Logo Przewdonik Katolicki

Liturgia do reformy?

Michał Jóźwiak
Na zdjęciu papież Franciszek przewodniczy Mszy św. w rycie bizantyjskim w Preszowie na Słowacji, 14 września 2021 r. fot. Darko Vojinovic/AP/East News

Sekularyzacja to w opinii prefekta Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów największe obecnie zagrożenie dla liturgii. Kard. Arthur Roche zachęca do debaty na ten temat. Czy jednak każdy głos jest w niej brany pod uwagę?

Może się wydawać, że o liturgii mówi się obecnie w Kościele stosunkowo niewiele. Jest tak wiele bieżących tematów, zwłaszcza społecznych, że dyskusja o liturgii wydaje się zajęciem dla grona koneserów. Skoro Eucharystia to szczyt i źródło życia chrześcijańskiego, nie powinno być dla nas obojętne, w jaki sposób jest sprawowana. Mimo to niewielu z nas podejmuje o istocie liturgii jakąkolwiek dyskusję, a statystyki wskazują, że coraz mniej katolików uczestniczy w niedzielnej Mszy św. Tymczasem wyzwań w tym zakresie nie brakuje, bo co jakiś czas w mediach społecznościowych popularność zdobywają filmy lub zdjęcia, gdzie można zobaczyć spore nadużycia. Jednym z zagrożeń wydaje się sekularyzacja liturgii.

Liturgia zsekularyzowana
„Sekularyzacja dąży do pomniejszenia tego, co boskie. Kiedy idziemy do kościoła i sprawujemy liturgię, to nie robimy tego dla rozrywki własnej czy wspólnoty, lecz aby oddać chwałę Bogu” – przypomina kardynał nominat Arthur Roche. To pomniejszenie może być celowe albo zupełnie nieświadome. Można odnieść wrażenie, że część kontrowersyjnych pomysłów celebransów czy wspólnot na sprawowanie Mszy św. bierze się po prostu z bezrefleksyjnego podążania za modą, trendami, domniemanymi oczekiwaniami wiernych, którzy spodziewają się spektakularnych wydarzeń. W internecie można zobaczyć księży skaczących i tańczących z monstrancją czy liturgię Wigilii Paschalnej, w której kulminacyjnym momentem są race i fajerwerki jako znak zmartwychwstania Jezusa.
Zsekularyzowana liturgia to także taka, która jest krzykliwa i do której są przeniesione elementy, które znamy choćby z koncertów czy innych czysto świeckich wydarzeń. Liturgia, choć w sposób naturalny się rozwija, nie potrzebuje indywidualnie przez nas wprowadzanych ulepszeń i udziwnień. Nasze dodatki ją wypaczają. Kościół bardzo konkretnie, przez księgi liturgiczne i instrukcje, wskazuje, jak sprawowany powinien być kult. Ksiądz powinien być w jakimś sensie schowany za czynnościami, które wykonuje, a nie kreować się na gwiazdę liturgicznego performance. Liturgia bowiem należy do Kościoła, a nie do celebransa i zgromadzonej wokół niego wspólnoty.

Potrzebna reforma
Debata w Kościele na ten temat jest więc potrzebna. Wspomniany wcześniej prefekt Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów idzie nawet o krok dalej, mówiąc o potrzebie radykalnych zmian. „Reforma liturgii jest dziś naprawdę bardzo ważną sprawą. Nie jest czymś, co można uznać za opcję” – powiedział w rozmowie z Radiem Watykańskim kardynał nominat Arthur Roche. Ale reforma ma się odbyć w duchu Traditionis custodes. „Wszystko, co ma miejsce, to regulacja dawnej liturgii Mszału z 1962 r. poprzez zaprzestanie promocji tej liturgii. Ponieważ było jasne, że Sobór pod natchnieniem Ducha Świętego, zaproponował nową liturgię dla autentycznego życia Kościoła, dla jego żywotności. Sprzeciwianie się temu jest czymś naprawdę bardzo poważnym” – mówił prefekt.
W tym samym wywiadzie kard. Roche podkreślał znaczenie wyboru formy liturgii, która ma być dostosowana dla ludzi żyjących w określonym czasie. Tyle że niemałej części wiernych Kościoła katolickiego właśnie ta, przestarzała w oczach Stolicy Apostolskiej forma wydaje się bardziej odpowiednia. Papież Franciszek po to zwołał przecież synod o synodalności, żeby Kościół wsłuchał się w głos wszystkich wierzących. A w „przeddzień” rozpoczęcia synodu uznał arbitralnie, że jedno z najprężniej rozwijających się środowisk w Kościele ma być odcięte od formy, którą uznaje za najlepszą dla swojej duchowości. I to formy, która obowiązywała w Kościele od kilkuset lat, a organicznie rozwijała się praktycznie od początku istnienia Kościoła. Żeby jednak lepiej zrozumieć zapowiedź obecnej reformy, należy przyjrzeć się temu, co działo się w tym temacie w ostatnich dziesięcioleciach.

