Logo Przewdonik Katolicki

Papież chce procesu króla

Monika Białkowska
Król Baudouin i królowa Fabiola odwiedzają Muzeum Chagalla w Nicei, w tle fragment obrazu Abraham i trzy anioły, 5 maja 1975 r. | fot. William Van Hecke/Corbis/Getty Images

Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić życiorysowi króla Baudouina, to sprowadzić go do ratowania dzieci nienarodzonych. Zaraz znajdzie się ktoś, kto przypomni, że owszem, król abdykował, żeby nie podpisać ustawy dopuszczającej w Belgii aborcję. Jednak ta abdykacja była tylko symboliczna.

Choć wymagało to odwagi i kosztowało wiele nerwów, król nie ryzykował zbyt wiele i mógł przypuszczać, że za dzień czy dwa wróci na tron. Jego sprzeciw był ważnym symbolem, ale niczym więcej.
Życie króla Baudouina jest jednak bogatsze. Apel papieża Franciszka o to, żeby Kościół w Belgii podjął starania o jego beatyfikację, nie ma precedensu (beatyfikacje nie są inicjatywą papieży), ale jest bez wątpienia słuszny. Król Baudouin był jednak nie tylko królem i politykiem. Był również mężem, do końca życia zakochanym w swojej żonie Fabioli. W narzeczeństwie pisał do niej przepiękne listy i oboje marzyli o dużej rodzinie. Był mężczyzną, który cierpiał z powodu bezdzietności, razem z żoną przeżywając jej pięć poronień.
Zostawmy na boku jego polityczne losy i popatrzmy na króla Belgów jak na człowieka.

Dziecko śmierci i wojny
Miał cztery lata, kiedy stracił ukochanego dziadka. Król Albert miał zaledwie 59 lat, kiedy w czasie wycieczki z góry spadł, ponosząc śmierć na miejscu. Kiedy Baudouin (po polsku jego imię tłumaczone jest jako Baldwin. Francuska wymowa Baudouin to bodłę) miał pięć lat, w wypadku samochodowym zginęła jego matka, królowa Astrid. Osierociła troje dzieci, najmłodsze miało rok. W czasie wypadku była w ciąży. Samochód prowadził jej mąż, król Leopold, który przeżył wypadek, ale nigdy już nie pozbierał się po śmierci żony. Te wydarzenia zapisały się w życiu całej rodziny – tym boleśniej, że nigdy się o nich nie rozmawiało.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, Baudouin miał dziewięć lat. Ukryto go jako następcę tronu; zostaje wywieziony z Brukseli po nalotach w maju 1940 r. i ukryty na południu Francji. Wrócił po kapitulacji Belgów – jego ojciec zdążył się w tym czasie powtórnie ożenić. Lilian de Rethy urodziła Leopoldowi dzieci, ale nigdy nie została królową i nie została zaakceptowana przez Belgów.
W czerwcu 1944 r. cała rodzina została przez Niemców deportowana i uwięziona na długich dziewięć miesięcy w twierdzy z drutem kolczastym, bez ogrzewania, w kompletnej izolacji od świata.

Dawać, a nie liczyć
Kiedy wojna się skończyła, wydawało się, że może być tylko lepiej. Szesnastoletni wówczas Baudouin musiał zmierzyć się z kolejnym ciosem: jego ojca Belgowie oskarżyli o kolaborację z Niemcami. Nie wiedział, co było prawdą. Pamiętał, że ojciec był w siedzibie Hitlera, ale mówił, że negocjował uwolnienie belgijskich więźniów. Z drugiej strony Hitler słał mu kwiaty z okazji jego ślubu z Lilian. W wyniku zamieszek król i jego rodzina zostali wygnani z kraju na kolejnych pięć lat.
To właśnie na wygnaniu w niewielkiej miejscowości w Szwajcarii nastoletni Baudouin ma okazję zacząć normalnie żyć. Chodzi do gimnazjum. Jeździ na rowerowe wycieczki z kolegami. Zostaje skautem. Uczy się gotować. Skauting uczy go też modlitwy, zwłaszcza słów, które pozostają jego dewizą na całe życie: „Panie, naucz mnie dawać, a nie liczyć”.

Młody król
Nie wszystko szło jednak z górki. Baudouin nie był dobrym uczniem. Odstawał mocno od szwajcarskich kolegów, którzy nie doświadczyli wojny. Rosły w nim kompleksy i zniechęcenie. Wsparciem był wtedy dla niego znajomy dominikanin, profesor uniwersytetu we Fryburgu. To dzięki niemu Baudouin odkrywa, że jest kochany przez Boga.
Polityka jednak upomniała się o rodzinę. Belgowie, którzy wygnali Leopolda z kraju, po latach zauważyli, że ten żyje sobie w luksusie i bez obowiązków – i postanowili sprowadzić króla z powrotem do pracy. Jednocześnie mocno przeciwko niemu protestowali, domagając się jego abdykacji. W referendum zdecydowali, że chcą mieć króla, ale nie chcą Leopolda. Jedyną szansą na utrzymanie tronu w Belgii stała się abdykacja Leopolda na rzecz Baudouina.
Baudouin kochał i szanował swojego ojca, nie cieszył się zatem, że musi go zastąpić w takich okolicznościach. Czuł też, że jest za słaby, zbyt nieśmiały, za młody – miał wówczas zaledwie 21 lat.

Dobry i samotny
Jakim był człowiekiem jako król? Zależało mu, żeby słuchać każdego, z kim się spotyka. Codziennie wracał do domu na obiad, żeby zjeść go razem z ojcem i Liliane. Był też zmęczony plotkami, jakie nieustannie pojawiały się na jego temat. Jedni przypisywali mu romanse: młody i przystojny król był przecież doskonałym kandydatem na męża. Inni twierdzili, że lada dzień pobożny król abdykuje, żeby wstąpić do klasztoru. Baudouin wiedział, że potrzebuje żony, królowej, która dorówna jego matce Astrid. Jego powiernikiem w tej sprawie stał się kardynał Suenens, jeden z czterech moderatorów Soboru Watykańskiego II. To jemu Baudouin zwierza się, że pojechał nawet incognito do Lourdes, żeby tam prosić Boga o znalezienie mądrej i dobrej żony, z którą będzie mógł dzielić życie i nie być dłużej samotnym. To on kontaktuje króla z Irlandką, Weroniką O’Brien, która staje się jego duchową przewodniczką. To Weronika (związana mocno z ruchami charyzmatycznymi) postanawia ruszyć do Hiszpanii, żeby znaleźć królowi żonę. Baudouin uważał, że to nieco szalone, ale za radą kardynała postanowił jej zaufać.

Fabiola
Weronice w Hiszpanii jako osobę odpowiednią na swatkę i znającą arystokratyczne środowisko polecono niejaką Fabiolę de Mora y Aragon. Ta, która miała być swatką, okazała się najlepszą kandydatką na królewską żonę – choć nie miała jeszcze pojęcia, po co zjawiła się u niej dziwna Irlandka. Kiedy się zresztą o tym dowiedziała przy następnej wizycie, skończyło się to awanturą i koniecznością interwencji samego nuncjusza, żeby w końcu uwierzyła, że nikt nie robi sobie z niej żartów. Do spotkania Fabioli i Baudouina w końcu jednak doszło, choć o tym pierwszym historycy milczą tak, jak i oni sami milczeli.
„Dlaczego, Panie, poruszyłeś niebo i ziemię, aby mnie obdarować tą drogocenną perłą, którą jest moja Fabiola? – pisał król Baudouin w swoim dzienniku duchowym krótko po zaręczynach. – Ona potrafi być z ludźmi w idealny sposób. Jest tak uprzejma, tak bardzo oddana innym, że rozumiem, dlaczego ją uwielbiają. Dziękuję Ci, Boże”.
Ślub wzięli w grudniu 1960 roku. Oboje bardzo głęboko przeżywali sakrament małżeństwa i rozumieli jego znaczenie.

Byle razem
Ich panowanie nie przebiegało w spokojnym czasie. Były strajki, gdzie król mógł być tylko mediatorem. Była powódź, w trakcie której Fabiola osobiście brnęła w błocie do hangarów z pomocą dla umieszczonych tam, ewakuowanych z domu ludzi. Razem z królem gotowała posiłki dla potrzebujących. Po katastrofie samolotu belgijskich linii lotniczych godzinami słuchali i pocieszali rodziny tych, którzy zginęli.
Każdego dnia modlili się razem i codziennie razem uczestniczyli w Eucharystii. Król często sam intonował śpiewy, wyznaczał lektorów, pierwszy spontanicznie wypowiadał intencje modlitwy powszechnej, cieszył się tym.
Każdego dnia wieczorem również wspólnie odmawiali różaniec. Często razem czytali Biblię. Król wiele razy wstawał wcześnie rano, żeby spędzić trochę czasu na adoracji. Choć ze względu na królewski status nie mogli do niej należeć, sercem blisko im było do Odnowy Charyzmatycznej. Czasem w ciemnych okularach przychodzili na spotkania wspólnoty Emmanuel.

Dzieci własne
Ich największym marzeniem były dzieci. Fabiola miała 33 lata, kiedy po raz pierwszy była w ciąży. Dziecko umarło po pięciu miesiącach. W drugiej ciąży, również w piątym miesiącu, okazuje się, że dziecko jest martwe. Kolejne trzy ciąże przebiegają w podobny sposób, trwają cztery – pięć miesięcy. Nie pomogli już potem żadni lekarze ani żadne modlitwy, Fabiola nigdy nie urodziła żywego dziecka. To jednak jeszcze bardziej wzmocniło więź między małżonkami. Fabiola zaś mówiła swoim bliskim: „Straciłam pięcioro dzieci, ale nauczyłam się z tym żyć. Nie stałam się przez to zgorzkniała. Wręcz przeciwnie, takie doświadczenia są lekcją życia. Miałam problemy z każdą ciążą, lecz nigdy nie przestałam myśleć, że życie jest piękne”.

Dzieci cudze
Kiedy już wiedzą oboje, że nie będą mieć dzieci (ostatecznie królowa musi mieć usunięte jajowody), odkrywają, że mogą jeszcze bardziej kochać wszystkie dzieci. W 1997 r. na zaproszenie króla do zamku w Laeken przyjeżdża aż siedemset dzieci, które mogą się bawić, rysować, grać, jeść słodycze. Królowa tworzy swój sekretariat, pracujący na rzecz rodzin w potrzebie. Buduje też fundację na rzecz zdrowia psychicznego osób niepełnosprawnych. Zajmuje się kwestiami leczenia dzieci z dysleksją i budowania wiosek dziecięcych dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Kiedy jeden z dziennikarzy opisuje problem prostytucji w Belgii, w tym prostytucji dziecięcej, król sam jedzie z nim incognito do kobiet, żeby lepiej zrozumieć ich sytuację i szukać pomocy. Jedna z tych kobiet powiedziała potem w dniu jego pogrzebu: „Król przyjechał nas odwiedzić. Trzymał mnie za rękę. Wysłuchał mnie. Tylko on jeden nas wysłuchał. Król walczył z międzynarodowym handlem żywym towarem. Stanął po naszej stronie. To był prawdziwy król. Był moim przyjacielem”.

Dramat wyboru
Decyzja o abdykacji, kiedy ustawa o dopuszczalności aborcji została przegłosowana w parlamencie, nie była łatwa. Król wiedział, że nie chce jej podpisać, a jest do tego zobligowany. Wstawał często w środku nocy, żeby iść do kaplicy na modlitwę. Ostatecznie wręczył premierowi swoją dymisję. Wywołało to ogromne dyskusje, jednak parlament przyjął dymisję, uznając króla za „niezdolnego do sprawowania władzy królewskiej”. Rząd przyjął ustawę. Wówczas parlament zebrał się ponownie, uchwalając „koniec niezdolności króla do sprawowania władzy królewskiej”. Nikt wówczas nie wyraził sprzeciwu, były tylko głosy wstrzymujące się. Król mógł podjąć z powrotem swoje obowiązki.
Oczywiście króla spotkała ostra krytyka – nie tylko za jego zdecydowany ruch w kwestii aborcji. Oskarżano go o to, że pałac zamienił w klasztor. Że nie jest królem ludzi, ale proboszczów. Że afiszuje się zbytnio ze swoją pobożnością.

Biała sukienka
Z czasem król słabł, chorował na serce. Coraz częściej zdarzały mu się zasłabnięcia. Starał się żyć i pracować normalnie. Umarł nagle, czytając książkę na tarasie swojego wypoczynkowego domu w Motril 31 lipca 1993 r. Fabiola na jego pogrzebie ubrana była w białą suknię, na znak wiary, że miłość jest silniejsza niż śmierć, i na znak nadziei zmartwychwstania. Kard. Danneels w homilii pogrzebowej mówił: „Są tacy królowie, którzy są więcej niż tylko królami. Są pasterzami swojego ludu. Nie tylko rządzą, ale kochają aż po ofiarę swojego życia. Takim był król Baudouin. (…) Gdy służył ludziom, nie przestawał myśleć o Bogu. W każdym ludzkim obliczu rozpoznawał oblicze Chrystusa.

---

Po wizycie papieża w Belgii i jego słowach na temat króla Baudouina, na rozmowę do premiera Belgii został wezwany nuncjusz apostolski w tym kraju.
Premier uważa za niedopuszczalne to, co się w czasie papieskiej wizyty wydarzyło. Chodzi nie tylko o słowa o beatyfikacji króla i zachętę do brania z niego przykładu, ale również o nazwanie prawa do aborcji prawem „zbrodniczym”. Później, w trakcie konferencji prasowej, Franciszek powtórzył, że „aborcja jest zabójstwem człowieka, a lekarze, którzy się jej dopuszczają, są płatnymi mordercami”. Wywołało to w Belgii dyskusję tym gorętszą, że akurat w tym samym czasie obchodzono Światowy Dzień Prawa do Aborcji, a w parlamencie belgijskim przygotowywana jest ustawa liberalizująca dostęp do aborcji do 18. tygodnia ciąży. Słowa papieskie zostały odebrane jako ingerencja w wewnętrzne sprawy kraju.
Wizyta przy grobie króla Baudouina nie była w programie wizyty papieskiej. Została dodana w ostatniej chwili, na wyraźne życzenie papieża.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki