Logo Przewdonik Katolicki

Laickość zdrowa, ewolucyjna, dynamiczna

Ks. Artur Stopka
22. posiedzenie Sejmu X kadencji, Warszawa, 27 listopada 2024 r. | fot. Adam Burakowski/East News

Niektórzy widzą w niej bardzo duże zagrożenie dla Kościoła. Inni, wśród nich następcy św. Piotra, mówią, że jest potrzebna.

Na przełomie listopada i grudnia 2024 r. w ramach tzw. prekampanii Rafał Trzaskowski powtarzał, że „nie został zdjęty żaden krzyż”. W ten sposób tłumaczył się ze skutków swojego zarządzenia z maja zeszłego roku, o którym „Rzeczpospolita” informowała 16 maja 2024 r.: „Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisał rozporządzenie, które zakazuje krzyży w urzędzie, a urzędnikom eksponowania symboli religijnych na biurkach”. „Gazeta Wyborcza” podawała, że stołeczny ratusz zabrał się za przeciwdziałanie dyskryminacji w urzędzie, dotyczącej wieku, płci, pochodzenia narodowego, wyznania, światopoglądu, orientacji psychoseksualnej, tożsamości płciowej i stopnia sprawności. Opublikowano wewnętrzne wytyczne, które miały obowiązywać wszystkich pracowników.

Elon Musk zareagował
Jak informowała „Rzeczpospolita”, dokument (który dzisiaj nie wyświetla się na stronie warszawskiego ratusza) zakazywał eksponowania symboli religijnych w przestrzeni urzędów. Oznacza to, że na przykład krzyż nie mógł znajdować się na ścianie czy biurku. Dozwolone było natomiast noszenie symboli w sposób indywidualny (medalik, opaska). „Co więcej wszystkie wydarzenia będą miały odtąd charakter świecki. Znikną więc obrzędy modlitw czy święcenia” – zauważył autor notatki w ogólnopolskim dzienniku.
Sprawa odbiła się bardzo szerokim echem i wzbudziła emocje nie tylko w Polsce, ale również za oceanem. Sześć dni po podpisaniu przez prezydenta Warszawy rozporządzenie skomentował w swoim portalu społecznościowym Elon Musk. „Bezwstydnie kopiuje głupie rzeczy z Ameryki. Żenujące” – napisał multimiliarder.
W sierpniu ubiegłego roku serwis „Do Rzeczy” informował, że „pod presją” obywateli prezydent stolicy się ugiął i zmienił rozporządzenie. W nowej wersji znalazło się sformułowanie „każda osoba pracująca w urzędzie ma prawo umieszczać na swoim biurku symbole religijne”. A w odpowiedzi na interpelację Lewicy, domagającą się zdejmowania krzyży ze ścian, urząd stwierdził ponadto, że zakaz nie dotyczy rad dzielnic.

Wrócił po trzech dniach
Należący do TVN serwis Konkret24 wytknął prezydentowi Warszawy, że jego zapewnienie, iż nie został zdjęty żaden krzyż, jest nieprecyzyjne. 11 października 2024 r. serwis „Raport Warszawski” poinformował, że z sali konferencyjnej Urzędu Dzielnicy Włochy, gdzie odbywają się sesje rady dzielnicy, zniknął krzyż. Po medialnej wrzawie, jaką ten fakt wywołał, trzy dni później krzyż wrócił na swoje miejsce.
W materiałach informacyjnych dotyczących kolejnych zarządzeń prezydenta polskiej stolicy, dotyczących m.in. symboli religijnych, bardzo trudno znaleźć odniesienie do laickości. To pojęcie właściwie się w nich nie pojawiało. Pojawiało się natomiast w publicystyce, i to czasem w zastanawiającym rozumieniu i kontekście.
Co prawda już w pierwszym zarządzeniu, które wyszło z warszawskiego ratusza, wspomniano, że wydarzenia organizowane przez urząd „mają charakter świecki, tzn. nie zawierają elementów religijnych, np. modlitwy, nabożeństwa, święcenia”, ale bez szerszych uzasadnień. O tym, że urząd jest miejscem świeckim, przekonywał też wiceburmistrz dzielnicy Włochy, broniąc decyzji o zdjęciu krzyża. Ale ani słowa o laickości. Jakby to pojęcie nie istniało. Tymczasem używają go nawet następcy św. Piotra. I niekoniecznie w sensie negatywnym.

Przełomowe przyjęcie chrześcijaństwa
Temat laickości nie jest nowy. Ks. Rafał Dudała z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach w artykule Polisemiczny charakter zjawiska laickości i przykłady jego zastosowania we współczesnym dyskursie publicznym zwrócił uwagę na wieloznaczność tego terminu, ponieważ znajduje on zastosowanie w filozofii, teologii, prawie, politologii oraz socjologii. „Wszystko to, przy uwzględnieniu przemian historycznych, sprawia, że obecnie nie sposób już mówić ani o jednej laickości, ani też o jednorodnym jej rozumieniu i zastosowaniu do konkretnych, odmiennych kulturowo warunków” – stwierdził badacz. Zauważył też, że elementy zapowiadające przyszłą laickość są znacznie starsze aniżeli zachodnia nowożytność.
Jego zdaniem w Europie za przełomowe wydarzenie należy uznać przyjęcie chrześcijaństwa przez imperatorów rzymskich w IV wieku i rozwój idei christianitas, która z czasem uległa załamaniu. Za początek historii laickości uznał odejście od modelu nowoczesnego państwa, które zakłada konfigurację teologiczno-polityczną z absolutyzmem oraz teorię suwerenności króla w sprawach duchowych i ziemskich, i wskazał na koniec XVIII oraz początek XIX stulecia.

Nie byłaby groźna, gdyby...
Francuski filozof, jeden z twórców neotomizmu, Étienne Gilson (1884–1978) wiele lat temu opublikował artykuł Laickość i laicyzm, w którym przekonywał, iż laickość nie byłaby groźna, gdyby znaczyła tylko to, że państwo reprezentuje w sposób naturalny władzę świecką. „Tymczasem zawiera ona w sobie także element woli – woli laickości – który komplikuje i zmienia istotę zjawiska. On to właśnie przekształca laickość w doktrynę: należy dążyć do tego, by państwo, z natury swej świeckie, zostało ponadto całkowicie odcięte od wszelkich wpływów religii” – wyjaśniał francuski filozof. Wyjaśniając, czym jest laicyzm, Gilson stwierdził bez owijania w bawełnę: „jest to system twierdzeń, a więc doktryna, której właściwym celem jest zniszczenie religii”. Równocześnie wyraził przeświadczenie, że aby osiągnąć swój cel, laickość będzie musiała zastosować metody laicyzmu.
Z pojęciowym zamieszaniem postanowił się zmierzyć ks. Rober Nęcek z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. W opublikowanym kilkanaście dni po pierwszym, wspomnianym wyżej, rozporządzeniu Rafała Trzaskowskiego tekście na łamach „Rzeczpospolitej” zdecydowanie przeciwstawił się zamiennemu używaniu pojęć „świeckość” i „laickość”. Podkreślił, że ważną sprawą staje się promowanie państwa świeckiego, takiego, które jest państwem niereligijnym, czyli nieutożsamiającym się z ostatecznym celem życia obywateli, ale uznającym prawo do poszukiwań religijnych. „Natomiast państwo laickie jest państwem programowo usiłującym wykluczyć małymi kroczkami wszelki aspekt i symbol religijny z życia publicznego. Taka perspektywa to forma ukrytego lub jawnego totalitaryzmu” – uzasadnił postulowane rozróżnienie. Przywołał też słowa papieża Franciszka, który w książce wydanej z okazji dziesięciolecia pontyfikatu stwierdził: „Państwo musi być świeckie, bo kraje wyznaniowe źle kończą”. W tym samym wywiadzie rzece aktualny następca św. Piotra przyznał: „Bronię świeckości państwa, ale nie laicyzmu, który na przykład nie dopuszcza wizerunków religijnych w przestrzeni publicznej”.

Bez instrumentalizowania religii
Wygląda na to, że w naszym kraju w kwestii różnych wypowiedzi, np. papieskich, mamy dodatkowy problem wynikający z tłumaczenia na polski obcojęzycznych wypowiedzi. Jak zauważył w 2017 r. na łamach portalu Deon Piotr Nowina-Konopka, były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, Franciszek już latem 2013 r.  wypowiedział w Rio de Janeiro znamienne słowa: „Świeckość państwa (w hiszpańskim oryginale la laicidad del Estado) sprzyja pokojowemu współistnieniu różnych religii”. Dokładnie tego samego słowa laicidad użyto w oficjalnym watykańskim hiszpańskim przekładzie przemówienia, które Franciszek wygłosił 15 grudnia 2024 r. w Ajaccio na zakończenie kongresu poświęconego pobożności ludowej w basenie Morza Śródziemnego. We włoskim oryginale znalazło się słowo laicità, a w oficjalnym polskim tłumaczeniu – „laickość”.
„Laickość” pojawia się również w polskiej wersji Kompendium nauki społecznej Kościoła oraz w przekładach tekstów Benedykta XVI poruszających tę kwestię. To właśnie słowa swego bezpośredniego poprzednika przywołał Franciszek w Ajaccio, tłumacząc, że zdrowa laickość „oznacza uwolnienie wiary od ciężaru polityki i wzbogacenie polityki o to, co wnosi wiara, przy zachowaniu koniecznego dystansu, wyraźnego rozróżnienia i niezbędnej współpracy między obydwiema”. Cytat pochodził z posynodalnej adhortacji apostolskiej Ecclesia in Medio Oriente, w której Benedykt XVI napisał również: „Taka zdrowa laickość gwarantuje polityce działanie bez instrumentalizowania religii, a religii życie w wolności, bez obciążania się polityką, podyktowaną przez interes i niekiedy niezbyt zgodną, a nawet sprzeczną z wiarą. Dlatego właśnie zdrowa laickość (jedność-odrębność) jest potrzebna, a nawet niezbędna obydwu”.

Spotkanie zamiast konfliktu
W 2008 r. w przemówieniu do nowego ambasadora San Marino Benedykt XVI powiedział, że należy zdefiniować na nowo znaczenie laickości, które podkreślałoby autentyczną różnicę i autonomię różnych komponentów społeczeństwa, zachowując jednak specyficzne kompetencje w kontekście wspólnej odpowiedzialności. „Niewątpliwie ta «zdrowa» laickość państwa zakłada, że każda rzeczywistość doczesna kieruje się własnymi normami, które jednak nie mogą pomijać podstawowych wymogów etyki, opartych na naturze każdego człowieka i właśnie dlatego odwołują się w ostateczności do Stwórcy” – tłumaczył. Dwa lata później, w samolocie do Santiago de Compostela powiedział dziennikarzom: „Przyszłość wiary wymaga spotkania, a nie konfliktu wiary i laickości”. Trudno się z tą diagnozą nie zgodzić. Nic dziwnego, że Franciszek w Ajaccio mówił o potrzebie „rozwijania koncepcji laickości – nie statycznej i drętwej, lecz ewolucyjnej i dynamicznej – zdolnej do przystosowania się do różnych lub nieprzewidzianych sytuacji oraz do promowania stałej współpracy między władzami cywilnymi i kościelnymi, dla dobra całej społeczności, w której każdy pozostaje w granicach swoich kompetencji i przestrzeni działania”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki