Logo Przewdonik Katolicki

Niech Ukrainki będą u nas bezpieczne

TOMASZ KRÓLAK
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Okazuje się, że dla niektórych z tych kobiet zetknięcie z polską ziemią obiecaną jest początkiem nowych dramatów.

Mogłoby się wydawać, że po opuszczeniu ogarniętej wojną ojczyzny i przekroczeniu polskiej granicy ukraińskie kobiety są już bezpieczne. Wydostawszy się spod bomb, po wyczerpującej fizycznie i psychicznie podróży, często po przebyciu wielu kilometrów pieszo, same, z rodzicami lub z dzieckiem, (a czasem z kilkorgiem), zaczynają oddychać z ulgą. Wciąż, co prawda, niepewne losu swojego, tych, z którymi przybyły i pozostałych w Ukrainie mężów, braci czy ojców, ale wydaje im się, że najgorsze, póki co, minęło. Okazuje się jednak, że dla niektórych z tych kobiet zetknięcie z polską ziemią obiecaną jest początkiem nowych dramatów. Przykro o tym pisać, tym bardziej, że ogólnie rzecz biorąc Polacy doskonale zdają egzamin, przed którym postawiła nas nieobliczalna historia. Nie sposób jednak przemilczeć faktu, że niektórzy nasi rodacy potraktowali to ogromne stężenie ludzkiej biedy jako żerowisko i doskonałą okoliczność dla rozwijania swoich ciemnych biznesów. Myślę zwłaszcza o dwóch procederach, szczególnie według mnie bulwersujących.
Otóż, już kilkanaście dni po wpłynięciu rzeki uchodźców z Ukrainy, od jednej z osób zaangażowanych w pomoc na granicy dowiedziałem się o ożywionej działalności prowadzonej tam przez sutenerów, próbujących różnymi podstępnymi sposobami nakłonić młode Ukrainki do prostytucji. Słyszałem, że nasza policja od początku była uwrażliwiona na takie „polowania”. Wierzę, że tak było i jest, i że udało im się zapobiec wielu przestępstwom i dramatom, a jednak trudno pogodzić się z myślą, że ludzie są skłonni do tak nieludzkiego działania. Poza tym, czy udało się w stu procentach zapobiec zakusom drapieżców z sex-biznesu? Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie. Strasznie to przykre.
Druga pułapka grozi u nas uchodźczyniom, które są w ciąży. Właśnie usłyszałem w radiu aktywistkę międzynarodowej inicjatywy „Aborcja bez granic”, która mówiła, że Ukrainkom niepewnym o los własny i dziecka jej organizacja oferuje „bezpieczną” pigułkę. Usłyszałem też, że pochylając się z troską nad losem kobiet doświadczonych ciążą, od 2019 r. „Aborcja bez granic” „pomogła” już kilku tysiącom spośród nich.
Szokuje nie tylko beztroskie podejście do nienarodzonego życia, ale też elementarna niewiedza o kobiecej psychice. Czy któraś z tych pań, usłużnie serwujących pigułki aborcyjne, zadaje sobie pytanie, jak wielką raną na psychice i sumieniu może okazać się dla każdej z tych Ukrainek przerwanie ciąży? Czy naprawdę trudno przewidzieć, że suma traum: wojny, opuszczenia ojczyzny i zabicia własnego dziecka, może okazać się dla nich czymś ponad miarę wytrzymałości? Czy nie jest czymś wręcz oczywistym, że w obliczu ran wojny i uchodźctwa, urodzone w nowej – czy choćby tymczasowej – ojczyźnie dziecko, może okazać się dla tej kobiety jedyną prawdziwą radością, źródłem nadziei, sensem życia?
Środowiska pomocowe – w tym ci, którzy działają w imieniu Kościoła – powinny mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Pamiętajmy o losie Ukrainek. Chrońmy je przed wilkami, także tymi w owczych skórach.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki