Logo Przewdonik Katolicki

Wojna bez łatwych odpowiedzi

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Drudzy jednak mówią: absolutnie musimy zamknąć granice. Fakt, że ktoś nie chce służyć w wojsku w zaczepnej wojnie, którą wywołał Putin, jeszcze nie świadczy o tym, że jest przeciwnikiem reżimu i wzorowym demokratą. Jest wręcz odwrotnie. Badania opinii społecznej – na tyle, na ile można czemuś takiemu w Rosji w ogóle uwierzyć – wskazują, że polityka Putina cieszy się przytłaczającym poparciem społecznym – powyżej 80 proc.

Całą złożoność obecnie trwającej wojny dobrze widać na przykładzie dyskusji o tym, co zrobić w sytuacji, gdy po ogłoszeniu mobilizacji przez Władimira Putina, tysiące Rosjan postanowiło uciekać ze swojego kraju. Problem w tym, że mamy tu do czynienia ze zderzeniem dwóch rodzajów racji. Jedni mówią: tak, należy ich wpuszczać, inni zarzekają się, że w żadnym przypadku.
Pierwsi argumentują tak: jeśli przyjmiemy rosyjskich uciekinierów, doprowadzimy do osłabienia potencjału rosyjskiej armii. Jeśli ludzie, którzy są młodzi, silni i sprytni, w dodatku mają jakieś przeszkolenie wojskowe – bo teoretycznie takich ludzi zdecydował się powoływać do armii Putin, zamiast zasilić armię, uciekną za granicę, armia będzie skazana na mniej rozgarniętych, mniej rzutkich. Tu pojawia się więc argument, by tych ludzi przyjmować z otwartymi ramionami. Dodatkowo zwolennicy tej tezy argumentują, że prawo międzynarodowe nakazuje traktować jako uchodźców tych, którzy odmawiają służby wojskowej w zaczepnej wojnie, wobec tego mamy nawet obowiązek to robić.
Drudzy jednak mówią: absolutnie musimy zamknąć granice. Fakt, że ktoś nie chce służyć w wojsku w zaczepnej wojnie, którą wywołał Putin, jeszcze nie świadczy o tym, że jest przeciwnikiem reżimu i wzorowym demokratą. Jest wręcz odwrotnie. Badania opinii społecznej – na tyle, na ile można czemuś takiemu w Rosji w ogóle uwierzyć – wskazują, że polityka Putina cieszy się przytłaczającym poparciem społecznym – powyżej 80 proc. Ci, którzy więc całe miesiące nie protestowali przeciwko wojnie, ale teraz ze strachu o własną skórę chcą uciec, wcale nie zasługują na traktowanie jako uchodźców. W dodatku jeśli zostaną w Rosji, rośnie szansa na to, że uruchomione zostaną procesy społecznego buntu, ciśnienie będzie rosło i być może przyspieszy proces upadku reżimu Putina. Wreszcie pojawia się argument, że wśród byłych wojskowych może być bardzo wielu agentów. Wpuszczenie do państw europejskich bez żadnej kontroli tysięcy Rosjan może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy, zwiększyć możliwość organizacji prowokacji czy nawet zamachów terrorystycznych.
Przyznam, że argumenty obu stron wydają się mocne. Zwolennicy przyjmowania odpowiadają na zarzuty o bezpieczeństwo propozycją tworzenia obozów filtracyjnych, w których europejskie służby szczegółowo sprawdziłyby, z kim mają do czynienia i czy można go wpuścić do Europy bez żadnego ryzyka. Na to odpowiedzią jest z kolei argument, że takie internowanie Rosjan na Zachodzie zostałoby przez Putina wykorzystane propagandowo i taki ping-pong argumentów trwałby w nieskończoność.
Mam nadzieję, że nie rozczaruję czytelników, jeśli nie dam rozstrzygającej odpowiedzi na pytanie, co robić. Jesteśmy w sytuacji potężnego konfliktu wartości, sporu wzajemnie wykluczających się racji. Takie są właśnie konsekwencje wojny, że stawia nas przed wyborami, przy których nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Czasami nie mamy innej możliwości, jak po prostu zaryzykować – podjąć wyzwanie, wybrać jedną z opcji i następnie zobaczyć, jakie będą konsekwencje. Ale ten, kto to wyzwanie będzie podejmował, będzie musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za związane z tym ryzyko.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki