowa to dla Polski chyba jedyna opcja umożliwiająca w miarę bezproblemowe przejście przez zieloną transformację. Im więcej polskich inwestycji w technologię jądrową, tym lepiej.
Zamknięcie ostatnich reaktorów za Odrą także ma swoje dobre strony. Dzięki temu możemy mówić, że polska energetyka jądrowa znajduje się na tym samym poziomie co niemiecka.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki