Logo Przewdonik Katolicki

Królowa art déco, baronowa pędzla

Natalia Budzyńska
Detal Telefon II. 1930 r. fot. Donatella Giagnori/EIDON/Reporter/East News

Zagadka brzmi tak: obrazy którego z nieżyjących polskich artystów osiągają na światowych aukcjach najwyższe ceny? Żadnego, bo chodzi o artystkę – Tamarę Łempicką. W Lublinie trwa właśnie pierwsza w Polsce tak duża wystawa jej prac.

Od kilku lat pobija swoje rekordy, co roku osiąga kolejną wyższą cenę. W 2020 r. w Domu Aukcyjnym Christie’s jej obraz Portret Marjorie Ferry został sprzedany za ponad 16 mln funtów (czyli ponad 80 mln zł). Cena astronomiczna. To najpopularniejsza obecnie polska malarka. Jej obrazy wiszą w posiadłościach celebrytów, aktorów i najbogatszych ludzi świata. Byłaby zadowolona. Przez całe życie o niczym innym nie marzyła, jak trafić do środowiska arystokratów i być przez nich uwielbianą. Jakie czasy, taka arystokracja, więc Łempicka wisi u Madonny i Jacka Nicholsona. Eleganckie kobiety, starannie umalowane i uwodzicielskie, żywe kolory, zmysłowe portrety, chłodne posągowe akty – to jej znaki rozpoznawcze. Posiadała charakterystyczny styl, manewrowała na cienkiej linii postkubizmu i kiczu, dzięki czemu jej obrazy stawały się obiektami pożądanymi. Bo malowała życie luksusowe, a towarzyskie elity lubią pławić się w luksusach.

Kreacje, mistyfikacje
Bardzo nie chciała być zwyczajną dziewczyną, która urodziła się wprawdzie w nie biednej, ale jednak kupieckiej rodzinie. Ojciec, rosyjski Żyd, zniknął z jej życia wcześnie i niemal definitywnie. W każdym razie udawała, że nie istnieje. Matka pochodziła z Warszawy, ze zasymilowanej rodziny żydowskiej bogatych kupców. Tamara urodziła się raz w Warszawie, a raz w Moskwie, a jeszcze kiedy indziej w Petersburgu. W roku 1898 lub w 1902. Jako Marysia lub Rozalia. Dokładnie nie wiadomo, bo lubiła mistyfikacje i często zmyślała na temat swojego wieku i pochodzenia. Wiadomo przynajmniej na pewno, jak się nazywała: Gurwik-Górska. Wychowywała się pomiędzy Warszawą a Moskwą, ale kiedy ojciec opuścił rodzinę, opiekę nad nią sprawowali polscy dziadkowie, ludzie z kontaktami w środowisku artystycznym Warszawy.
Marysia od dziecka wiedziała, czego chce: życia ciekawego, pełnego wrażeń i na najwyższym poziomie. Symulowała choroby, bo wtedy matka i jej rodzice robili wszystko, żeby wysłać ją do ciepłej Italii. I to ze względu na jej słabe zdrowie (prawda? fałsz?) rodzina postanowiła sfinansować jej naukę na pensji w Lozannie. Przejawiając plastyczne talenty, nie pozostała nieczuła na sztukę i kulturę. Szczególnie inspirowały ją obrazy mistrzów renesansowych, które podziwiała we włoskich muzeach i które zawsze będą ją inspirować. Ale bogaci dziadkowie umarli i pieniądze na utrzymanie dziewczynki skończyłyby się, gdyby nie pomoc zamożnego wujka z Moskwy.
Podczas jednego z balów spotkała swego przyszłego męża, przystojnego Tadeusza Łempickiego. Wyszła za niego za mąż i żyłaby odtąd tak, jak to sobie wymyśliła, gdyby nie rewolucja. Krótko pławiła się w luksusach. Łempickiego zaaresztowali bolszewicy, a gdy udało się go wydostać z więzienia, oboje uciekli na Zachód. Zamieszkali wprawdzie we wspaniałym Paryżu, ale bez grosza. I teraz narodziła się Tamara Lempicka.

Lata 20., lata 30.
Wiedziała, że sukces osiągnie nie tylko talentem, ale przede wszystkim ciężką pracą, której jednak trzeba trochę dopomóc. Wymyśliła więc swoje życie. Wykreowała się. W dzień grzecznie brała udział w zajęciach w pracowni kubisty Lhote’a, wieczorami i nocami zawierała znajomości wśród paryskiej bohemy. A były to szalone lata 20.
Rozpoznała ducha czasu idealnie, pierwsza wystawa, jaka miała w salonie w 1922 r.,  wzbudziła zachwyt. Publiczność zmęczona awangardą potrzebowała czegoś lżejszego i dekoracyjnego, Tamara, która dodała przed swoje nazwisko arystokratyczne „de”, właśnie im to dała. Intensywność barwnych plam (czerwone sukienki, zielona karoseria, żółte loki, karminowa szminka!), staranność wykonania, futurystyczna scenografia, łagodnie geometryzujące bryły, szczegółowość i duże formaty – w tym czuła się najlepiej. A kiedy nadeszło zamówienie od amerykańskiego milionera na portret narzeczonej, po prostu wsiadła na statek i spędziła w Nowym Jorku kilka miesięcy.
W 1933 r. wyszła za mąż po raz drugi, za prawdziwego barona, jednego z najbogatszych ludzi w Europie. Nadciągał kolejny totalitaryzm. Lata szalonej beztroski dobiegały końca, baron sprzedał swój majątek i uciekł razem z żoną Żydówką za ocean. De Lempicka postanowiła wykorzystać tę sytuację i podbić Hollywood, ale teraz już nikt nie zachwycał się sztuką art déco. Ostatnie lata życia spędziła w Meksyku, nie odłożyła pędzla i zawsze uważała, że jest Polką. Zmarła w 1980 r.
„Tamara wraca do domu” – powiedziała kilka miesięcy temu jej prawnuczka, Marisa de Lempicka, w związku z otwarciem w Lublinie pierwszej tak dużej wystawy malarstwa słynnej polskiej artystki. Podczas gdy jej popularność w ostatnich kilkudziesięciu latach na świecie wzrasta, w Polsce mogliśmy oglądać dotąd tylko pojedyncze jej płótna. Nareszcie się to zmieniło. Jeszcze przez kilka tygodni możemy zanurzyć się w świat luksusu Tamary, „kobiety w podróży” do sukcesu.
A swoją drogą mistyfikacja jej się udała i wciąż działa: na swojej stronie internetowej jeden z najsłynniejszych domów aukcyjnych Christie’s informuje, że Tamara pochodziła z arystokratycznej rodziny.

Bugatti w Lublinie
Wystawa w Lublinie zatytułowana „Tamara Łempicka. Życie w podróży” jest warta obejrzenia z dwóch powodów. Po pierwsze: warto skorzystać z okazji i zobaczyć prawie sześćdziesiąt prac artystki pochodzących ze zbiorów prywatnych i francuskich muzeów. Ponad czterdzieści płócien daje niemalże wyczerpujący obraz oeuvre malarki, ikony art déco. Po drugie: aranżacja wystawy jest na miarę najnowszych trendów wystawienniczych i to należy docenić. Właśnie tak robi się teraz wystawy. Szeroki kontekst czasów, w jakich tworzyła Łempicka, składa się nie tylko z twórczości artystów tamtego okresu, ale i przedmiotów, jakimi się otaczała. Tworzyła w konkretnym środowisku, bezpośrednio odnosiła się do panujących mód i trendów i na nie wpływała.
Wśród zgromadzonych prac jest kilka tych najbardziej znanych jak Portret Tadeusza Łempickiego, Kizzete na balkonie, Kobieta w zielonej sukni, Pierwsza komunia czy słynny Autoportret w zielonym Bugatti. Każda z części wystawy, a jest ich kilkanaście, składa się z prac Łempickiej i kontekstu, a więc obrazów, grafik, rzeźb czy przedmiotów mających z jej pracami związek i tematycznie z nimi powiązanych. Obrazy nie wiszą więc w próżni, zamknięte w swoim świecie i odizolowane od życia ich twórczyni. Ich tło pozwala nam poznać atmosferę, w jakiej Łempicka tworzyła, dzięki czemu cały zamysł aranżacyjny staje się czymś w rodzaju obrazkowej biografii artystki. A więc oprócz dzieł Tamary zobaczymy zestawione z nimi obrazy działających w jej epoce innych malarek i malarzy, rzeźby, meble, przedmioty, fotografie, a nawet osobistą biżuterię, np. pierścionek, jaki dostała w prezencie od Gabriele’a D’Annunzio, którego nie lubiła zdejmować. Kolejne sale zamieniają się a to w pracownię Łempickiej, a to w kajutę na okręcie płynącym przez ocean. Stare fotografie rzucone na ścianę „wychodzą” z niej, tworząc iluzoryczną przestrzeń. Ze ścian patrzą na nas znajomi malarki, zaczynamy czuć ich perfumy i przenosimy się w podróż, do czego zaprasza nas stojący na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Lublinie… Bugatti. Niebieski.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki