Modlitwa odbywała się na halach, udekorowanych w charakterystycznej dla Taize kolorystyce.
Fot. Monika Białkowska
|
Na 31. Europejskie Spotkanie Młodych, zorganizowane na przełomie roku przez wspólnotę z Taize w Brukseli, wyjechało z naszej archidiecezji blisko 200 osób w czterech grupach z Gnieźna, Inowrocławia, Mogilna i Wrześni. Młodzieży towarzyszyło jedenastu księży i trzy siostry zakonne. Już w dzień przyjazdu nasze cztery duże grupy podzielone zostały na mniejsze, kilkuosobowe, i rozesłane do parafii w Brukseli i okolicach. To jedno z założeń tego spotkania – wymieszać uczestników tak, by poznawali to, co nowe i uczyli się otwartości.
Droga Europy
Ponad tysiąc lat przed Robertem Schumanem i Konradem Adenauerem żył człowiek, który miał podobne jak oni marzenia. Otton III, bo o nim mowa, miał wielki plan odnowienia idei cesarstwa rzymskiego, w ramach którego miały się znaleźć równorzędne sobie Italia, Galia, Germania i Sclavinia (Słowiańszczyzna). Plany pokrzyżowała przedwczesna śmierć cesarza, pochowanego w katedrze w Akwizgranie.
To właśnie Akwizgran stał się pierwszą stacją pielgrzymki młodych z Mogilna do Brukseli. Tam Akwizgranie znajdują się relikwie św. Wojciecha, podarowane przez Chrobrego młodemu cesarzowi w tysięcznym roku. Tam Otton polecił zbudować klasztor, dedykowany Wojciechowi, kiedy dowiedział się o jego śmierci.
To Otton podjął starania o beatyfikację swojego przyjaciela – męczennika, on ogłosił utworzenie pierwszej polskiej metropolii w Gnieźnie. Akwizgran leży na szlaku z Gniezna do Brukseli nie tylko geograficznie, ale również historycznie; modlitwa młodych na grobie Ottona była świadectwem wiary, że wspólna Europa ma swoje bardzo głębokie, chrześcijańskie korzenie.
Bruksela
- Belgowie są dziwni – mówiła dzień przed rozpoczęciem europejskiego spotkania Jagoda, Polka od trzech lat mieszkająca w Brukseli, która jak wielu innych przyjęła pod swój dach pielgrzymów. – Jestem przekonana, że większość tutejszych ludzi nie ma pojęcia, co tu się będzie od jutra działo, i że niewiele ich to obchodzi. Zastanawiałam się, dlaczego bracia z Taize wybrali właśnie Brukselę? Może chodziło o to, żeby pokazać Belgom, że kościoły wcale nie muszą być puste? Że może z nich nie być nudno?
Nawet jeśli mieszkańcy Brukseli byli nieświadomi tego, co ich czeka – gdy w ich mieście pojawiła się młodzież z Europy, nie mogli jej nie zauważyć. W wielojęzycznym na co dzień mieście zrobiło się jeszcze gwarniej, jeszcze bardziej kolorowo. Codziennie tysiące młodych jechały metrem na hale wystawowe, gdzie odbywały się wspólne modlitwy. Codziennie młodzi przychodzili do parafii, żeby się modlić i pracować w grupach, dzieląc się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami. Już następnego dnia po rozpoczęciu spotkania Jagoda śmiała się: - Nie myślałam, że miasto tak się zmieni! Nawet tutejsi, obcy sobie ludzie zagadują do siebie, uśmiechają się. A tak nigdy tu nie było!
Zaakceptujmy to, kim jesteśmy i kim nie jesteśmy, weźmy odpowiedzialność nawet za to wszystko, czego nie wybraliśmy, co jednak stanowi nasze życie. Odważmy się tworzyć nawet z tego, co jest niedoskonałe, a odzyskamy wolność.
Br. Alois, List z Kenii
|
O Dieu, Tu connais mon coeur – Panie, znasz moje serce
- Zgadnijcie, obok kogo dziś siedziałem! – do domu Jagody i Rafała wpada Mariusz, 29-letni chłopak z Otwocka. – Nie zgadniecie! Obok królowej Fabioli! Młodzi jej klaskali, a ona wymachiwała laską!
Królowa Fabiola, żona zmarłego króla Baudouiuna, jest królową Belgów, bardzo kochaną przez swój naród. Nasi gospodarze tłumaczą, że w czasie politycznych zawirowań to ona jest tą, która uspokaja nastroje i łagodzi konflikty.
- Na spotkaniu noworocznym jestem już siódmy raz – mówi Mariusz. – Przyjechałem kilka dni wcześniej, żeby pomóc przy organizacji. Ktoś musi rejestrować grupy i wysyłać je do parafii, ktoś musi potem kierować ruchem tysięcy ludzi między halami, przypominać o zachowaniu ciszy w miejscu modlitwy. Jestem ciekawy, jak to będzie w Poznaniu. Ilu nas tam będzie. To dla Polaków wielki sprawdzian. Za rok się okaże, dlaczego w ogóle przyjeżdżamy na spotkania Taize – żeby się wspólnie modlić, czy tylko żeby zwiedzać kolejne miasta.
Następnego dnia w metrze wyławiam głos, mówiący po polsku: - Ale do Poznania nie jadę… - Mariusz miał rację – myślę. – To będzie sprawdzian.
Condius moi sur le chemin d’éternité – prowadź mnie drogą wieczności
Być w Brukseli i nie stanąć nad grobem króla Baudouina to trochę tak, jak być w Rzymie i nie iść do Watykanu. Kiedy uparłam się, żeby odbyć tę małą pielgrzymkę nie wiedziałam, że będzie trwała ona aż dwa dni. Pierwszego dnia królewskich grobowców postanowiłam szukać intuicyjnie. I choć nazwa ulicy brzmiała królewsko, przywitał mnie wielki i zamknięty na głucho kościół w podejrzanej dzielnicy. Dopiero nazajutrz trafiłam do Laken. Było lepiej. Kościół był otwarty, znalazł się nawet miły pan przewodnik, który grzecznie poinformował mnie, że owszem, to są krypty królewskie, otwarte jedynie w niedzielę… Pozostało tylko westchnąć do mojego króla przez ciężkie, zamknięte drzwi.
Ponoć Belgowie dziwią się, że znamy ich króla. A przecież zmarł całkiem niedawno, piętnaście lat temu. I mówi się o jego procesie beatyfikacyjnym. Trudno o lepszego „męskiego” patrona rodzącego się życia niż król, który sam nie może mieć potomstwa i abdykuje, nie zgadzając się na podpisanie ustawy dopuszczającej aborcję.
Bechüte mich, Gott – zachowaj mnie, Boże
Pielgrzymka zaufania przez Ziemię to nie tylko spotkania młodych z Europy, ale również spotkania młodych z goszczącymi ich rodzinami. W domu Jagody i Rafała mieszkało siedem osób z całej Polski, od Otwocka po Słupsk. Choć szczęście spania na łóżku przypadło w udziale niewielu, nikt nie narzekał: podłoga na cudzej werandzie może być czasem wygodniejsza, niż łóżko we własnym domu. I tak mieliśmy łatwiej, bo z gospodarzami można się było porozumieć bez najmniejszego kłopotu w naszym wspólnym języku.
Język może być utrudnieniem, ale i powodem radości i eksperymentów. W jednym z domów syn gospodarzy zamiast przywitać się, uciekł najpierw do swojego pokoju. Kiedy po chwili wrócił, stanął przed gośćmi i wyrecytował: „Dzień dobry pan!”A zadziwionej mocno mamie musiał wytłumaczyć, że to po polski znaczy „bonjour monsieur!”
Zdarzyło się, że ktoś zmarzł w nocy, bo Belgowie, zaskoczeni mrozami, nie włączyli na noc ogrzewania. Ktoś inny nocował w poczekalni prywatnego gabinetu lekarskiego, pakując każdego ranka plecak i wynosząc go do piwnicy. I choć może się to wydawać niewygodą – w rzeczywistości składa się na niepowtarzalność i koloryt spotkań. Każdy na własnej skórze doświadcza, że nie liczy się ilość metrów kwadratowych dla gościa, ale okazane mu serce.
