W pewnym poznańskim kościele ponad osiem lat temu jeden z uczestników Mszy św. przerwał kaznodziei, zarzucając mu mówienie nieprawdy. Według dostępnych wciąż w internecie relacji duchowny mówił m.in. o tym, że rządzący celowo doprowadzają do migracji, aby społeczeństwo wymarło. Mówił, że trzeba się zbroić, bo polska armia jest w takim stanie, iż zmieści się na Stadionie Narodowym. Media informowały, że było to „kazanie polityczne” i że część wiernych opuściła świątynię.
O „skandalicznym” kazaniu rekolekcyjnym, zawierającym polityczne treści, z powodu którego ludzie opuszczali kościół, donosiły liczne media również w kwietniu br. Kaznodzieja mówił m.in., że wojnę na Ukrainie wywołali Amerykanie, a teraz chcą zwalić na Rosjan. Tym razem rzecz działa się w archidiecezji krakowskiej.
Nie ma czegoś takiego?
„Polityczne kazania” to jeden z argumentów przytaczanych przez tych, którzy rezygnują z uczestnictwa we Mszy św. w swojej świątyni parafialnej lub w ogóle przestają chodzić do kościoła. Podobny zarzut kierowany jest również pod adresem niektórych z polskich biskupów. Na przykład jedna z gazet już w tytule stwierdziła, że podczas tegorocznej pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców do Piekar Śląskich w ostatnią niedzielę maja zostało wygłoszone „polityczne kazanie”. „Nie zabrakło w nim nawiązań do polskiej sceny politycznej” – donosiła gazeta, wytykając m.in., że już na wstępie polski premier został nazwany „pielgrzymem pokoju”.
Tymczasem pod koniec października tego roku o. Oskar Maciaczyk, wykładowca homiletyki, rektor seminarium franciszkanów we Wrocławiu i adiunkt na Papieskim Wydziale Teologicznym, w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej” oświadczył: „Nie ma czegoś takiego jak kazanie polityczne”. Odnotował jednak, że być może są tacy, którzy chcieliby, żeby istniały kazania polityczne. „Faktem jest, że wątki polityczne występują czasami gdzieniegdzie w homiliach mszalnych. To niedobrze” – powiedział.
W tym samym kościele
Fakt, że nie wszystkim przeszkadzają wątki polityczne w kazaniach, odnotował ks. Henryk Sławiński z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. W artykule opublikowanym na łamach czasopisma „Polonia Sacra” w 2012 r. zauważył, że z jednej strony pojawiają się od czasu do czasu oskarżenia duchownych o mieszanie się do polityki, które dotyczą głównie ich wypowiedzi na ambonie. Jednak z drugiej strony nie brakuje osób, które oczekują od kaznodziejów zajęcia wyraźnego stanowiska wobec problemów politycznych. Dlaczego? Ponieważ uważają, że księża są dobrze wykształceni, znają stosunki społeczne i są dobrze zorientowani również w dziedzinie polityki.
Różne podejście do politycznej tematyki w kazaniach potwierdził również o. Maciaczyk we wspomnianym wywiadzie. Przytoczył usłyszane w trakcie odwiedzin kolędowych głosy dwóch rodzin na temat kaznodziejstwa w tym samym kościele parafialnym. Zdaniem jednej nie ma polityki na ambonie, zdaniem drugiej „ciągle tylko ta polityka się tam przewija”.
Kościele, proszę, nie milcz
Niezależnie od opinii o homiliach i kazaniach konkretnych duchownych i w konkretnych świątyniach, warto zadać pytanie o obecność polityki w przepowiadaniu Kościoła. Czy faktycznie Kościół, głosząc dobrą nowinę o zbawieniu, powinien unikać tych kwestii jak diabeł święconej wody? Można spotkać ludzi, którzy uważają, że słowa Jezusa „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22, 21) zawierają również nakaz milczenia Jego uczniów w sprawach politycznych.
Okazuje się jednak, że głos Kościoła w sprawach ściśle politycznych bywa bardzo przez niektórych wyczekiwany. Dla przykładu w ostatnich dniach 2015 r. prawnik Arkadiusz Radwan, prezes Instytutu Allerhanda, apelował na łamach ogólnopolskiego opiniotwórczego dziennika: „Kościele, proszę, nie milcz”. Przekonywał, że w sprawie sporu o Trybunał Konstytucyjny głos powinni zabrać polscy hierarchowie. „Nie po to, by poprzeć którąś ze stron konfliktu, ale by podnieść jakość tej dyskusji” – wyjaśniał.
Papież w parlamencie
O zapotrzebowaniu na głos Kościoła w sprawach politycznych świadczy zapraszanie papieży do zabierania głosu w instytucjach ściśle politycznych. Do klasyki przeszło wystąpienie św. Jana Pawła II w polskim parlamencie 11 czerwca 1999 r. Ten sam następca św. Piotra zabierał głos m.in. na forum Parlamentu Europejskiego i Organizacji Narodów Zjednoczonych. Benedykt XVI zwracał się m.in. do brytyjskich i niemieckich parlamentarzystów.
Wielokrotnie w sprawach politycznych i w obecności polityków wypowiadał się papież Franciszek. W tekście jego autorstwa opublikowanym 16 października na łamach włoskiego dziennika „La Stampa” napisał wprost: „Proszę władze polityczne, by położyły kres trwającym wojnom, by nie manipulowały informacjami i by nie oszukiwały swoich narodów, by osiągnąć cele wojenne”.
Kontrowersyjna i niezbywalna
Warto przypomnieć, że wielu ludzi na świecie, w tym również część katolików, domaga się ze strony Franciszka jasnych deklaracji politycznych w związku z napaścią Rosji na Ukrainę i zdecydowanego opowiedzenia się po jednej stronie, nawet jeżeli unicestwiłoby to szansę na dialog przerywający lub kończący konflikt zbrojny.
Z całą pewnością istnieje (nie tylko wśród katolików) zapotrzebowanie na wypowiedzi Kościoła dotyczące kwestii politycznych. Michał Rzeczycki na łamach elektronicznego czasopisma „Pressje” dowodził nawet trzy lata temu, że obecność Kościoła katolickiego w polskiej debacie publicznej jest rzeczą równie kontrowersyjną, co niezbywalną. „Niemożliwym jest bowiem, ażeby największy w naszym kraju związek wyznaniowy, który wciąż skupia znaczną część społeczeństwa, pozostawał bez wpływu na bieg spraw w państwie” – przekonywał. Dodał jednak, że obecność katolickiego głosu w debacie publicznej, ograniczona wyłącznie do kwestii aborcji, związków partnerskich, eutanazji, zapłodnienia in vitro, jest głęboką i niemożliwą do zaakceptowania redukcją Ewangelii.
Polityczne czy politykujące?
Czy jednak to, sygnalizowane na różne sposoby, zapotrzebowanie na dotyczące polityki wypowiedzi Kościoła obejmuje również poruszanie spraw politycznych w homiliach i kazaniach, zarówno wygłaszanych przez biskupów, jak i tych, które można usłyszeć z ust proboszczów, wikariuszy, rekolekcjonistów itd.? To właśnie tego rodzaju wystąpienia okazują się niejednokrotnie powodem niezadowolenia, a nawet protestów.
W przywołanym wyżej artykule ks. Sławińskiego można znaleźć bardzo ciekawe rozróżnienie dotykających polityki kazań na „politykujące” i „polityczne”. „Politykujące” są religijną agitacją i pogwałceniem „słowa Bożego przez sankcjonowanie ludzkich przekonań oraz pozbawianie słuchaczy należnych im praw”. „Polityczne” natomiast pomagają wierzyć w obecność i działanie Boga „w tle wydarzeń historycznych”.
Dbając o dobro wspólne
Według badacza z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie rozróżnienie na kazanie „politykujące” i „polityczne” koresponduje z rozróżnieniem na zagadnienia polityczne w wąskim i w szerokim rozumieniu. Oczywiste jest, że nie ma w kazaniach miejsca na agitację partyjną. Jest miejsce natomiast na problematykę polityczną w rozumieniu szerokim, takim jak wymienione wyżej dobrze przyjmowane głosy Kościoła dotykające tej sfery.
Ksiądz Wojciech Turowski, odpowiadając dziesięć lat temu na łamach „Studiów Ełckich” na pytanie „Czy w homilii jest miejsce na politykę?”, odpowiedział jasno: jest miejsce na politykę rozumianą przez Kościół jako troska o dobro wspólne. „Kościół, dbając o dobro wspólne, a przede wszystkim kierując się celami ewangelizacyjnymi, musi wypowiadać się w sprawach, które dotyczą poszanowania godności człowieka, jego tożsamości”. Ma też prawo do oceny moralnej działań politycznych. Ks. Turowski zwrócił uwagę, że w homiliach poruszających sprawy polityczne powinno wystrzegać się autorytarnego tonu, ostrych określeń i opowiadania się za jakąkolwiek partią.
Rozumieją potrzebę obecności
Przyglądając się uważnie nagłaśnianym przez media przypadkom oburzenia, a nawet protestów przeciwko poruszaniu na ambonie kwestii z zakresu polityki, można zauważyć, że w zdecydowanej większości dotyczą one nie tyle samej ich obecności w wypowiedzi kaznodziei, ile właśnie sposobu, w jaki temat został przedstawiony. Stosując wspomniane wyżej rozróżnienie, emocje i kontrowersje wywołują przede wszystkim wypowiedzi „politykujące”, a nie „polityczne”. A także te wypowiadane autorytarnie, które nie uwzględniają prawa wiernych do własnych poglądów w sferze polityki. Jak zauważył ks. Sławiński, „Obowiązkiem głosicieli słowa Bożego jest uznawanie uprawnionych różnic poglądów w zakresie porządku spraw doczesnych”.
Można chyba powiedzieć, że zdecydowana większość słuchaczy kazań i homilii wygłaszanych w Polsce to ludzie, którzy nie tylko rozumieją potrzebę obecności polityki w nauczaniu Kościoła, ale świetnie odróżniają uprawnione, wręcz pożądane wypowiedzi odnoszące się tych kwestii od zwykłego politykierstwa, dla którego na ambonie miejsca nie ma i być nie może.