Logo Przewdonik Katolicki

Strachy na Lachy zamiast dyskusji

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

W tak trudnej sytuacji Polska potrzebuje dyplomacji precyzyjnej jak skalpel, narodowej dyskusji o tym, jak uniknąć poważnych zagrożeń w przyszłości.

Jeśliby traktować to, co mówią nasi politycy dosłownie, przed Polską stoi iście dramatyczna alternatywa. Albo będziemy musieli przyłączyć się do nowej wszechwładnej federacji europejskiej, albo zostaniemy wchłonięci przez Federację Rosyjską. Innego wyjścia nie ma. To nie przesada. To Jarosław Kaczyński ostrzegał swoich posłów przed tym, że Putin odbudowuje Związek Sowiecki, zaś władze w Berlinie podjęły decyzję o budowie Czwartej Rzeszy Niemieckiej. Z kolei Donald Tusk, w czasie spotkania na zaproszenie PiS kilku prawicowych partii eurosceptycznych, komentował w mediach społecznościowych, że to „pożyteczni idioci Putina, którzy nawet jeśli udają, że są antyrosyjscy, «działają w imieniu Rosji, bez względu na to, czy ich liderzy i elektorat to rozumieją, czy nie»”.
I w zależności od tego, czy ktoś głosuje na Tuska czy na Kaczyńskiego, pierwszy uważa, że przeciwnicy pchają nas w łapy Rosji, a drugi jest przekonany, że zaraz Polsce Bruksela i Berlin każą wyrzec się suwerenności i zmienią Polskę w land niemiecki na prawach gorszych niż obywatele niemieccy (to akurat z wypowiedzi Zbigniewa Ziobry). Zamiast ważnej debaty o sytuacji geopolitycznej naszego regionu, która rzeczywiście ostatnio się pogorszyła, narodowe strachy na Lachy.
Co gorsza, w każdej z tych przesadzonych wypowiedzi tkwi ziarno prawdy. Kaczyński słusznie zwraca uwagę na paragraf w programie nowego rządu złożonego z lewicy, zielonych i liberałów w Berlinie, w którym czytamy o konieczności transformacji Unii Europejskiej w „federalne, europejskie państwo związkowe”. To plan stworzenia europejskiego superpaństwa. Tyle tylko, że należy pamiętać, że to zapowiedź nie tylko mglista, co w dodatku mało realna, ponieważ takiego rozwiązania wciąż nie chce większość Niemców. Ale nawet gdyby takie federalne państwo europejskie powstało, byłoby to zupełnie inne działanie niż w czasach Bismarcka czy Hitlera, czyli twórców II i III Rzeszy, które były wyjątkowo antypolskie.
Również w tym, co pisze Tusk, jest trochę racji. Z wyjątkiem Polski i państw bałtyckich europejskie partie eurosceptyczne są prorosyjskie. Prorosyjska jest Marine Le Pen z Francji, Matteo Salvini z Włoch czy Wiktor Orbán z Węgier, by wymienić najważniejszych. Le Pen w Warszawie mówiła wprost, że Ukraina to rosyjska strefa wpływów i Zachód nie powinien się wtrącać w relacje między Moskwą a Kijowem. To jest stwierdzenie uderzające wprost w nasze bezpieczeństwo, bo oznacza, że kandydatka na prezydenta Francji uważa, że rosyjska strefa wpływów kończy się na naszej wschodniej granicy, a kto wie, czy może i Polska do niej nie należy. To znaczy, że nie Ukraińcy mają decydować o swej przyszłości, ale ma to zrobić za nich Rosja.
W tak trudnej sytuacji Polska potrzebuje dyplomacji precyzyjnej jak skalpel, narodowej dyskusji o tym, jak uniknąć poważnych zagrożeń w przyszłości, jakie zawrzeć sojusze. Zamiast tego zaś mamy walenie się po głowach kłonicami. Tylko niestety to żadna nowość.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki