Zapowiedź zburzenia Jerozolimy, o której mówi Jezus, nie ma konkretnego umocowania w czasie. Zapytany o konkretne znaki, które mają zwiastować to wydarzenie, Nauczyciel opisuje kataklizmy, ludzkie nieszczęścia, wojny, epidemie i prześladowania. Czy jednak zjawiska te nie występują w każdej epoce, w różnych miejscach świata? Możemy wobec nich przyjąć postawę obojętną, stwierdzić, że tak było, jest i będzie, że ludzie cierpią i walczą ze sobą, a przyroda się buntuje. Ale możemy też spojrzeć na to inaczej – i przyjąć, że wszyscy żyjemy w czasach ostatecznych. Dla każdej epoki i dla każdego człowieka oznacza to jakiś koniec świata, koniec życia. Można tę perspektywę ignorować, nie jest to jednak postawa chrześcijańska, bo uczniowie Jezusa są ludźmi oczekiwania i nadziei. Zanurzeni w teraźniejszość, wypatrujemy przecież przyjścia Pana. Ludzkie i naturalne jest również to, że chcielibyśmy poznać znaki, które będą zapowiedzią Jego przyjścia.
Zbawiciel ostrzega swoich uczniów przed pochopną, mylną interpretacją takich znaków. I mówi o czymś, co jest nam dziś doskonale znane – wskazuje fałszywych proroków, którzy podnoszą głos w czasach niepokojów i kryzysów i głoszą nie Bożą, ale swoją naukę. Człowiek ogarnięty poczuciem niepewności i braku bezpieczeństwa chętnie nadstawia ucha takim naukom, bo próbuje zrozumieć, co się dzieje w świecie, i szuka głębszego sensu wydarzeń, które są trudne do przyjęcia. Pamiętamy to z niedawnego czasu pandemii, ale nauczyciele wieszczący katastrofę świata i Kościoła, różnego rodzaju mówcy i kaznodzieje, są wciąż popularni i rozchwytywani przez słuchaczy. Dlaczego tak się dzieje? Bo dają proste odpowiedzi na niepokojące pytania, karmią lęki i wątpliwości, podsuwają proste interpretacje złożonych sytuacji. Rozróżnić ich – to nie jest łatwe, bo, jak sam Jezus o nich mówi, przychodzą pod Jego imieniem i na Niego się powołują. Zdaje się jednak, że są dwa niezawodne kryteria, dzięki którym takich fałszywych proroków czasów kryzysów możemy rozpoznać. Owocami ich nauczania są bowiem lęk i podziały. Jezus nie głosi Ewangelii strachu. Jezus nie jest Panem konfliktu. „Nie podążajcie za nimi!” – taka jest Jego instrukcja postępowania wobec tych, którzy pod pozorem głoszenia Dobrej Nowiny sieją zamęt i potęgują niepokój.
Jaką więc postawę mają przyjąć uczniowie Chrystusa wobec zjawisk i wydarzeń, które trudno pojąć i właściwie odczytać? Jak się zachować, gdy przychodzi czas prześladowań i – jak nam się wydaje – schyłek świata, w jakim dotąd żyliśmy? Pan daje radę, która idzie pod prąd ludzkim tendencjom do bronienia siebie ze wszystkich sił. Brzmi ona: „Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony”. Zapewne nie jest to postawa łatwa do przyjęcia dla ludzi, którzy czują potrzebę wypowiadania się na każdy temat, konfrontowania się ze światem, udziału w nieustających potyczkach słownych i udowadniania swoich racji. Wobec prześladowań, drwin, dyskryminacji i ośmieszania uczeń Jezusa ma tylko jedno zadanie – składać świadectwo. Jednak wartość tego świadectwa nie mierzy się liczbą wypowiedzianych słów, a nawet zwycięstwa w dyskusjach. Jego miarą jest wytrwałość, zaufanie i otwartość na działanie Pana. „Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić” – obiecuje Jezus.
To jest wielka różnica, czy ludzie ustawiają się w opozycji do nas z powodu samego Jezusa, czy też dlatego, że ranią i bulwersują ich nasze postawy i słowa. Zdarza się bowiem, że za gorliwością obrońców Kościoła kryją się mniej szlachetne motywacje. Niedaleko stąd już do stania się fałszywymi nauczycielami, przed którymi przestrzega dziś Ewangelia. Warto umieć rozpoznać i oddzielać własne ambicje od tego, czego oczekuje od nas Pan. Bo tylko wtedy, gdy stajemy w pokorze u boku Mistrza, poddani Jego woli, możemy mieć pewność, że spełnią się słowa: „Włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”.