Spievaj Pánovi celá zem – śpiewaj Panu cała ziemio
Sylwestrowa noc na spotkaniach europejskich wygląda zwykle tak samo. O 23 rozpoczyna się modlitwa kanonami w parafiach, a o północy, po złożeniu sobie życzeń, wszyscy przechodzą na miejsce zabawy i jedzenia. Wtedy również rozpoczyna się „festiwal narodów” – prezentacje poszczególnych grup, pokazujące specyfikę kraju, jego kulturę, muzykę, tańce. Zdarza się, że przy starej zabawie „Mam chusteczkę haftowaną” wielonarodowa grupa dorosłych prawie ludzi bawi się całe pół godziny. Zdarza się, że między Polakami a Włochami rodzi się pytanie, czyje tak naprawdę są „Kaczuchy”. I znów uczestniczący w zabawie odkrywają prawdę, że nieważne jest, kto zaczyna – ważne, że można bawić się razem: Polacy i Włosi, Serbowie i Chorwaci, zagubiona gdzieś wśród tysięcy jedyna uczestniczka spotkania z Liechtensteinu i chłopak z Rumunii, który okazał się prawdziwym skarbem, bo znał aż sześć języków, w tym polski, czym wzbudzał ogólny zachwyt.
Venite, exultemus Domino – przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu!
Nowy Rok upływał nam już narodowo – na spotkaniu polskiej grupy z abp Stanisławem Gądeckim, bp Wojciechem Polakiem i bp Kazimierzem Gurdą z Kielc. Spieszący się na samolot abp Gądecki mówił o tym, o czym wcześniej wspominał mi Mariusz: żeby nie okazało się, że przyjeżdżamy tu turystycznie. – Czekaliśmy na spotkanie w Poznaniu sześć lat – mówił biskup. – To właśnie na waszą obecność na nim liczę przede wszystkim! Zależy nam też bardzo na tym, by przyjechali do nas młodzi Niemcy. Niech młode pokolenie pokonuje zadrażnienia przeszłości.
Wśród świadectw młodych, opowiadających o tym, w jaki sposób Taize inspiruje ich działania w lokalnym środowisku, nie zabrakło również naszych przedstawicieli, opowiadających o „Dniach Radości” w Powidzu. Kiedy nadszedł czas pytań młodych do biskupów, bp Wojciech Polak zmierzyć się musiał między innymi z odpowiedzią na pytanie, czy trudno jest być biskupem – pasterzem w Kościele. Choć na odpowiedź dla wszystkich nie wystarczyło czasu, biskupi zabrali pytania ze sobą, obiecując odpowiedzieć na wszystkie drogą mailową.
Nada te turbe – nie bój się
I znów czas wyruszyć w drogę. W drogę do domu, ale i w drogę do Poznania, na kolejne spotkanie. Dla grupy z Mogilna droga ta wiodła przez Echt – miejsce, w którym żyła i z którego została zabrana do obozu koncentracyjnego św. s. Teresa Benedykta od Krzyża – Edyta Stein, patronka Europy. Znów oczywisty przystanek, symbolicznie zamykający pielgrzymowanie europejskim szlakiem.
Co będzie 28 grudnia 2009? Przyznaję – nie byłam entuzjastką pomysłu spotkania w Poznaniu. Ale już mi przeszło. Cieszę się, że mieszkam w Gnieźnie i że mój dom przyda się innym pielgrzymom z Europy. Wiem już, którzy znajomi z Polski zjadą do mnie. I zaczynam myśleć, czym nakarmić gości ze świata, żeby było naprawdę po polsku. Europa jest piękna, a naszym w niej zadaniem jest doprowadzić do końca marzenie Ottona i konstrukcje polityczno – gospodarcze wypełnić chrześcijańskim duchem miłości, pokoju i radości. God is goed – Bóg jest dobry. A my w Nim możemy wszystko.