Z wystąpień lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego wygłoszonych 10 i 11 listopada wyłania się absolutnie kasandryczny obraz rzeczywistości. Z jego słów wynikać ma, jakoby Polsce groziła anihilacja, utrata władzy przez PiS doprowadzić miała do utraty suwerenności, a nawet polskiej państwowości. Głównym zagrożeniem mają więc być dla Polski Unia Europejska i Niemcy. Uważam, że to wypowiedzi nieprawdziwe i potencjalnie szkodliwe.
Choć dla uczciwości trzeba przyznać, że toczy się dziś w Unii Europejskiej ważna dyskusja o przyszłości. Większe państwa doszły do wniosku, że UE jest dziś zbyt skomplikowana, więc trzeba ją bardziej scentralizować, by okazała się skuteczniejsza. Jednym z pomysłów jest odejście od zasady jednomyślności, która dziś obowiązuje w różnych dziedzinach podejmowania decyzji – na przykład w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa czy polityki zagranicznej.
To będzie więc decyzja o charakterze ustrojowym – odejście od jednomyślności zmieni traktaty unijne. Tu prezes Kaczyński ma rację. Dlatego potrzebujemy dyskusji na temat tego, jak chcemy widzieć Unię, jej przyszłość, jak chcemy rozłożyć akcenty między kompetencjami wspólnoty i państw narodowych.
Tyle tylko, że mam wrażenie, że Kaczyński nie chce żadnej dyskusji. Bo jak rozmawiać o przyszłości, jeśli ktoś obecne plany dalszego zacieśnienia integracji z góry porównuje do polityki Bismarcka i Hitlera, zaborów, odebrania resztek suwerenności Księstwu Warszawskiemu – bo takie porównania historyczne padły w jego wystąpieniu. Gdy się używa takich porównań, to nie ma już żadnego miejsca na dyskusje. Role zostały rozdane: kto nie podziela zdania prezesa Kaczyńskiego, stoi po stronie zdrajców, nie jest patriotą, chce się wyrzec polskiej państwowości i poddać naród polski pod rządy Berlina. Na takie generalizacje, czy wręcz manipulacje, nie może być zgody.
Tym bardziej, że wypowiedź Kaczyńskiego ma określony kontekst polityczny. Jego partia właśnie straciła władzę w Polsce, właśnie dokonuje się zmiana władzy, a prezes PiS mierzy się z pytaniami o to, dlaczego mimo osiągnięcia pierwszego miejsca w wyborach 15 października, musi się pogodzić z przegraną. W tym sensie jego wystąpienie jest częścią kampanii wyborczej. Ale właśnie dlatego trudno zaakceptować taki język.
Bo wynika z niego, że Unia Europejska, ale też Europa czy Zachód są dla Polski wrogami. Zgoda, dzieje się dziś na Zachodzie wiele procesów, które niekoniecznie muszą nam podobać, wywołują pytania i dyskusję. Ale – jak pisałem wyżej – Kaczyński nie chce żadnej dyskusji. On chce wykorzystać te hasła do konsolidacji swojej władzy w partii. A kwestia przyszłości Unii, przyszłości Polski to coś znacznie ważniejszego niż powyborcze rozgrywki w Prawie i Sprawiedliwości.
A musimy się dziś w Polsce, po tym, jak społeczeństwo zdecydowało o zmianie władzy, zastanowić, gdzie jesteśmy i dokąd chcemy iść. Potrzebujemy wielu ważnych dyskusji, a nie jedynie straszenia, że kto się nie zgadza z PiS, ten nie kocha Polski. I właśnie dlatego uważam taktykę Kaczyńskiego za szkodliwą: bo zamiast otwierać, zamyka jakąkolwiek dyskusję.