Logo Przewdonik Katolicki

Hałaśliwi i nieskuteczni

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Wzajemne oskarżenia o prorosyjskość pokazują smutną prawdę, że różne części Europy posplatane są interesami z Kremlem.

Ukraina jest podobno zagrożona przez Rosję. Czy to zagrożenie realne czy tylko blef? Wszyscy biorą niebezpieczeństwo coraz bardziej serio. Władimir Putin, z sobie wiadomych powodów, podjął grę o wyparcie wpływów NATO, a więc Zachodu, z Europy Wschodniej.
My, Polska, doznaliśmy skutków jego ofensywy na własnej skórze już wcześniej. Myślę o kryzysie granicznym, który nie był z pewnością dziełem samego tylko Łukaszenki. Inwazja na naszą wschodnią granicę odbywała się co najmniej za przyzwoleniem, jeśli nie zachętą, Putina. Wojna na wschodniej flance Ukrainy trwa już z kolei od lat. Zdążyliśmy się z nią oswoić. Ale jeśli rosyjska armia wejdzie do Doniecka, albo i poza Donieck, w głąb terytorium swojego sąsiada, to będzie jednak sytuacja nowa. To uwaga do tych, którzy przekonują, żeby się nadmiernie nie ekscytować, bo „wszystko już było”.
Odpowiedzią polskich elit jest, jak zawsze, karczemna awantura. Owszem, są w stanie wszyscy, poza Grzegorzem Braunem, zagłosować w Sejmie za ostrą rezolucją broniącą Ukrainy. I na tym jedność się kończy. Można się zastanawiać, czy kryzys ukraiński to akurat dobry czas, aby premier Morawiecki spotykał się z liderami zachodnich partii eurosceptycznych, którzy mają na co dzień sporo empatii wobec Putina. Ale spotyka się z nimi z całkiem innych powodów: trwa spór o model Unii Europejskiej. Faktem jest, że Morawiecki pojechał na spotkanie w Hiszpanii z przesłaniem: Rosja nam zagraża. Oświadczenie, jakie podpisali z nim premier Węgier Victor Orban czy przywódcy hiszpańskiej partii Vox, stwierdza jednak, że to Rosja zaprowadziła Europę na skraj wojny. Dużo to czy mało? Pani Le Pen nie chciała tego podpisać.
Nie przeszkadza to Donaldowi Tuskowi stawiać najcięższe oskarżenia. Nazywa spotkanie „antyukraińskim”, co nie jest prawdą. Ogłasza też, że mamy do czynienia z wysługiwaniem się Kremlowi. Gołosłowne to, i zresztą będące pochodną strategii Tuska: bić PiS przy użyciu każdej broni, nazywać grupą przestępczą, obrażać. Pytanie, czy przekona tym nowych wyborców. Ale też pytanie może ważniejsze: jak to się odbija na stanie życia publicznego w Polsce. Czy czyni nas bardziej skutecznymi w grach zewnętrznych. Morawiecki odpowiada, że to Niemcy są państwem prorosyjskim, stąd Nord Stream2. Ponieważ Tusk kojarzony jest z niemieckimi elitami politycznymi, premier czyni go współsprawcą budowy tegoż Nord Stream2. I wzywa do rezygnacji z przewodniczenia Europejskiej Partii Ludowej, w której pierwsze skrzypce gra niemiecka chadecja. I znów – przedstawianie Tuska jako sprawcy Nord Stream2 to gruba przesada. Ale też agresja na agresję. Skądinąd obecne Niemcy, prawda, rządzone już przez socjaldemokratów, są dość powszechnie krytykowane za opuszczenie Ukrainy w obliczu rosyjskiego zagrożenia.
PiS-owi zdarzały się w ostatnich miesiącach posunięcia fatalne. Choćby wojna z amerykańskim inwestorem TVN w momencie, kiedy szczególnie ważnym jest, aby nie opuściła nas Ameryka. Ale te wzajemne oskarżenia o prorosyjskość pokazują smutną prawdę. Różne części Europy posplatane są interesami z Kremlem. Na każdego może to rzucić cień. Ten typ politycznej wojny jest szczególnie autodestrukcyjny.
I nie zmieni tego – chyba – fakt, że prezydent Andrzej Duda zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego i całkiem sensownie konsultował się z opozycją. Szukając takiego stanowiska, które zadowoliłoby wszystkie strony wojny polsko-polskiej, najpierw powinniśmy poszukać zgody u siebie, a potem myśleć, jak być skutecznym w międzynarodowych rozgrywkach. Inaczej skuteczni nie będziemy. Ale hałaśliwi do bólu – jak najbardziej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki