Logo Przewdonik Katolicki

Królowa – tytuł zbyt retro?

Elżbieta Wiater
„Dziewica Królowa Nieba – Przewodnicząca Zgromadzeniu Świętych”. Zdjęcia w galerii we Frankfurcie nad Menem, Niemcy, początek XV wieku fot. Culture Club/Getty Images

Niedawno do Pana odeszła jedna z wielkich postaci XX wieku, królowa Elżbieta II. Zmarła 8 września, a więc w urodziny Matki Bożej, ale to niejedyny aspekt, który łączy te dwie wspaniałe kobiety. Istotniejszy jest, przynajmniej dla tych rozważań, noszony przez nie obie tytuł – królowej.

Śmierć, a potem pogrzeb władczyni Zjednoczonego Królestwa poruszył nie tylko jej poddanych. Temat ten był żywy w mediach, wiele osób także odnosiło się do niego na swoich profilach w mediach społecznościowych. To moim zdaniem pokazało wydatnie, że tytuł królowej, choć rozumiany nieco inaczej niż ten biblijny, wcale nie stał się pojęciem pustym, pozbawionym znaczenia. Wciąż intuicyjnie rozumiemy jego wagę i znaczenie oraz rolę, jaką osoba zasiadająca na tronie odgrywa, nawet w naszym demokratycznym społeczeństwie.

Współczesny model
Świetnie pokazał to w filmie Królowa (2006) Stephen Frears. Film dotyczy kryzysu monarchii brytyjskiej, czy raczej tego, co się tym nim wydawało, tuż po śmierci księżnej Diany. Obraz zebrał całą kolekcję nagród, z Oscarem za tytułową rolę dla Hellen Mirren włącznie, i to słusznie. Jest wielowątkowy, za każdym objerzeniem można z niego wydobyć kolejne ważne treści, tu jednak chciałam się skupić na tym, jak ukazane zostało sprawowanie władzy oraz rola królowej, bo to wspaniale pokazuje, jak współczesny człowiek i społeczeństwo rozumie ten tytuł.
Elżbieta II została przedstawiona w tym filmie jako ta, która traktuje swoją pozycję bardziej jako zadanie, za wypełnienie którego jest odpowiedzialna przed Bogiem, niż uzasadnienie dla wynoszenia się nad innych. Stara się wsłuchiwać w głos poddanych, a kiedy ci domagają się od niej, by w imię dobra monarchii uniżyła się, potrafi to zrobić. Widzi siebie raczej jako sługę niż panią i choć zachowuje dystans, który sprawia, że wobec jej osoby czuje się szacunek, jednocześnie pozostaje przystępna.
Jej poddani zaś (tu wspaniałym przykładem jest premier Tony Blair) traktują ją bardzo poważnie, przede wszystkim jako główny punkt odniesienia. Są jednak wśród nich i tacy, którzy chcieliby usunięcia z życia politycznego monarchii. A chociaż nawet w najbardziej krytycznym momencie duża część społeczeństwa głosuje w sondażach za jej likwidacją, wkrótce okazuje się to jedynie efektem emocjonalnego wzburzenia. Gdzieś w tle wybrzmiewa przekonanie, że w świecie płynności i kolejnych zmian premierów oraz koalicji, osoba władczyni jest tym, co nadaje rzeczywistości stabilność, i jest to ceniona przez społeczeństwo cecha. Można patrzeć na królową z zachwytem, można uważać za przeżytek i epicentrum konserwatyzmu, jednak wciąż to ona i jej najbliższe otoczenie wyznacza trendy oraz stanowi synonim tego, co najwyższe i najdoskonalsze.
Tu warto dostrzec, że dalekim echem tej potrzeby istnienia „punktu orientacyjnego” w postępowaniu jest chociażby powstanie całej rzeszy celebrytów i influencerów. Nie zyskali swojej pozycji sami, nie jest ona wyłącznie ich prywatną kreacją – tę szczególną pozycję dało im to, że idą za nimi ludzie, całe społeczności. Jest więc w nas coś, co do takiego poszukiwania popycha.

Obraz biblijny
Tyle Frears. A co na temat królowej mówi Biblia? Przede wszystkim tytuł ten na stałe kobieta otrzymywała nie jako żona króla, ale jego matka. Sprawowała więc bezpośrednio władzę jedynie w przypadku, kiedy zostawała regentką, inaczej była doradczynią, kimś, kto korzystając ze swoich powiązań rodowych i sojuszy, wspierał panowanie syna. Tytuł ten niejako wyrastał z macierzyństwa, tym samym jednym z głównych wymagań stawianych królowej była jej nieskazitelna opinia, gwarantująca, że syn był prawowitym potomkiem króla.
Była to więc kobieta darzona szacunkiem, zajmująca szczególną pozycję, a jednocześnie mająca w sobie to subtelne ciepło i przystępność właściwe matce. Często to dzięki niej poddani zyskiwali dostęp do władcy lub jakieś jego konkretne łaski. Jej zadaniem było dostrzeganie tych aspektów panowania, które królowi mogły umknąć, na ogół tego, co wiązało się z potrzebami najsłabszych lub aspektami rozwoju kulturalnego.

Mądrość roju
Jeśli chcemy współcześnie zobaczyć, jaką rolę odgrywa królowa, mamy do dyspozycji jeszcze jedną społeczność. Mam na myśli pszczeli rój (moim zdaniem jedno z Bożych arcydzieł). Jego centrum stanowi królowa-matka. Jej obecność jest gwarancją przetrwania rodziny, na nią orientują się wszystkie pszczoły w ulu, ona decyduje o pozostaniu na danym miejscu lub podziale roju, dzięki niej jest możliwe następstwo pokoleń.
To sprawia, że cała społeczność troszczy się o nią. W zimie zajmuje miejsce wewnątrz żywego „kokonu”, utworzonego z robotnic, gdzie jest najcieplej i najbezpieczniej. Podczas rojenia się to wokół niej zbierają się pozostałe pszczoły, dzięki czemu nie ulegają rozproszeniu, ale bezpiecznie mogą dotrzeć do miejsca, gdzie założą nowy dom. Opiekują się królową, czasem nawet oddają za nią życie, nie dlatego, że jest słaba, ale dlatego, że jest cenna.

Królowa różańca
Jak widać, tytuł ten wcale nie jest anachroniczny, choć warto sięgnąć do Biblii, by doprecyzować, o jakie rozumienie królowania kobiety chodzi. Odpowiada na wpisane w nas, przede wszystkim jako społeczność, pragnienie, by był ktoś, kto będzie punktem odniesienia. Osoba godna szacunku i zaufania, a jednocześnie przystępna. Mająca wpływ na decyzje władcy, ale będąca w pewien sposób obok, niesprawująca rządów bezpośrednio. Ktoś, do kogo można pójść z problemami, które wydają się błahe w świetle „wielkiej” polityki, a jednak w ostatecznym rozrachunku także istotne dla funkcjonowania społeczności.
W Maryi odnajduję elementy ze wszystkich tych trzech opisów. W centrum Kościoła jest Chrystus, to wokół Niego, jak wokół królowej w ulu, zbierają się wierni. Jednak spodobało Mu się przychodzić do nas przez sakramenty, a tych szafarką jest Kościół (nowotestamentalna Ecclesia jest rodzaju żeńskiego), którego obrazem jest Matka Boża. Ona rozdziela łaski, czuwa nad wiernymi, a w ostatnich wiekach bezpośrednio, przez objawienia ingeruje w życie wspólnoty wierzących, gwarantując jej rozwój i trwanie. Jak zrodziła Jezusa, tak rodzi nowe Kościoły i czuwa nad nimi w kolejnych zakątkach świata. Tu wspaniałym przykładem są Jej objawienia w Guadelupe, dzięki którym chrześcijaństwo przestało być religią najeźdźców, a stało się bliskie nawet tym najprostszym z rdzennych mieszkańców Meksyku.
Maryja łączy w sobie siłę i słabość, budzi tak szacunek, jak pragnienie bliskości. Jest władczynią ludzi i aniołów, a równocześnie kobietą z Nazaretu, której najwspanialszą cechą była zdolność do zaufania Bogu „na przepadłe”. A Bóg zaufał Jej, najpierw obdarzając wolnością od grzechu pierworodnego, a potem powierzając Jej siebie. Skoro nie ma w niej jakiejkolwiek skazy, możemy ufać prawu do panowania Jej Syna.
W chwilach zagubienia i niepewności, zderzenia z własną słabością czy poszukiwania wzoru, Ona pozostaje punktem odniesienia. A najlepszą formą Jej kultu, w dodatku kierującą na dzieła Chrystusa, jest różaniec. Dlatego Maryja jest nazywana jego królową – dzięki niemu panuje w ludzkich sercach i dzięki niemu nieustannie zwycięża, dając nam udział w tym zwycięstwie. Ta forma modlitwy pozwala nam zachować w szumie codzienności azymut, jest liną z paciorkami, której drugi koniec trzyma z królewską mocą nasza Matka.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki