Przejrzałem zagraniczne serwisy informacyjne i artykuły opisujące los migrantów na granicy polsko-białoruskiej. Słuchałem lub czytałem opowieści samych migrantów i wciąż nurtowało mnie pytanie – jakie są ich motywacje do podjęcia takiej dalekiej drogi. Często podkreślali, że chcą się dostać do Niemiec. – Niemcy, dobry kraj, dobry kraj, dobre ludzie – mówił łamaną angielszczyzną jeden z Irakijczyków, z którym rozmawiali zachodni dziennikarze.
Co więc jest tak przyciągającego w Niemczech, a szerzej w Europie, że tysiące ludzi, jak tylko dowiedziało się o tym, że istnieje ponoć bezpieczny szlak, by się tam dostać, sprzedało cały dobytek, wyrobiło sobie białoruskie wizy i ruszyło w podróż, która dla niektórych zakończyła się tragicznie?
Z pewnością jednym z elementów, które tu wchodzą w grę, jest po prostu zamożność zachodnich społeczeństw. W zamożnym państwie nawet pozycja migranta, który zajmuje najczęściej najniższe miejsca w drabinie społecznej, może być wyższa niż klasy średniej w państwie biednym. A jeśli w dodatku ucieka lekarz, architekt, informatyk, to może liczyć, że jak opanuje język i potwierdzi swoje kwalifikacje w państwie zachodnim, dość szybko dorobi się poważnego majątku. W dodatku na Zachodzie można liczyć na pomoc państwa, zapomogi na dzieci, ubezpieczenie społeczne, dostęp do służby zdrowia na zupełnie innym poziomie niż w targanych od lat konfliktami Iraku, Syrii, Kurdystanie czy Afganistanie. Zachodnie społeczeństwa, takie jak Niemcy, Belgowie, Holendrzy czy Francuzi, państwa, które miały swoją kartę kolonialną, przyjmują chętnie migrantów, uważając, że w ten sposób spłacają długi, które zaciągnęły okrucieństwami w przeszłości. Stąd też szanse na rozpoczęcie nowego życia są zupełnie inne niż gdzie indziej
na świecie.
Ale czy prócz lepszego życia coś jeszcze przyciąga w Europie? Dla części to z pewnością liberalne wolności. Wiele kobiet nie chce żyć w państwach, w których ich rola społeczna jest ściśle określana przez islam. Życie pewnych grup, na przykład homoseksualistów, w świecie islamskim jest bardzo trudne. Ale czy rzeczywiście dla wszystkich, którzy chcą się dostać do naszej części świata, istnieje coś takiego jak model „Europejczyka”, model kultury, wartości, sposobu życia, wykształcenia, który jest atrakcyjny dla innych? Czy brak integracji społeczności muzułmańskich w Niemczech, Belgii czy Francji nie jest sygnałem, że Europa pociąga swoim bogactwem, ale już nie swoją tożsamością?
Wydaje się, że wielu migrantów jedzie do USA, by zostać Amerykanami. Amerykański styl życia – choć często narzekamy na jego konsumpcjonizm, leseferyzm itp. – wciąż jest atrakcyjny dla setek tysięcy migrantów. A czy Syryjczyk, Kurd czy Afgańczyk przyjeżdżając do Europy, chce się stać Europejczykiem? Niemcem, Holendrem, Francuzem? A może właśnie widzi słabość naszej kultury i chce jak gdyby połączyć zachodnie bogactwo ze swoimi tradycjami, religią, przywiezioną z np. Bliskiego Wschodu czy Afryki? I co to właściwie mówi o czymś takim, jak tożsamość czy kultura europejska?