Logo Przewdonik Katolicki

Bańki

Natalia Budzyńska
Fot. Denis-Vdovin/Usplash

Czas płynie nieubłaganie i za momencik będę biegła na pociąg, gdzie doświadczę trochę życia niedostępnego osobom podróżującym zwykle samochodem.

Trudno o skupienie się na sprawach świata, kiedy człowiek zajęty jest sobą. Łapię ostatnie promienie słońca w muzealnej kawiarni nad Sukiennicami. Niebo jest błękitne i nie ma potrzeby wkładać kurtki, która leży obok na wiklinowym fotelu. Patrzę na kościół Mariacki, zza balustrady wychyla się Adam Mickiewicz. Dochodzą mnie głosy ukraińskich artystów, którzy śpiewają i nie pozwalają zapomnieć o swoim kraju i swoim losie. Trochę się tułam dzisiaj z walizką, ciągnę ją za sobą od rana z hotelu do Muzeum Narodowego, gdzie dwie świetne wystawy: Łempicka, która przyjechała z Lublina (już o tej wystawie pisałam, w Krakowie jest do marca – naprawdę warto zobaczyć) i polski modernizm (o tym jeszcze napiszę). Słońce przesuwa się po niebie, a ja zmieniam fotele, żeby jeszcze mnie ogrzało, zanim zajdzie za budynek. Czas płynie nieubłaganie i za momencik będę biegła na pociąg, gdzie doświadczę trochę życia niedostępnego osobom podróżującym zwykle samochodem. I tak na przykład jechałam kilka dni temu w wagonie zajętym niemal w stu procentach przez emerytów wracających z sanatoryjnych pobytów w Kołobrzegu. Pochodzili w większości z małych śląskich miasteczek, wielu mówiło językiem, którego niemal nie rozumiałam, i o sprawach, których zupełnie nie znam. To mi pokazało, w jakich bańkach wszyscy żyjemy. Nie lubię tego słowa, ale ono świetnie opisuje rzeczywistość: odizolowani w swoim środowisku rzadko wystawiamy spoza niego nos. W wielkiej pysze wydaje nam się, że świetnie znamy świat, a tak naprawdę wiemy o nim niewiele. Jedynie to, co wokół nas, ewentualnie jeszcze to, co wyczytaliśmy. Tymczasem żywy człowiek jest gdzieś daleko, w swoim domku, zamknięty nie z własnej winy, ale z powodu przeróżnych społeczno-ekonomicznych okoliczności często nie do zmienienia.
Ale zaraz, zaraz – myślę sobie – ja z własnej decyzji nie mam ochoty wychodzić poza moją bańkę. Wybieram komfort znanego świata i praw nim rządzących. Mam możliwości przekraczania różnych niewidzialnych gołym okiem barier i burzenia odgradzających nas murów. A jednak łapię się na tym, że wybieram wygodny fotel i bezpiecznych dla mojego poczucia godności znajomych. Mimo to w swojej pysze uważam, że interesuje mnie drugi człowiek i chętnie go poznam. Jakże go traktuję z góry! Zastanawiam się, dlaczego tak jest, skoro przecież wcale nie uważam, że mój świat jest najlepszym z możliwych.
Tymczasem nie mogę zapomnieć mojego towarzystwa z przedziału sprzed kilku dni. I dopiero teraz mnie olśniło, bo dodałam do siebie różne dane i wyszło na to, że w pociągu jadącym z Kołobrzegu do Krakowa spotkałam niemiecką mniejszość. Właśnie w opolskim mieszka najwięcej jej przedstawicieli, stanowią aż 7,7 proc. ludności województwa. Chętnie dowiedziałabym się o nich czegoś więcej, na pewno mają ciekawą historię.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki