Uroczystość Objawienia Pańskiego jest jednym z najstarszych świąt chrześcijańskich. Była obchodzona już w III w. po Chrystusie. Tak naprawdę nie wiemy ilu mędrców (magów, astrologów) odwiedziło Syna Bożego. Biblia nie podaje ich liczby.
„A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, postępowała przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; padli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę” – czytamy w drugim rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza. Dopiero Orygenes, żyjący w latach 185–254 ojciec Kościoła, Grek urodzony w Aleksandrii, uznał, że było ich trzech. Dlaczego? Sądził tak ze względu na trzy dary przez nich złożone.
Liturgia to nie dodatek
Dary złożone Jezusowi nie są przypadkowe. Mają swoje znaczenie w tradycji biblijnej. Złoto oznaczało dla Izraelitów to, co piękne, bogate, chwalebne, wartościowe; a w tym konkretnym przypadku oznaczało uznanie Jezusa za Pana świata. Kadzidło używane było podczas składania ofiar. Palono je na znak uwielbienia bóstwa. Wonny dym, który unosi się ku górze, jest symbolem modlitwy, która wznosi się ku Bogu. Mirra natomiast była cennym balsamem, którym namaszczano zmarłych. Ten dar od mędrców odczytuje się jako zapowiedź męki odkupieńczej Jezusa.
Co fakt przyniesienia przez mędrców małemu Jezusowi kosztownych darów oznacza dla nas? Przede wszystkim to, że organizując w świecie dla Boga przestrzeń kultu i przyjmowania Go, powinniśmy dokładać wszelkich starań, aby otoczyć Go tym, co najlepsze. W pierwszej kolejności chodzi o nasze duchowe przygotowanie do spotkania z Nim. Żyjemy jednak w świecie materii, dlatego ważne jest też to, aby właściwie na spotkanie z Bogiem przygotować przestrzeń, w której się z Nim spotykamy. Kościoły, liturgia – to powinna być dla nas ta dziedzina, gdzie realna przecież obecność Boga wymaga od nas największej staranności i moralnej, i materialnej.
Dlaczego i czy słusznie w liturgii posługujemy się tym, co najlepsze? Odpowiedź na to pytanie jest tak naprawdę uzależniona od tego, jak rozumiemy liturgię. W szerszym sensie, jak pojmujemy chrześcijaństwo. Jeśli liturgia miałaby być dodatkiem do naszego życia, to – rzeczywiście – nie ma co przepłacać. Jeśli natomiast liturgia jest spotkaniem z Oblubieńcem – nie takim przy okazji i na ostatni moment, lecz na którym mi zależy i do którego się przygotowuję – to sprawy nabierają innego wymiaru. Wówczas gotowy jestem do poświęceń, także finansowych. W takiej optyce widać, dlaczego w liturgii mamy posługiwać się tym, co najlepsze. Jest ona świętowaniem z Kimś. Dodajmy, najlepsze wcale automatycznie nie oznacza najdroższe. Dlaczego narzeczony zaopatruje się w możliwie najlepszy prezent dla swojej ukochanej? Gotowość do poświęceń, także w wymiarze finansowym, to swoistego rodzaju barometr mojego podejścia do liturgii. Albo coś jest dla nas ważne, albo ważne nie jest – podkreśla o. Dominik Jurczak OP, liturgista.
Przyznam, że sam jeszcze kilka lat temu westchnąłbym na stwierdzenie, że kościoły i kaplice jako miejsca kultu powinny być „bogato” wyposażone. Często słyszałem argument, i sam się z nim zgadzałem, że przecież Bóg przyszedł na świat w żłobie, więc nie potrzebuje drogocennych ołtarzy, aby wejść w rzeczywistość człowieka. To oczywiście prawda. Bóg wchodzi w ludzką nędzę. To Jego postawa i Jego wybór, Jego gest solidarności z najuboższymi. My jednak powinniśmy raczej przyjąć postawę mędrców ze Wschodu, którzy przynoszą Jezusowi to, co najlepsze. A czasem także najdroższe i najbardziej wyszukane. To nie fanaberia, a raczej podkreślenie porządku rzeczy, w których sprawy Boże są na pierwszym miejscu.
