Muszę przyznać, że męczy mnie już coraz bardziej w polskiej polityce przerzucanie się argumentami o tym, kto służy rosyjskim interesom. Politycy PiS lubią przypominać zdjęcia ze Smoleńska, na których rzekomo Donald Tusk śmiał się z Władimirem Putinem, często przypominają zdjęcia zrobione kilka miesięcy wcześniej na sopockim molo, gdy Putin odwiedzał Polskę, biorąc udział w 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej i w samotności rozmawiał z Tuskiem.
Mało kto już dziś pamięta, że wówczas przyjazd Putina był sporym sukcesem polskiej dyplomacji, ponieważ Rosjanie długo nie uznawali września 1939 za początek II wojny, wskazując raczej lato 1941 r., czyli moment, gdy Hitler zaatakował ZSRR. Uznanie, że II wojna zaczęła się dwa lata wcześniej oznaczało przyznanie, że III Rzesza nie rozpoczęłaby działań wojennych bez gwarancji bezpieczeństwa, jakie dał jej pakt Ribbentrop-Mołotow. Dość wspomnieć, że dziś Putin na taką uroczystość z pewnością by nie przyjechał, bo od kilku lat pisze historię XX wieku na nowo.
Ale argument, że ktoś dziś w Polsce wspiera Rosję, bo ma z kimś sojusz, jest bronią obosieczną. Wystarczy rzut oka na Francję i Niemcy, by zobaczyć, jak to inaczej wygląda w Europie Zachodniej. Były premier Francji François Fillon właśnie został powołany do zarządu firmy rosyjskiego koncernu paliwowego Zarubieżnieft. Fillon był w ostatnich wyborach kandydatem na prezydenta partii Republikanie, która jest częścią chadeckiej międzynarodówki EPP, której szefem jest Donald Tusk. Nie, nie uważam, że Tusk odpowiada za działania Fillona, ale problemem jest to, że na francuskiej scenie politycznej wszystkie partie są mniej lub bardziej prorosyjskie. Emmanuel Macron, nadzieja liberałów, w ubiegły weekend zadzwonił do Putina i obiecywał mu reset w stosunkach Unii z Kremlem. Gdy więc Donald Tusk twierdzi, że PiS podpisując wspólną deklarację z otwarcie prorosyjską Fracuzką Marine Le Pen, realizuje interesy Rosji, widzę mnóstwo hipokryzji.
Bo przecież to niemiecka chadecja, również należąca do EPP, buduje szkodliwy dla naszej części Europy rurociąg Nord Stream II. To była szefowa niemieckiego rządu, również należąca do EPP chadeczka Angela Merkel, wspólnie z Macronem domagała się zwołania specjalnego szczytu Unia–Rosja, by na nowo zbudować relację z Putinem. Jeśli więc Donald Tusk chce walczyć z wpływami Kremla w europejskiej polityce, powinien zacząć od zrobienia porządków z chadecją w Niemczech, we Francji, o Austrii nie wspominając, bo tam fascynacja Putinem jest aż nadto wyraźna.
Nie zmienia to jednak mego krytycyzmu wobec działań PiS na europejskiej scenie politycznej. Najbliższy sojusznik PiS w UE, Victor Orban nie kryje tego, że utrzymuje z Putinem bardzo bliskie relacje. Rządzone przez niego Węgry krzywo patrzą na sankcje nakładane na Rosję po kolejnych przestępstwach popełnianych przez służby specjalne działające na zlecenie Kremla. Coraz bliżej współpracująca z PiS Le Pen nie kryje swej sympatii do Putina, podobnie jak i inne eurosceptyczne partie, z którymi współpracuje w Unii PiS.
Paradoks polega jednak na tym, że zarówno PiS, jak i PO doskonale zdają sobie sprawę z tego, jakim niebezpieczeństwem dla Polski jest Rosja, ale tak się nienawidzą, że zamiast w tej sprawie współpracować, wolą oskarżać drugą stronę o to, że działa na rękę Putina. W ten sposób obie te partie realizują rosyjskie interesy.