„A bo ksiądz na mnie tak spojrzał”. Jak? No tak… Mój Boże! Do tej pory nie wiem jak, ale odtąd już bardzo czuwam nad sobą, aby spojrzeć we właściwym wymiarze. To znaczy nie tak, jak ja chcę i umiem, tylko tak, jak komuś to w tej chwili jest potrzebne.
Zazwyczaj idzie o niewielkie rzeczy, o zapałki, z których się wykrzesało mały ogienek, ale niekiedy płonie od tego las, całe hektary, przez długie, długie tygodnie. W lipcu któregoś roku widziałem pod Fromborkiem torfowisko, które płonęło na przestrzeni kilkunastu hektarów. Każdy się bał tam wejść, bo nikt nie wiedział, co się pod spodem wypaliło, chociaż dym tu i ówdzie wskazywał. Mógłby ktoś, ratując, wpaść w wypalone, rozżarzone komory. Trzeba było więc czekać, aż się samo wypali, aż przyjdzie zima i śnieg zasypie.
Tak czasem jest z ogniem od małej zapałki. To wszystko stanowi przyczynek do katolickiego „savoir vivre”. Musimy być uważni i niesłychanie delikatni wobec ludzi. Dobrze nam robi taka uwaga na innych i delikatność, bardzo nas wewnętrznie pogłębia i porządkuje, harmonizuje duchowo i umysłowo. Człowiek, który się łatwo i o byle głupstwo awanturuje, nie dając nikomu spokoju, nigdy nie dojdzie do prawdziwej subtelności wobec innych, chociaż będzie jej wymagał dla siebie, będąc na własnym odcinku niesłychanie wrażliwy i uraźliwy. Ciekawa rzecz, że im ktoś jest większym awanturnikiem wobec innych, tym więcej wymaga dla siebie. Jest to prawo naczyń połączonych. Jest to także wielki problem pracy, opanowania i władania sobą.
---
Książkę można kupić tutaj
Fragment pochodzi z książki
Ojcze nasz. Niech Modlitwa Pańska stanie się naszym chlebem powszednim,
Wydawnictwo Świętego Wojciecha 2020