Miejsce piękna w liturgii
Kościół przez setki lat był mecenasem sztuki, przez co pokazywał, że także piękno jest istotnym elementem kultu. Dzisiaj bywa z tym różnie, zdarza się, że w kościołach zamiast sztuki gości kicz. Również w sprawowaniu liturgii pozwalamy sobie na bylejakość – w śpiewie, doborze paramentów, strojów liturgicznych. I nie chodzi wcale o estetykę samą w sobie, wszak o gustach się nie rozmawia, ale nastawienie, o którym wspominał ojciec Jurczak. Stan wiary i Kościoła można zdiagnozować między innymi po tym, jak podchodzimy do liturgii, która określona została w dokumentach Soboru Watykańskiego II jako źródło i szczyt życia chrześcijańskiego.
„Piękno liturgii jest częścią tajemnicy; ona jest najwyższym wyrazem chwały Bożej i stanowi, w pewnym sensie, otwarcie się Nieba ku ziemi. Pamiątka odkupieńczej ofiary niesie w sobie ślady tego piękna Jezusa, o którym Piotr, Jakub i Jan dali świadectwo, gdy Mistrz, w drodze do Jerozolimy, przemienił się wobec nich (por. Mk 9, 2). Piękno nie jest więc jedynie czynnikiem dekoracyjnym liturgii; ono jest jej elementem konstytutywnym, gdyż jest atrybutem samego Boga i Jego Objawienia. Wszystko to winno sprawić, byśmy byli świadomi, jaką należy zachować uwagę, by liturgia jaśniała zgodnie z jej właściwą naturą” – pisał w adhortacji Sacramentum caritatis Benedykt XVI.
Drogie materiały, złoto, ozdoby, przebogata architektura świątyń zawsze niosą ze sobą kontrowersje i pytanie, czy Bogu to potrzebne. Jednocześnie słyszy się odpowiedź: Bogu nie, ale człowiekowi tak, by zrozumiał, w jak wielkich tajemnicach uczestniczy. – A jeśli wyjść z innego punktu widzenia? To znaczy nie patrzeć, kto czego potrzebuje, ale kto jest czego godzien? – proponuje ks. Piotr Szkudlarek, sekretarz i ceremoniarz abp. Stanisława Gądeckiego. – Stwórca wszechświata nie potrzebuje bogactwa, ponieważ ono do niego należy. Podobnie człowiek nie jest właścicielem tego, co cenne. Jedynie to użytkuje. Jeśli spojrzy się z tej perspektywy, to wszelkie piękno i bogactwo, które użyte są w liturgii, tylko tam przynależą. Nie używalibyśmy w liturgii cennych przedmiotów, gdybyśmy nie wierzyli w prawdziwe wcielenie Chrystusa. To właśnie tajemnica Bożego przyjścia na świat w ciele pozwala nam oddawać Bogu cześć duchowo i fizycznie – dodaje ks. Szkudlarek.
A co z głodnymi?
Ktoś jednak zapyta: czy wypada, by kościoły były miejscem przepychu, podczas gdy wielu ludzi na świecie cierpi głód? Czy Kościół nie powinien najpierw nakarmić głodnych i napoić pragnących, a dopiero później zajmować się ornamentami w świątyniach? Człowiek przecież też jest świątynią Boga. Świątynią, która wymaga troski, szacunku i uwagi. Katolikom musi więc spędzać sen z powiek problem nierówności społecznych, niesprawiedliwości, wyzysku. Tyle że tych problemów w globalnym świecie, ale też nigdy wcześniej, nie dało się rozwiązać tonami złota wyeksportowanymi do najbiedniejszych rejonów świata. To tak nie działa. Ponadto Kościół, choć prowadzi dzieła miłosierdzia, nie jest instytucją charytatywną. Jego zadaniem jest głoszenie Ewangelii i sprawowanie kultu. I w tej przestrzeni nie powinno być miejsca na półśrodki. Złoty kielich czy piękny ornat to nie przedmioty, które mają pomóc księdzu poczuć się lepiej. To wyrazy szacunku do Tego, którego obecność przeżywamy i celebrujemy.
Jezus przyszedł na świat w skrajnej biedzie. To pokazuje, że chce On wejść w każdą, nawet najbardziej zapomnianą część naszej rzeczywistości. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku dbania o to, żeby przygotowywać Mu miejsce jak najbardziej godne i pełne szacunku, także w warstwie estetycznej i wizualnej. Parafrazując jedną z prefacji, w której mówimy: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia”, możemy powiedzieć: Bogu co prawda złoto niczego nie dodaje, ale nam przypomina właściwą hierarchię spraw tego świata.