Kryzys, wojna oraz postępujące zmiany klimatu wymuszają przeprowadzenie transformacji energetycznej w znacznie szybszym tempie. Zbyt długie trzymanie się węgla sprawi, że Polska zostanie w tyle za resztą świata rozwiniętego, w którym nasz główny zasób naturalny jest obecnie na cenzurowanym. Jeszcze niedawno wydawało się, że gaz będzie sensownym paliwem przejściowym, niestety jego najwięksi dostawcy – z Rosją na czele – nie zawsze są, oględnie rzecz biorąc, przewidywalnymi kontrahentami. W takiej sytuacji kwestia energetyki jądrowej nabiera szczególnego znaczenia.
Nad polską elektrownią jądrową pracujemy właściwie już od półwiecza. Polski atom chcieliśmy uruchomić jeszcze w PRL-u. Z różnych powodów projekt jednak zarzucono. Chociaż własne elektrownie atomowe mają niemal wszyscy dookoła, nawet tak niewielkie państwa jak Słowacja, i tak słabo rozwinięte jak Białoruś, w Polsce projekt ten wciąż jest w fazie planów. Wydaje się, że tym razem jesteśmy najbliżej jego faktycznego rozpoczęcia. Im dłużej będziemy zwlekać, tym dłużej będziemy przepłacać za energię.
Trzech oferentów
Polska obecnie planuje budowę dwóch elektrowni jądrowych. Pierwsza z nich ma już nawet swoją lokalizację. Będzie nią gmina Choczewo w województwie pomorskim. Lokalizacja drugiej elektrowni wciąż jeszcze nie jest znana. Wśród możliwych opcji wymienia się m.in. Bełchatów. Każda z elektrowni planowo będzie się składać z trzech bloków. Planowana pełna moc elektrowni w Choczewie to maksymalnie 3,75 GW. Dla porównania, jedna z największych polskich elektrowni węglowych, czyli Turów, osiąga maksymalną moc 2 GW. Pierwsza elektrownia jądrowa może więc działać na skalę prawie dwóch elektrowni Turów.
O kontrakt na budowę polskich elektrowni jądrowych rywalizuje trzech dużych graczy. Faworytem jest amerykański Westinghouse. Polska podpisała już z Amerykanami umowę na rozwój energetyki jądrowej w naszym kraju. Przedstawiciele Westinghouse pod koniec sierpnia gościli w Polsce. Złożyli tutaj liczący 3 tys. stron dokument, w którym zawarto m.in. szczegółowe studium wykonalności projektu. Przepytywany przez portal Biznes Alert przedstawiciel firmy poinformował, że w najbliższych dniach zostanie przedstawiona również oferta finansowania projektu. Zapewnił przy okazji, że termin rozpoczęcia działalności pierwszego reaktora, przewidywany na 2033 r., jest możliwy do realizacji, ale wymagać będzie bardzo szybkich i konsekwentnych działań. Nie ma już czasu na dalsze zwlekanie.
Poza tym elektrownię jądrową nad Wisłą chcieliby budować Francuzi. Spółka EDF złożyła już konkretną ofertę na budowę 4-6 reaktorów. Elektrownie jądrowe zbudowane przez Francuzów miałyby mieć moc 7-10 GW, a ich koszt wahałby się w przedziale 154-225 mld złotych. Czyli prawie ćwierć biliona złotych w najdroższym wariancie. Koreańska KNHP (Korean Hydro&Nuclear Power) chciałaby wybudować 6 reaktorów o mocy 8,4 GW. Zarówno Koreańczycy, jak i Francuzi deklarują dotrzymanie planowanych terminów (start pierwszego reaktora w 2033 r.) oraz oferują rządową pomoc w finansowaniu projektów.
Decyzja zostanie podjęta w trybie politycznym, a więc na mocy uchwały rządu, a nie przetargu. Nic dziwnego, ta decyzja będzie miała ogromny wydźwięk polityczny. Każda z ofert ma swoje zalety. Amerykanie są naszym głównym gwarantem militarnym, więc związanie się z nimi powinno przy okazji zwiększyć nasze bezpieczeństwo. Francuzi za to są jednym z głównych graczy w UE, gdzie wciąż istnieje sprzeciw wobec finansowania energetyki jądrowej. Współpraca z Francuzami pomoże nam zablokować ewentualne działania przeciw energii jądrowej w Europie, poza tym warto mieć tak silnego sojusznika także w innych sporach na forum UE. Koreańczycy nie zapewnią nam korzyści politycznych, ale za to wiele gospodarczych. Przede wszystkim oferują nam transfer technologii oraz szereg innych inwestycji w Polsce. Właśnie z tego powodu zamierzamy dokonać w Korei ogromnych zakupów wojskowych.
Atom nie musi być duży
Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Ekonomiczne aspekty inwestycji jądrowych w Polsce”, energetyka jądrowa odpowiada obecnie za jedną dziesiątą energii elektrycznej powstającej na świecie. Atom jest czwartym największym źródłem energii na globie – po węglu (ok. jednej trzeciej światowej energii), gazie (jedna piąta) oraz wodzie (ok. 15 proc.). Faktem jest, że na początku lat 90. atom odpowiadał prawie za 20 proc. produkcji prądu na świecie, a więc za dwa razy więcej niż obecnie. Trudno jednak powiedzieć, by była to technologia odchodząca do lamusa. Po prostu od tamtego czasu bardzo znacząco zwiększył się udział odnawialnych źródeł energii oraz gazu – udział węgla w tym czasie również spadł o kilka punktów procentowych (z 40 proc. w pierwszej dekadzie XXI w.).
Obecnie prowadzonych jest szereg inwestycji jądrowych. Tylko Chiny pracują obecnie nad uruchomieniem 15 nowych bloków, a Indie 8 kolejnych. Korea Południowa i Rosja budują po 4 nowe bloki jądrowe. W Turcji trwają prace nad trzema. Siedem innych państw buduje po dwa nowe bloki – wśród nich są między innymi Słowacja, Bangladesz, Japonia i Wielka Brytania. Pięć kolejnych państw buduje po jednym bloku.
Poza tym rozwijana jest także technologia małych reaktorów modułowych (SMR). Jak sama nazwa wskazuje, polega ona na instalacji niewielkich reaktorów na użytek pojedynczych podmiotów albo grupy. Można je produkować seryjnie w fabrykach i następnie instalować w wybranych miejscach. Ich maksymalna moc nie przekracza 0,3 GW, czyli jest przynajmniej kilkukrotnie niższa od tradycyjnego reaktora. Są one dobrą opcją dla prywatnych inwestorów, którzy mogą je nabyć własnymi środkami. Budowa tradycyjnej elektrowni jądrowej jest poza zasięgiem finansowym niemal wszystkich firm na świecie – nawet dla państw średniej wielkości to duży wysiłek finansowy. KGHM zamówił już cztery małe reaktory od amerykańskiej spółki NuScale Power, z opcją dokupienia kolejnych czterech. O rozwijaniu technologii SMR w Polsce myśli również prywatna spółka Synthos i państwowy Orlen.
W pogoni za terminem
Według raportu PIE, budowa elektrowni jądrowych w Polsce może przynieść nam szereg korzyści gospodarczych. Nawet jeśli koszt będzie zbliżony do 200 mld zł, przeszło połowa inwestycji mogłaby zostać zrealizowana przez polskie przedsiębiorstwa. Tak więc większość tej kwoty zostałaby nad Wisłą. Elektrownie jądrowe dają gospodarce wartość dodaną o jedną trzecią większą niż węglowe i aż o 285 proc. większą niż gazowe. Poza tym energetyka jądrowa wygenerowałaby tysiące miejsc pracy. W największym wariancie nawet 40 tys.
Wyraźnie zmniejszylibyśmy też emisję CO2, a więc mniej płacilibyśmy za coraz droższe uprawnienia EU-ETS. W Europie zdecydowanie najmniej dwutlenku węgla emitują właśnie te państwa, których energetyka oparta jest na atomie. Według aplikacji „Electricity Map”, 31 sierpnia Francja i Finlandia emitowały aż sześć razy mniej CO2 na kilowatogodzinę niż Polska. We Francji energetyka jądrowa odpowiadała za dwie trzecie produkcji prądu, a w Finlandii za jedną trzecią (prawie jedną czwartą dokładała energia wodna). Niemcy zamykają swoje elektrownie jądrowe i obecnie są jednym z największych emitentów CO2 w Europie. Emitują ponad 4 razy więcej niż Francja i Finlandia.
Według harmonogramu prac w 2026 r. powinna ruszyć budowa pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Sześć lat później drugiej. Pierwszy blok jądrowy nad Wisłą powinien zacząć działać w 2033 r. W 2037 r. pierwsza z elektrowni powinna już funkcjonować na pełną skalę. Dla drugiej elektrowni terminy te to odpowiednio 2039 i 2043 r. Na pierwszy rzut oka daty wydają się odległe, jednak realizacja takich projektów jest niezwykle czasochłonna. Tak naprawdę czas więc goni i lepiej już nie zwlekać ani chwili.