Nowa forma
Reforma liturgiczna z lat 60. ubiegłego stulecia nie wszędzie spotkała się z entuzjazmem. Nawet więcej: stała się przyczyną wyraźnego podziału w Kościele, o czym może świadczyć choćby stopniowe odchodzenie od jedności wspólnoty skupionej wokół abp. Marcela Lefebvre’a, ekskomunikowanego ostatecznie za wyświęcenie bez zgody Watykanu czterech biskupów.
Sympatycy przedsoborowej formy przez lata musieli ubiegać się o zezwolenia, aby móc sprawować starą liturgię. W 2008 r. Benedykt XVI udzielił właściwie bezgranicznego pozwolenia na odprawianie Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego (Summorum Pontificum). Kilka miesięcy później zdjął też karę ekskomuniki z biskupów wyświęconych przez abp. Lefebvre’a. Papież Franciszek w ubiegłym roku cofnął zezwolenie swojego poprzednika. Ta ostatnia decyzja była niewątpliwie ciosem dla katolików, którzy przywiązani do dawnej liturgii rzymskiej nie wybrali drogi nieposłuszeństwa i nie odeszli do tzw. lefebrystów, czyli członków Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, które ma nieuregulowaną sytuację kanoniczną. Co ciekawe, ograniczając wiernym dostęp do tradycyjnej liturgii, Watykan chętnie udziela Bractwu przywilejów, uznając spowiedź czy błogosławieństwo małżeństw za możliwe i godziwe.

Brak zaproszenia?
Papież Franciszek przy okazji wydania motu proprio Traditionis custodes, radykalnie ograniczającego możliwość sprawowania przedsoborowej liturgii, dołączył list do biskupów z całego świata, w którym jednoznacznie stwierdził, że liturgia sprzed reformy nie tylko nie może się rozwijać, ale w najbliższym czasie ma przestać istnieć. To niepokojący sygnał. W czasie, kiedy Kościół obiera synodalny kurs, chce doceniać różnorodność form wiary i wspólnot ją wyznających, jedna z nich (i to niemała!) dostaje daleko idącego ograniczenie.
Choć trzeba uczciwie przyznać, że w środowiskach tradycjonalistycznych nie brakuje problemów duszpasterskich, które we wspomnianym liście papież sygnalizował. Są to też środowiska zwykle bardziej krytycznie nastawione do zmian w Kościele, również do obecnego pontyfikatu. Byłoby jednak dobrze, gdyby Kościół zamiast spychać na margines, takie wspólnoty przygarniał i formował.

Koniec z ciągłością?
Pytanie, czy reforma proponowana przez kard. Roche nie jest ostatecznie zerwaniem z proponowaną przez Benedykta XVI hermeneutyką reformy? W tym pojęciu papież senior zawarł tak ważne dla tożsamości Kościoła łączenie jego Tradycji z ciągle trwającą dynamiką reformy i dobrze rozumianego rozwoju. Kościół potrzebuje takiej syntezy: tego co stare i nowe, tego co fundamentalne i nowoczesne, tego co stałe i dynamiczne. Tymczasem odsunięcie starej liturgii jest de facto zamknięciem w muzeum tego, co dla wielu wcześniejszych pokoleń było centrum życia religijnego. I arbitralnym uznaniem, że przestało przemawiać do współczesnego człowieka.
Kard. Arthur Roche w jednym z wywiadów stwierdził, że właśnie Traditionis custodes jest wyrazem synodalności, bo dąży do całkowitego ujednolicenia liturgii. Trudno jednak uznać to za spójne z ogólnymi zasadami synodu, jak i inną wypowiedzią prefekta o tym, że trwają prace nad nowym rytem dla Amazonii, który ma być „inkulturacją Mszału rzymskiego”. Wspomnieć przy tym warto, że nie tak dawno papież przewodniczył liturgii w rycie bizantyjskim podczas pielgrzymki na Słowację. Sam podkreślał wartość bogactwa rytów liturgicznych.
Kościół rzeczywiście potrzebuje debaty o liturgii. I potrzebuje jej nieustannej odnowy. Bo jesteśmy wspólnotą dynamiczną, zmieniającą się. Nie chodzi o powracanie do starych form, ale raczej czerpanie z nich. Na taką interpretację soborowego wezwania do odnowy liturgii zwracał uwagę Benedykt XVI. To gwarancja ciągłości i jedności Kościoła współczesnego z Kościołem minionych wieków. Synod o synodalności wydaje się tutaj szansą, aby dyskusja o liturgii przekroczyła obecne podziały. Zwłaszcza że podczas przygotowywania syntez na poziomie diecezji wybrzmiał również głos wspólnot, które poczuły się dotknięte papieskimi ograniczeniami.
Podjęcie sporu o liturgię tradycyjną to oczywiście tylko jedno z wyzwań. Kwestią kluczową wydaje się znalezienie takich dróg formacji kapłanów i świeckich, by liturgia na nowo stała się centrum życia każdej wspólnoty. To jedyna droga do tego, aby Bóg, pomimo sporów o formę, mógł być pośród nas realnie obecny. A to przecież najistotniejsze.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki