Logo Przewdonik Katolicki

Metafory czy fakty?

Michał Jóźwiak
fot. Huseyin Yildiz/Anadolu Agency-Getty Images

Istnieją różne drogi wzrostu wiary. Jedną z nich może być konfrontowanie zapisów Pisma Świętego z odkryciami archeologicznymi. Każdy, kto się tego podejmie, odkryje, że w Biblii jest sporo faktów historycznych. Choć to nie one są najważniejsze.

Jakiś czas temu prowadziłem dyskusję ze swoim znajomym, który jest ateistą. Przekonywał mnie, że cała Biblia to zbiór wymyślonych opowiastek, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Próbowałem mu tłumaczyć, że opisane w Piśmie Świętym wydarzenia mają wartość przede wszystkim duchową, ale czasem przecież także historyczną. Nie udało mi się oczywiście namówić rozmówcy na weryfikację tej tezy. Nie dał mi niestety tej możliwości. A szkoda. Jako katolicy mamy argumenty, którymi rzadko się posługujemy, a które mogą mocno wpływać na przeżywanie wiary lub przekonywać do niej tych, którzy są do niej zdystansowani.
 
Śledztwo w sprawie zmartwychwstania
Jeden z amerykańskich dziennikarzy, Lee Strobel, postanowił w 1979 r. przeprowadzić dziennikarskie śledztwo, które jego zdaniem miało raz na zawsze obalić mit o zmartwychwstaniu Chrystusa. Podjął tę decyzję pod wpływem nawrócenia się jego żony na chrześcijaństwo. Redaktor „Chicago Tribune” uważał to za nonsens. Po przeczytaniu Ewangelii i rozmowach z kilkoma historykami Lee Strobel stwierdził, że jest zdecydowanie więcej przesłanek przemawiających za prawdziwością opisanego życia i zmartwychwstania Jezusa niż tych, które podważałyby wiarygodność Nowego Testamentu. Zwrócił także uwagę na to, że sposób wypełnienia się proroctwa o przyjściu Zbawiciela połączył w sobie tak wiele konkretnych czynników i zapowiedzi, że nie mogło to być dziełem przypadku. Wystarczy wspomnieć tu choćby psalm 22 (powstał około sześćset lat przed narodzeniem Chrystusa), w którym jest dokładny opis, który możemy odczytywać jako zapowiedź męki Jezusa na krzyżu.
Dziennikarz odkrył także, że nie tylko Ewangelie przedstawiają Jezusa jako Mesjasza, uzdrowiciela, nauczyciela i egzorcystę. Wskazują na to również pisma Józefa Flawiusza, Talmud, dzieła Tacyta, Pliniusza Młodszego i innych autorów. Również odkrycia archeologiczne potwierdzały zapisy Ewangelii. Przykładowo u św. Jana (J 5, 1-15) czytamy o tym, jak Jezus uzdrowił kalekę przy sadzawce Betesda. Ewangelista pisze, że była ona wyposażona w pięć krużganków. Dość często przedstawiano ten fragment jako dowód na nierzetelność autora, gdyż nigdzie nie odnaleziono takiej sadzawki. W połowie XX w. archeolodzy jednak odkryli to miejsce, które było ukryte pod ziemią. Do odkopania sadzawki przyczynił się dyrektor Szkoły Biblijnej w Jerozolimie o. Roland de Vaux OP. Rzeczywiście było tam pięć krużganków – dokładnie tak, jak opisał to miejsce św. Jan. Takich faktów można podawać dziesiątki. I tyle dokładnie przeanalizował dziennikarz przez dwa lata śledztwa. Ostatecznie sam się nawrócił, bo uznał, że wiedza, którą zdobył, doprowadziła go do wiary w zmartwychwstanie Chrystusa. Choć spodziewał się, że będzie dokładnie odwrotnie.
 
Biblia to nie kronika
Nie chodzi jednak o to, żeby Pismo Święte czytać jak zapis historyczny minionych dziejów. To znacznie zawężałoby przekaz, który jest w nim zawarty.
– Biblia to nie jest kronika. To teologiczna wizja zbawczych wydarzeń. Dlatego dla właściwej interpretacji Biblii bardzo ważną kwestią jest odróżnianie gatunków literackich. W Biblii są bowiem rodowody, spisy, opowiadania, sagi, epopeje, przepowiednie, przysłowia, sentencje, napomnienia, wezwania, wyrocznie, alegorie, błogosławieństwa, modlitwy, hymny, psalmy, lamentacje, pieśni, aforyzmy. Są w niej zarówno kronikarskie opisy rzeczywistych wydarzeń, jak i przypowieści, które mniej troszczą się o historyczną prawdę, a bardziej o wnioski moralne i zbudowanie słuchacza – podkreśla Roman Zając, publicysta i biblista z KUL-u.
W Piśmie Świętym ważniejsze od faktów historycznych są prawdy dotyczące duchowości. To one powinny być dla nas w centrum uwagi. I chociaż trwają badania archeologiczne, szukające potwierdzeń niektórych wydarzeń biblijnych, to ich nawet najbardziej spektakularny rezultat nie może przysłaniać tego, co niesie treść teologiczna.
 
Arka Noego odnaleziona?
Kilkanaście lat temu, w 2009 r., zespół badaczy z Hongkongu i Turcji po wyprawie na górę Ararat obwieścił, że odnalazł… arkę Noego. Powstało na ten temat kilka publikacji – artykuły, książki i filmy przekonujące, że konstrukcja stworzona przez Noego osiadła na terenie północnowschodniej części Turcji. Odkrywcy opublikowali filmy i zdjęcia drewnianych pomieszczeń. Bibliści są jednak sceptyczni do niedawnych odkryć. – Rejon góry Ararat zajmował poczesne miejsce w mitycznej wyobraźni ludów starożytnego Bliskiego Wschodu. Jako że w górach Wyżyny Armeńskiej ma swe źródła jedna z najpotężniejszych rzek Żyznego Półksiężyca (Eufrat), postrzegano te odległe szczyty jako niedosiężną siedzibę bogów. Tam też należy szukać początków opowieści o zstępującym na ziemie potopie. Mit o potopie jest pokłosiem bardzo starych, ludowych podań o katastrofalnych wylewach Eufratu i Tygrysu, kiedy człowiek nie umiał jeszcze nad nimi zapanować – zanim pojawiła się słynna mezopotamska sieć kanałów. Nic więc dziwnego, że również tradycja biblijna właśnie tam umieściła arkę z ocalałym Noem i jego rodziną. Jest to zabieg literacki – oto u stóp boskiej siedziby, u źródlisk wielkich rzek wszystko zaczyna się od nowa – komentuje dr Łukasz Toboła, biblista.
 
Bóg i człowiek
Fakty historyczne mogą mieć oczywiście znaczenie, ale w Biblii mimo wszystko mają one znaczenie drugorzędne. Najistotniejsze jest zawsze to, co Pismo Święte mówi o relacji Boga i człowieka. – Mając na uwadze ustalenia współczesnych badaczy, oczywistym jest, że biblijna opowieść o potopie nie może być postrzegana jako relacja faktograficzna. Ot, przekazy ludowe, krążące w rejonie starożytnego Bliskiego Wschodu od tysiącleci, po raz kolejny zostały wykorzystane jako tło do opowieści o relacji pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Tylko i wyłącznie ze względu na tę relację autorzy biblijni w ogóle snują swoją opowieść. Chcecie wiedzieć, kim jest nasz Bóg? Posłuchajcie więc, jak my dostrzegliśmy Go w naszym życiu, w naszych dziejach, w opowieściach naszych przodków. Taka perspektywa w oczywisty sposób jest bardzo subiektywna, wyrywkowa, a z perspektywy chronologii czy precyzji opisu wysoce niezadowalająca. Ale pod wieloma względami jedyna, jaką mamy. Dlatego też musimy usilnie starać się poznać i zrozumieć świat, w którym zaistniała – mówi dr Toboła.
Biblista dodaje jednak, że w Piśmie Świętym, także w Starym Testamencie, można znaleźć interesujące fakty, które do dzisiaj są przedmiotem analizy badaczy różnych dziedzin.
– Mój ulubiony przykład to historia ucieczki Jakuba spod kurateli swego teścia, Labana. Krnąbrny zięć uciekł z mezopotamskiego miasta Harran do Gileadu w Kanaanie, pokonując tym samym dystans ok. 700 km, zaś Laban dopadł go już po siedmiu dniach pościgu. Przez dziesięciolecia badacze postrzegali tę historię jako przykład ułańskiej fantazji autora biblijnego, dopóki polski semitysta Edward Lipiński nie zauważył przytomnie, że przecież po dziś dzień Beduini trenują specjalną rasę wielbłądów pościgowych, które są w stanie przebiec nawet 100 km dziennie, i to nawet bez konieczności codziennego pojenia. A zatem cała ta rodzinna awanturka została przez biblijnego skrybę całkiem porządnie osadzona w realiach historycznych (i przyrodniczych!) – nawet jeśli w aspekcie faktograficznym ma się do rzeczywistości mniej więcej tak samo, jak sienkiewiczowski Potop do dziejów XVII-wiecznej Polski – podkreśla dr Toboła.
Biblijni autorzy czytali rzeczywistość tak, jak potrafili w swoim kontekście kulturowym i historycznym. Dlatego poświęcając się lekturze Pisma Świętego, warto pamiętać o równie ważnych przypisach, komentarzach i tłumaczeniach, które będą prowadzić nas we właściwym kierunku.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki