Przyszłam tu w imieniu wszystkich dzieci, które nie powróciły do swoich domów – wyznała Radiu Watykańskiemu Gerry Shingouz, uczennica ze szkoły rezydencjalnej. – Jestem tutaj zwłaszcza w imieniu swojego brata Georga, który przeżył w jednej z tych szkół wielką traumę, nigdy nie ukończył studiów, nie został ojcem. Ten system zabrał mu odwagę, by zmierzyć się z życiem. Chcę także wspominać moich rodziców, którzy wiele wycierpieli, gdy ich dzieci zostały zabrane. Stoję tu w ich imieniu – dodała.
System szkół rezydencjalnych działał w Kanadzie w latach 1831-1996. Około 60 proc. z nich było prowadzonych przez Kościół katolicki w imieniu rządu. Placówki miały na celu usunięcie rdzennych dzieci spod wpływu ich własnej kultury na rzecz „cywilizacji chrześcijańskiej”. W ciągu ponadstuletniego działania systemu w całym kraju około 30 proc. dzieci tubylczych (około 150 tys.) zostało umieszczonych w szkołach z internatem. Z powodu niedofinansowania przez państwo w placówkach panowały fatalne warunki, co sprzyjało rozprzestrzenianiu się chorób i głodu. Dochodziło też do przemocy fizycznej. Historycy szacują, że liczba śmiertelnych ofiar tego systemu może wynosić nawet około 6 tys. dzieci.
fot. Ekler/Adobe Stock
Inkulturacja oznacza proces zakorzenienia Ewangelii w różnych kulturach, m.in. z wykorzystaniem narzędzi językowych tych kultur. Kościół od kilkudziesięciu lat przykłada ogromną wagę do tego, aby głosząc Ewangelię, dostosowywać formę swojego przekazu do danych kultur i zwyczajów, doceniając tym samym ich wartość.
Milczenie
Pielgrzymka papieża Franciszka do Kanady spotkała się z dużym zainteresowaniem mediów. W ubiegłym roku w Kanadzie w związku z odkryciem georadarem nieoznakowanych grobów dzieci przy szkołach rezydencjalnych na ulicach kanadyjskich miast wybuchały protesty, zamieszki, a nawet dochodziło do podpalania kościołów. Dziś niektórzy badacze uważają, że część zeszłorocznych odkryć to wcale nie szczątki ludzkie, a po prostu… korzenie. Nie ulega jednak wątpliwości, że cmentarze przy szkołach istniały. Nie były to jednak zbiorowe mogiły, po których zacierano ślady, aby na jaw nie wyszło ludobójstwo, ale miejsca pochówku, które z czasem zostały zapomniane i zaniedbane. Umieralność dzieci w tych szkołach nie odbiegała znacząco od średniej w tamtych czasach. I chociaż z perspektywy czasu sposób i cel prowadzenia tych szkół trzeba ocenić jednoznacznie negatywnie, nie można nie zwrócić uwagi na kontekst historyczny. Wielu Kanadyjczyków w związku z odkryciami atakowało Kościół i trudno oprzeć się wrażeniu, że byli oni zmanipulowani przez, mówiąc delikatnie, nieprecyzyjne informacje. Nic więc dziwnego, że tak uważnie obserwowano każdy gest papieża i tak uważnie słuchano każdego jego słowa. W kontraście do medialnej burzy sprzed kilkunastu miesięcy pielgrzymka rozpoczęła się milczeniem. Na lotnisku w Edmonton odbyła się co prawda krótka ceremonia przywitania, nie było jednak żadnych przemówień. Zabrzmiały jedynie śpiewy i bębny rdzennej ludności. To przede wszystkim na spotkanie z nimi przyleciał papież.
Kościół błaga o przebaczenie
W poniedziałek 25 lipca Franciszek, spotykając się w Maskwacis z rdzenną ludnością Pierwszych Narodów, Metysów i Inuitów, nawiązał do słów Jana Pawła II. – Kościół klęka przed Bogiem i błaga o przebaczenie za grzechy swoich dzieci. Proszę o przebaczenie za to, w jaki sposób wielu katolików wspierało, niestety, kolonialną mentalność mocarstw, uciskających rdzennych mieszkańców. Ubolewam. Proszę o przebaczenie, w szczególności za sposób, w jaki wielu członków Kościoła i wspólnot zakonnych współpracowało, także poprzez obojętność, w tych projektach niszczenia kultury i przymusowej asymilacji, realizowanych przez ówczesne rządy, projekty, których kulminacją był system szkół z internatem – mówił papież.
Franciszek w swoim pierwszym przemówieniu podczas tej pielgrzymki stwierdził, że badanie tego tematu jest druzgocące i bolesne, ale jednocześnie konieczne. Podkreślił także, że ewangelizacja będąca de facto przymusem i asymilacją jest nie do pogodzenia z Ewangelią. – To niszczący błąd – ocenił. Podczas wizyty w Maskwacis papież ucałował też baner z imionami dzieci, które zmarły w szkołach rezydencjalnych w Kanadzie. Czerwony transparent miał kilkadziesiąt metrów. Dotychczas rozpoznano ponad 4100 ciał.
Papież Franciszek na terenie dawnej szkoły rezydencjalnej, Maskwacis, 25 lipca 2022 r. fot. Cole Burston/Getty Images
Szkoły rezydencjalne działały w Kanadzie w latach 1831-1996 i były prowadzone przez wiele wyznań chrześcijańskich w imieniu rządu. W ciągu ponadstuletniego działania systemu w całym kraju około 30 proc. dzieci tubylczych (ok. 150 tys.) zostało umieszczonych w szkołach z internatem. Ostatnia szkoła z internatem, Gordon’s Indian Residential School w Punnichy, Saskatchewan, została zamknięta w 1996 r.
Przeprosiny przyjęte?
Wilton Littlechild, wódz rdzennej ludności, który doświadczył na własnej skórze systemu szkół rezydencjalnych, powiedział w rozmowie z agencją Reuters, że „papież wsłuchiwał się głęboko i z wielkim współczuciem w świadectwa o tym, w jaki sposób wykorzeniano nasz język, odbierano nam naszą kulturę i wyszydzano naszą duchowość”. Wódz wyraził nadzieję, że spotkania i słowa Franciszka skierowane do ludów rodzimych przyniosą prawdziwe uzdrowienie, które będzie promieniowało na wiele przyszłych pokoleń.
Z kolei Cornell McLean, pełniący obowiązki wielkiego wodza Zgromadzania Wodzów Manitoby, oświadczył, że „przeprosiny nie złagodzą bólu po dzieciach, które zginęły i nigdy nie powróciły do swoich domów”. – Niemniej zachęcamy Kościół, aby czynił dalsze kroki w duchu pojednania, którym towarzyszyć będą konkretne zobowiązania i prawdziwe zadośćuczynienie – dodał McLean.
Dom dla wszystkich
Podczas wizyty w kościele Najświętszego Serca Jezusowego w Edmonton papież Franciszek przypomniał wiernym słowa Jana Pawła II o tym, że „Chrystus w członkach swojego Ciała sam staje się Indianinem”. Ojciec Święty podkreślił, że to On jeden na krzyżu łączy na nowo to, co wydawało się niewyobrażalne i niewybaczalne, ogarnia wszystkich i wszystko. Zjednoczył najbardziej odległe ludy, uzdrowił i uczynił wszystko pokojem. – Kościół nasz jest miejscem, do którego ci, którzy przeżyli uraz szkoły rezydencjalnej, mogą przyjść z rodzinami i zgromadzić się jako wspólnota, która wszystkich włącza, i w którym będziemy nadal zachowywać i przywracać do życia języki, sztuki i muzykę tubylcze, wcielając dumę z tego w nasze przyszłe pokolenia – zapewnili członkowie wspólnoty parafialnej z Edmonton.
Kościół Najświętszego Serca Pierwszych Narodów w Edmonton powstał jako parafia, która przyjęła ludzi różnych narodów przybyłych do Kanady jako imigranci. Świątynię wznieśli w 1913 r. ludzie z całego świata, wśród których byli Włosi, Portugalczycy, Hiszpanie, Chorwaci, a ostatnio dołączyli do nich Erytrejczycy. Pod kierunkiem tubylczego kapłana, oblata o. Garry’ego Laboucane’a OMI parafia zaczęła wcielać tradycje autochtoniczne do kultu katolickiego i w 1991 r. stała się Narodową Parafią Tubylczą Kanady.
Kulturowe ludobójstwo?
Pielgrzymka Franciszka pokazała nie tylko bolesną stronę historii Kościoła w Kanadzie. Spora część przedstawicieli ludów rdzennych dobrowolnie przyjęła wiarę katolicką i gorliwie ją praktykuje. Było to widoczne i namacalne podczas tej wizyty. Choć Kościół ma za co przepraszać, nie całe jego dzieło w tym regionie sprowadza się do nadużyć. To truizm, ale warty podkreślenia wobec wszechobecnej, zero-jedynkowej i nazbyt upraszczającej rzeczywistość narracji. Niektóre ze szkół prowadzone były przez misjonarzy na terenach rezerwatów, co sprawiało, że dzieci były blisko swoich rodzin. – Pierwsze szkoły prowadzone przez misjonarzy to nie były szkoły rezydencjalne. To były szkoły tworzone na prośbę wodzów indiańskich. Uczono w nich pisania, czytania, uprawy ziemi, polowania, stolarki. Potem pojawił się ten program państwowy. A że najwięcej szkół prowadzili misjonarze katoliccy, więc państwo zleciło im to zadanie. Prowadzenie szkół rezydencjalnych nie było zatem pomysłem Kościoła. Sposób prowadzenia tych szkół wynikał z ówczesnej mentalności, a nie chęci przeprowadzania kulturowego ludobójstwa – mówi misjolog prof. UKSW Wojciech Kluj OMI.
Wina wyłącznie Kościoła?
Śledząc doniesienia medialne można odnieść wrażenie, że całą winę za zło, które miało miejsce w kanadyjskich szkołach z internatem, ponosi Kościół katolicki. To nieprawda. Do odpowiedzialności powinny poczuwać się również władze państwowe. Sposób, w jaki funkcjonowały te szkoły w dużej mierze zależał przecież od rządu. – Nigdy nie wolno zapominać, że szkoły rezydencjalne były projektem rządu federalnego Kanady, który powierzył administrację tych szkół Kościołowi. To nie był pomysł Kościoła katolickiego, a tym bardziej Watykanu. Był to projekt lokalny. Rząd federalny poprosił Kościół, aby tym zarządzał. Kościół zarządzał tym w sposób mniej więcej prawidłowy, mniej więcej dobry, ale zleceniodawcą był rząd federalny. I dziś, moim zdaniem, rząd federalny się tego wypiera. Premier Trudeau był obecny, nawet przeprosił, ale w jakimś sensie całą winę zrzuca się na Kościół katolicki, który ma swoją winę, ale to nie on był głównym podmiotem tej inicjatywy – wyjaśniał Radiu Watykańskiemu prof. Luca Codignola, historyk Kanady z uniwersytetu w Genui. Historyk podkreśla także, że nie można patrzeć naszymi oczami na projekty, które były realizowane w XIX w. Wówczas wydawało się, że dla polityki asymilacji nie ma lepszej alternatywy. Dobrym sposobem na zobrazowanie ówczesnej mentalności mogą być słowa pierwszego premiera Kanady, sir Johna A. Macdonalda, który w 1883 r. mówił w parlamencie, że „Indianie są dzikusami, a szkoły są potrzebne, by indiańskie dzieci nabyły obyczajów i sposobu myślenia białego człowieka”. Według premiera istniejące w rezerwatach szkoły nie zmieniały indiańskiego sposobu życia, ponieważ uczniowie „pozostali nadal dzikusami, tyle że piśmiennymi”. Stąd późniejsza decyzja o odseparowywaniu dzieci od ich rodzin.
Apel do sumień
Głos papieża jest szansą nie tylko na jasny głos Kościoła w tej sprawie, ale jest także apelem do sumień wszystkich Kanadyjczyków. Przedstawiciele ludności rdzennej podkreślają, że nadal czują się stygmatyzowani i dyskryminowani w swoim kraju. Takie głosy wskazują na potrzebę nie tylko potępiania mentalności kolonialnej, która przysporzyła wiele cierpień i bólu. One zobowiązują wszystkich obywateli tego kraju również do budowania społeczeństwa opartego na braterstwie, solidarności i szacunku dla kulturowej odmienności. Wydaje się, że ciągle jest tu wiele do zrobienia. – Pan nie chce, abyśmy byli tylko krytykami systemu, nie chce, abyśmy byli zamknięci i cofający się, lecz byli twórcami nowej historii, tkaczami nadziei, budowniczymi przyszłości, czyniącymi pokój – stwierdził Franciszek.
Polski akcent
Ojciec Święty odwiedził również diecezję Churchill-Zatoka Hudsona, gdzie ordynariuszem jest bp Wiesław Krótki. Była to pierwsza w historii wizyta papieża w Arktyce, na północy Kanady. – To, co było dla mnie ważne, to fakt, że rdzenni mieszkańcy mogli tak wspaniale, z radością przeżywać swoją kulturę razem z obecnością Boga, z łaską Ducha Świętego, która im towarzyszyła. Była radość, był znak wiary, było cudownie. Widać było, że rdzenni mieszkańcy Boga się nie wypierają, są mocni wiarą, a przez tę wizytę są umocnieni. I są w stanie iść drogą przebaczenia, pojednania i prawdy, tak jak to zresztą wyrazili – podkreśla polski biskup misyjny. W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną zwraca uwagę na dwa ważne gesty papieża. – Dla mnie było bardzo ważne, że Ojciec Święty przyjechał nad Jezioro św. Anny, które dla bardzo wielu rdzennych mieszkańców było miejscem uzdrowienia, pokoju, przebaczenia, optymizmu i przemiany. Papież prosił tam Boga o błogosławieństwo wód jeziora i tych wszystkich, którzy mają ufność w Jego moc. Następnym ważnym gestem było całowanie w dłoń starszych z Pierwszych Narodów – bardzo mocny znak, który oddawał ducha człowieka, który wyraża wielką skromność i pokorę w spotkaniu z rdzennymi mieszkańcami – ocenia bp Krótki.
Jesteśmy umiłowanymi dziećmi Ojca, powołanymi do bycia braćmi – mówił Franciszek podczas Mszy św. w sanktuarium św. Anny w Sainte-Anne-de-Beaupré koło Quebeku 28 lipca 2022 r.
fot. Ron Palmer/SOPA Images/LightRocket/Getty Images
Uleczenie ran
Kościół wyciągnął wnioski ze swoich błędów. Ustami Jana Pawła II, a teraz Franciszka przeprasza za zło, które niewątpliwie dotknęło rdzennych mieszkańców Kanady. Dziś wiemy, że system szkół rezydencjalnych był zły, a pojawiająca się w tych placówkach przemoc tylko potęgowała traumę niewinnych dzieci. I choć kwestia grobów wymaga dalszych badań i analiz, należy uznać słowa i gesty papieża Franciszka za ważne, a wręcz konieczne, aby Kościół mógł budować swoją wiarygodność w Kanadzie i wszędzie, gdzie ta pielgrzymka była obserwowana. I nie chodzi o branie całej odpowiedzialności i winy na siebie, ale o pokazanie, że jeśli pojednanie, uleczenie ran i pokój gdziekolwiek są możliwe, to właśnie w Kościele. Nie dlatego, że jest to instytucja idealna, ale dlatego, że jej głową jest Chrystus. – Uwierzmy, że Jezus dołącza do naszej drogi i pozwólmy Mu spotkać się z nami. Pozwólmy, aby Jego słowo wyjaśniało historię, którą przeżywamy jako poszczególne osoby i jako wspólnota, i aby wskazywało nam drogę uzdrowienia i pojednania. Wspólnie dzielmy z wiarą Chleb eucharystyczny, abyśmy wokół tego stołu mogli na nowo odkryć siebie jako umiłowane dzieci Ojca, powołane do bycia braćmi – apelował papież w narodowym sanktuarium św. Anny w Sainte-Anne-de-Beaupré koło Quebecu.