Logo Przewdonik Katolicki

Ataki na papieża – gdzie tkwi problem?

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Atakowanie obecnego papieża stało się dla części katolików czymś naturalnym. Mogłoby się wydawać, że krytykę Franciszka traktują jako moralny obowiązek, warunek psychicznego dobrostanu, podstawowy element duchowej higieny.

Tak jakby dopiero dokonawszy kolejnego aktu demaskacji papieża (dla niektórych z nich „rzekomego”), można było z czystym sumieniem rozpocząć kolejny tydzień.
Krytykowanie Franciszka jest w dobrym tonie jak świat długi i szeroki. Stało się wśród niektórych katolików modne. Ostatnio amerykański jezuita o. Thomas Reese opracował dla nich kilka porad, zalecając im na przykład, żeby nie pisali w emocjach, zastanowili się, czy w taki sam sposób potraktowaliby ojca czy matkę itp. Rozumiem intencje, ale uważam pomysł poradnika dla krytyków papieża za niefortunny i niesięgający istoty rzeczy. Faktycznie bowiem sankcjonuje on zjawisko, które jest groźne samo w sobie.
Oczywiście Franciszek jest świadom tego, że dla części katolickich środowisk robi za tarczę strzelniczą. W rozmowie z jezuitami na Słowacji mówił o „dużej katolickiej stacji telewizyjnej, która bez przerwy i bez żadnych problemów wylewa pomyje na papieża”. Watykaniści natychmiast odnieśli tę uwagę do systematycznie atakującego Franciszka szefa działu informacyjnego amerykańskiej EWTN – słynnej telewizji Matki Angeliki.
Ale i polska szkoła ataku na papieża ma się świetnie. Także i w naszym kraju kluczowi reprezentanci tego nurtu posuwają się do kwestionowania tego papieża do bycia głową Kościoła i przypisywania mu chęci jego zniszczenia. Robią to, podkreślam, autorzy identyfikujący się z Kościołem, niekryjący, iż wypowiadają się jako katolicy i w trosce o wspólnotę. I tak oto, tydzień w tydzień przez portale, telewizje i tygodniki sunie lawina podszytych ironią, sarkazmem i szyderstwem tez dyskredytujących głowę Kościoła.
Może ktoś zauważyć, że łatwo nie mieli także poprzedni papieże – Jan Paweł II czy Benedykt XVI. Owszem, ale to była zupełnie inna krytyka. O ile bowiem bywali oni na celowniku „New York Timesa” i jego liberalno-lewicowych akolitów z całego świata, o tyle Franciszek jest kontestowany przez zdeklarowanych katolików. Na tym polega novum, i to jest, jak dla mnie, novum przerażające.
Zaryzykowałbym tezę, że krytycy papieża, zwłaszcza ci formułujący wobec niego te najtwardsze oskarżenia, dowodzą nie tyle papieskiej nieortodoksyjności, ile w istocie demaskują swoje własne problemy z odczytywaniem Ewangelii. Radziłbym im zatem (choć bez wielkiej nadziei, że skorzystają), by zanim znów zaczną odsądzać Franciszka od czci i wiary za jego słowa o uchodźcach, homoseksualizmie, ochronie stworzenia, braterstwie czy społecznej niesprawiedliwości, uważnie wczytali się w Ewangelię i nauczanie Kościoła (także to formułowane przed Franciszkiem).
Podczas wspomnianej rozmowy z jezuitami papież wyznał: „Ja osobiście mogę zasługiwać na ataki i obelgi, ponieważ jestem grzesznikiem, ale Kościół na to nie zasługuje: jest to dzieło diabła”. O to toczy się gra. Może więc warto się opamiętać?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki