Logo Przewdonik Katolicki

Mówią o nich: ocaleni

Anna Druś
Stanley Paul ma 75 lat. Do szkoły w Kamloops trafił w wieku siedmiu lat. Udało mu się stamtąd uciec po dziewięciu latach fot. Darryl Dyck/PAP-EPA

Odnalezienie masowego grobu dzieci rdzennych mieszkańców Kanady zwróciło oczy świata na straszny proceder, jakim przez ponad sto lat były tzw. szkoły rezydencjalne. Torturowano w nich dzieci, aby zrobić z nich kulturowych Europejczyków.

Był rok 1950. Lilian Elias miała osiem lat, gdy pewnego dnia pod jej dom podjechali urzędnicy państwowi i siłą wyrwali ją jej rodzicom, by umieścić na kilka lat w Szkole Rezydencjalnej pw. Niepokalanego Poczęcia. – Myślałam wtedy, że już nigdy ich nie zobaczę. Najgorsze były początki, bo nie mówiłam ani słowa po angielsku, nie umiałam nawet „dzień dobry” i „do widzenia”. A mówienia w naszym własnym języku surowo nam zabraniano. Właśnie wtedy postanowiłam, że będę swój język pamiętać. Mogą zabrać mi rodzinę i godność, ale języka mi nie zabiorą – opowiada dziś Lilian, siwa, długowłosa Inuitka.

Reakcja Franciszka
Na takich jak ona, absolwentów szkół rezydencjalnych w Kanadzie, mówi się survivors, czyli ocaleni, stawiając tym samym w jednym rzędzie z ludźmi, którzy przeżyli Holokaust. Sam zaś proceder ich istnienia określany jest mianem wielopokoleniowej traumy i kulturowego ludobójstwa. Niestety, niedawne odkrycie masowego grobu 215 dzieci uczących się w takiej szkole w Kolumbii Brytyjskiej pokazuje, że było to ludobójstwo nie tylko kulturowe.
Na informację niemal natychmiast zareagował papież Franciszek, odnosząc się do niej w niedzielę 6 czerwca na samym początku przemówienia po modlitwie „Anioł Pański”. – Przyłączam się do biskupów kanadyjskich i całego Kościoła katolickiego w Kanadzie w wyrazach współczucia dla społeczeństwa kanadyjskiego, zbulwersowanego tą szokującą wiadomością. Te trudne wydarzenia są silnym wezwaniem dla wszystkich, aby odwrócić się od modelu kolonizatorskiego, a także od współczesnych kolonizacji ideologicznych, i iść ramię w ramię w dialogu, wzajemnym szacunku i uznaniu praw i wartości kulturowych wszystkich córek i synów Kanady. Polecajmy Panu dusze wszystkich dzieci, które zmarły w kanadyjskich szkołach z internatem i módlmy się za pogrążone w żałobie kanadyjskie rodziny i wspólnoty tubylcze – powiedział Franciszek.

Odkrywanie bolesnej prawdy
Odkrycie masowych grobów dzieci uczących się w szkołach rezydencjalnych jest kolejnym etapem odkrywania przez współczesnych Kanadyjczyków okrutnej prawdy o całym systemie, w jakim te szkoły funkcjonowały. Wszystko zapoczątkował głośny proces, jaki w 1991 r. wytoczył rządowi Kanady Phil Fontaine – naczelny wódz Zgromadzenia Wodzów Manitoby, organizacji samorządowej reprezentującej rdzennych mieszkańców Kanady mieszkających na terenie prowincji Manitoba. Phil Fontaine był ofiarą molestowania seksualnego w szkole rezydencjalnej, do jakiej zmuszony był chodzić w dzieciństwie.
Jego sprawa była pierwszym tak głośnym sformułowaniem oskarżenia pod adresem władz kraju. Po jego wygranej następni wodzowie i inni rdzenni mieszkańcy Kanady zaczęli domagać się zbadania tego, co działo się w tych szkołach. Ostatnią z placówek zamknięto w 1996 r., w 2007 r. zaś powołano ogólnokanadyjską Komisję Pamięć i Przebaczenie, która miała zbadać i ujawnić nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówek.
Przesłuchano 6,5 tys. świadków, zwłaszcza byłych uczniów tych szkół i ich rodziny. Opublikowany w 2015 r. końcowy raport był szokiem dla Kanadyjczyków, choć samych rdzennych mieszkańców, zwanych tu także Pierwszymi Narodami, nie zaskoczył tak mocno jak Kanadyjczyków pochodzenia europejskiego.

Brutalna kolonizacja
Szkoły rezydencjalne były pomysłem rządu kanadyjskiego epoki kolonizacyjnej na rozwiązanie tzw. problemu Indian. Tereny Kanady, podobnie jak tereny obu Ameryk, zamieszkiwały przed przybyciem Europejczyków tysiące różnych, prastarych plemion. Dominującymi na terenie dzisiejszej Kanady byli Inuici i Metysi, osiedleni tu już 1000 lat przed Chrystusem, choć grup etnicznych, językowych i kulturowych było tu znacznie więcej. Początkowo, jako gościnni gospodarze, żyli z przybyszami z Europy w dobrych stosunkach, jednak na przestrzeni wieków coraz bardziej zmieniało się to w bezwzględną dominację Europejczyków. Rdzennych mieszkańców grupowo nazywali Indianami, podobnie jak inni kolonizatorzy traktując ich jako gorzej rozwiniętych „dzikusów”. Już na początku XIX w. zrodził się pomysł, aby zasymilować ich z „białymi” poprzez bezwzględne odcięcie ich dzieci od rodzimych korzeni. Funkcję tę miały pełnić właśnie szkoły rezydencjalne (residential schools): pierwsza taka placówka powstaje już w 1831 r. w Mohawk, zaś cały system rusza w 1883 r.
Choć pomysł i finansowanie było rządowe, prowadzenie placówek powierzono Kościołom katolickiemu i anglikańskiemu, działającym w Kanadzie. Wynikało to prawdopodobnie z faktu, że edukacja państwowa jako taka nie była w ogóle rozwinięta, a jedyne zaplecze pedagogiczne istniało właśnie w instytucjach kościelnych. Niestety, to także nie było gotowe do przyjęcia tak dużej liczby przymusowych uczniów. Większość kadry stanowiły osoby z przypadku, bez powołania i wykształcenia pedagogicznego, źle wynagradzane, nielubiące ani pracy z dziećmi, ani tego zadania. Nie bez znaczenia było też funkcjonujące jeszcze w XIX w. generalne podejście do dzieci, gdzie kary cielesne czy przymus przez głodzenie albo ciężkie prace fizyczne były na porządku dziennym.
Na to nakładało się również okrucieństwo całego pomysłu, czyli odcięcie dzieci od ich rodzin (rodziców nie widywały przez całe lata!), zakaz używania rodzimego języka i ujawniania rodzimych zwyczajów, przymus nauki angielskiego lub francuskiego, katecheza jako środek przymusowej europeizacji.
„Ten system był hybrydą brytyjskiego systemu edukacji i amerykańskiego systemu więziennictwa. Często przypominało to bardziej obozy niż zwykłe szkoły. Dzisiaj dzieci w takich szkołach byłyby od razu zabierane przez opiekę społeczną, a placówka zamknięta. Wtedy to był standard i cena, którą uważano, że rdzenni muszą zapłacić za możliwość skoku cywilizacyjnego i szansę na zbawienie” – mówiła w rozmowie z NaTemat Joanna Gierak-Onoszko, autorka książki-reportażu o szkołach rezydencjalnych 27 śmierci Toby’ego Obeda. Przyznaje jednak, że nie wszystkie szkoły rezydencjalne były miejscami torturowania dzieci, choć te dobre stanowiły zdecydowaną mniejszość.

Życie z piętnem
Już w latach 20. XX w. pojawiały się sygnały, że coś z tymi szkołami jest nie tak. Najpierw lekarze zaczęli ujawniać, że dzieci są w nich niedożywione, zbyt często umierają z wycieńczenia i chorób. Potem ujawniano przypadki walki samych dzieci z okrutnym systemem: coraz częściej zdarzały się ucieczki, nieraz zakończone śmiercią uciekiniera, a nawet podpalenia szkół, aby zniszczyć dotykające je piekło. Powoli też państwo zaczęło przejmować od Kościołów i zakonów szkoły rezydencjalne, nie zmieniając jednak samej idei odrywania dzieci od rodziców i siłowego wykorzeniania z własnej kultury. Szacuje się, że łącznie przez około 150 lat istnienia przeszło przez nie 150 tys. dzieci. Do dziś z piętnem ukończenia szkoły rezydencjalnej żyje zaś 80 tys. Kanadyjczyków.
Zdecydowana większość ocalałych zmaga się z problemami zdrowotnymi, szczególnie psychicznymi. Wielu nadużywa narkotyków lub leków, wielu stosuje przemoc w swoich rodzinach, wielu popełniło samobójstwa lub zmaga się z myślami samobójczymi. Ogrom ich cierpienia widać było we wzruszającym spotkaniu premiera Kanady Justina Trudeau z Tobym Obedem – jego rówieśnikiem, ocalałym ze szkoły rezydencjalnej. Był to element oficjalnej uroczystości w listopadzie 2017 r., na której Trudeau w imieniu wszystkich rządów Kanady przepraszał Pierwsze Narody za system tych szkół. Zanim jednak wyszedł na scenę, za kulisami zobaczył Toby’ego Obeda. W spontanicznym odruchu podszedł do niego i przytulił. Toby – dorosły mężczyzna w wieku premiera – od razu zaczął płakać i nie puszczał tego uścisku. Uścisk przemienił się w rozmowę. Niedługo później, już stojąc na scenie, Trudeau wygłosił swoje słynne już przemówienie.

„Przepraszam, choć to nie przywróci wam dzieciństwa”
„Traktowanie rdzennych dzieci w szkołach z internatem to mroczny i haniebny rozdział w historii naszego kraju. Dzielimy się tym ciężarem z wami, w pełni przyjmując nasze obowiązki – i nasze wady – jako rządu i jako kraju. Wszystkich was szczerze przepraszamy. Jednak powiedzenie, że jest nam dzisiaj przykro, nie wystarczy. Nie cofnie wyrządzonej wam krzywdy. Nie przywróci utraconych języków i tradycji. Nie usunie izolacji i bezbronności, którą odczuwaliście, gdy byliście oddzieleni od swoich rodzin, społeczności i kultur” – powiedział premier Kanady.
Od czasu tych przeprosin coraz mocniej i otwarciej władze i sami Kanadyjczycy zaczęli też naciskać na ludzi Kościoła, którzy ich zdaniem powinni zrobić to samo. Katolickie organizacje działające wśród rdzennych mieszkańców, a także sami biskupi Kanady zaczęli zabiegać o spotkanie z papieżem już za pontyfikatu papieża Benedykta XVI. Po długich przygotowaniach do spotkania doszło: papież przyjął delegatów Pierwszych Narodów wraz z biskupami 29 kwietnia 2009 r. w Watykanie. Wszyscy zgodnie uznali to spotkanie za historyczne. Ojciec Święty wysłuchał historii kilku ocalałych i wyraził swój smutek i poruszenie. Komunikat z tego zamkniętego spotkania brzmiał: „Biorąc pod uwagę cierpienia, jakich doświadczyły niektóre rdzenne dzieci w kanadyjskim systemie szkół rezydencjalnych, Ojciec Święty wyraził smutek z powodu udręki spowodowanej godnym ubolewania postępowaniem niektórych członków Kościoła, i wyraził współczucie i modlitewną solidarność. Jego Świątobliwość podkreślił, że nadużycia nie mogą być tolerowane w społeczeństwie. Modlił się, aby wszyscy dotknięci chorobą doświadczyli uzdrowienia i zachęcał rdzenne narody, aby nadal szli naprzód z odnowioną nadzieją”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki