Logo Przewdonik Katolicki

Pułapki suwerenności

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Mam wrażenie, że dochodzi tu do pomieszania pojęć. Dlaczego na przykład Bruksela miałaby chcieć rozpoczynać rzekomą budowę federacyjnego superpaństwa właśnie od kwestii sądownictwa?

W dyskusjach politycznych często ostatnio wraca pojęcie suwerenności, a przy okazji Święta Niepodległości szczególnie. Politycy niechętni kompromisom z Unią Europejską przekonują, że Bruksela chce nam zabrać suwerenność, że dąży do stworzenia federacji (niektórzy wręcz używają pojęcia IV Rzesza). Z niezwykłą powagą przekonują, że Polska nie może zrobić ani kroku w tył, ponieważ rozzuchwaliłoby to brukselskie elity do wywierania jeszcze większej presji na Polskę.
Mam wrażenie, że dochodzi tu do pomieszania pojęć. Dlaczego na przykład Bruksela miałaby chcieć rozpoczynać rzekomą budowę federacyjnego superpaństwa właśnie od kwestii sądownictwa? Przecież politycy w partii rządzącej w swych wypowiedziach wyrażają niezadowolenie z tego, jak dziś w Polsce wygląda sądownictwo. Zmiany, które przeprowadził Zbigniew Ziobro, nie sprawiły, że sądy orzekają szybciej, bardziej sprawiedliwie, że stały się wolne od polityki. Gdyby rzeczywiście Unia chciała nam zabrać suwerenność, wymuszałaby podporządkowanie Brukseli w naprawdę znacznie ważniejszych dziedzinach, niż domagając się, by zmniejszył się wpływ polityków na sądy, by środowisko sędziowskie było bardziej samorządne. Na przykład pozbawiałaby nas władzy w takich dziedzinach jak podatki, polityka zagraniczna czy obronna. Tymczasem w tych kwestiach integracja idzie bardzo powoli. Owszem, są kwestie, w których Unia jest de facto superpaństwem, na przykład w kwestii wspólnego rynku, braku ograniczeń do przepływu kapitału, usług czy obywateli między państwami, ale akurat Polska jest w gronie państw, które najmocniej wspierają wspólny rynek, bo on nam bardzo służy. Tam realne ograniczenie suwerenności tym, którzy lubią się z Unią sprzeczać, nieszczególnie przeszkadza.
Sprawa jest jednak jeszcze bardziej złożona. Globalizacja doprowadziła do tego, że pojęcie suwerenności bardzo się zmieniło. Podczas pandemii nagle okazało się, że aby wyprodukować w Polsce samochód (w fabryce zbudowanej przez Niemców), potrzebujemy elektroniki, czipów itp., które przypłyną z Azji, importowanej stali i wielu innych produktów, które akurat lockdowny uczyniły niedostępnymi. Zdaliśmy sobie sprawę, że nawet produkcja leków uzależniona jest od dostaw substancji z drugiego końca świata.
W dodatku coraz większą rolę odgrywają wielkie światowe koncerny. Decyzje podejmowane przez Marka Zuckerberga, właściciela Facebooka, czy Elona Muska, który właśnie kupił Twittera, mają większy wpływ na debatę publiczną, a więc i politykę, w Polsce, niż większość decyzji Sejmu czy rządu. W klasycznym rozumieniu suwerenna jest dziś może Korea Północna, która całkowitą niezależność od świata okupuje nędzą i zacofaniem. W ramach Unii Europejskiej czy NATO po prostu współdzielimy z innymi naszą suwerenność, ale dzięki temu stajemy się bardziej, a nie mniej suwerenni.
Wracając do unijnych funduszy – jeśli Polska przyjmie i sensownie wyda te znacznie ponad pół biliona złotych, a przez to wzmocni własną gospodarkę, siłę i konkurencyjność polskich firm, niezależność od surowców energetycznych z Rosji
(np. budując farmy wiatrowe czy słoneczne), staniemy się bardziej, a nie mniej suwerenni.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki