Skrzywdzeni potrzebują i sprawiedliwość domaga się, żeby to wybrzmiało: stało się zło. Stało się zło niewyobrażalne. Stało się zło, które zniszczyło wiele żyć, zniszczyło w wielu wiarę, zniszczyło poczucie własnej wartości, zniszczyło ich przyszłość.
Zło i nadzieja
Okrucieństwo Pawła M. Bezczynność i nieczułość jego przełożonych. Obojętność współbraci. Niewydolność zakonnych struktur i prawa. Pośród tego wszystkiego ludzie, zwykle bardzo młodzi. Najpierw poddani psychomanipulacji, wykorzystaniu seksualnemu i torturom – a potem zignorowani w swojej krzywdzie, opuszczeni przez wspólnotę Kościoła, która, jak wskazuje raport, nie potrafiła i nie chciała ukrócić budowanego na pseudoduchowości autorytetu dominikanina.
O tym, kto ponosi winę za zło, które się stało, rozmawiać będziemy zapewne przez długie miesiące. Będą padały nazwiska, pytania, kolejne sugestie kolejnych powiązań, wezwania do poniesienia imiennej i wspólnotowej odpowiedzialności. Bez wątpienia paść też powinny kolejne słowa „przepraszam”. Dokonać się powinno zadośćuczynienie. To wszystko jest ważne i potrzebne zarówno skrzywdzonym, jak i wspólnocie Kościoła, która dopiero stając w prawdzie o swoich słabościach, może naprawdę się oczyszczać. Tak trzeba, choć będzie bolało. Tak trzeba, żeby zadośćuczynić skrzywdzonym i żeby Kościół pozostał wiarygodny, czyli spójny w czynach i słowach.
Jednak Kościół wobec doświadczenia zła potrzebuje jeszcze więcej. Potrzebuje nadziei i wskazania dróg wyjścia w kierunku uzdrowienia. Pośród wielu rozwiązań prawnych i instytucjonalnych, które się pojawiają w odpowiedzi na raport, warto też zwrócić uwagę na te, które dotyczą relacji wewnątrz Kościoła i jego duchowości.
Wysłuchani pierwszy raz
Pierwszą kwestią, którą należy zauważyć, jest fakt, że opublikowany raport jest jedynie studium przypadku, a skrzywdzonych w różny sposób osób jest dużo więcej. Ważne jest więc, żeby dominikanie – mimo całej niezaprzeczalnej winy – nie stali się kozłem ofiarnym, który odwróci uwagę od innych nadużyć.
Tę wiedzę trudno jest przyjąć. Od kilku miesięcy odbieram wiadomości i rozmawiam z ludźmi, którzy zostali skrzywdzeni i nie mają do kogo z tym iść: bo mieli skończone 18 lat, bo nie padli ofiarą gwałtu. Dziewczyna, która w czasie rekolekcji zmanipulowana (jak wiele innych) przez księdza znalazła się w jego sypialni. On jej dotykał, ale to ona czuła się winna, że naraża go na grzech. Mówi: „czułam się jak dziecko diabła”. Chłopak przyznający się w konfesjonale do swojego homoseksualizmu, dostaje numer telefonu od księdza, który „chciał mu pomóc”. Skończyło się uwiedzeniem, napastliwymi wiadomościami, wysyłaniem intymnych zdjęć ze strony księdza. Dziewczyna, której ktoś widzący ją po raz pierwszy „rozeznaje”, że wszystkie jej wcześniejsze spowiedzi były nieważne, że jest zniewolona przez szatana, musi się więc wyspowiadać z całego życia u konkretnego księdza. Potem słyszy, że ma za dużo nie myśleć – bo kiedy myśli, działa przez nią szatan. Dziewczyna, która w swoim pokoju w trakcie rekolekcji znajduje koleżankę leżącą, całym ciałem przytuloną do księdza – to ma być działanie uzdrawiające, w ten sposób przez księdza ma działać Jezus. Siostra zakonna, zmagająca się z niechcianym uczuciem współsiostry. Kiedy zgłasza to przełożonym, staje się czarną owcą. Kiedy przestrzega w trosce o dobro kolejnych młodych, zostaje potraktowana jak winna. Kiedy odchodzi ze zgromadzenia, nikt nie odpowiada na jej listy.
Te historie można mnożyć. Wszystkie wydarzyły się naprawdę. Podobnych świadectw od pewnego czasu wysłuchują dziennikarze, upominający się o skrzywdzonych. Tym ludziom nikt dotąd nie dał głosu. Tym ludziom nikt dotąd nie uwierzył, że stała im się krzywda. Tym ludziom nikt dotąd nie przyznał, że to, co przeszli, mogło zdemolować ich wiarę, obraz Boga i Kościoła, ich życie.
Raport w sprawie Pawła M. jest dla nich nadzieją. To często pierwszy raz w ich życiu, kiedy Kościół przyznaje: tak, nadużycia duchowe wyrządziły wam realną krzywdę. Nigdy nie powinny się wydarzyć. Taki nie jest Kościół, taka nie jest Ewangelia.
Jak to możliwe?
Wielu zapewne zada w tym momencie pytanie: jak to jest możliwe? Dlaczego dorośli ludzie nie potrafią powiedzieć „nie”? Dlaczego nie stawiają wyraźnych granic, pozwalając, by manipulatorzy udający proroków sterowali ich życiem i je niszczyli? Dlaczego najpierw na to pozwalają – a potem mówią, że to Kościół jest winien?
Manipulacja jest mechanizmem, na który nikt nie jest całkowicie odporny. Jako istoty społeczne nieświadomie postępujemy według określonych reguł, które zwykle ułatwiają nam funkcjonowanie – ale mogą być również wykorzystane przeciwko nam. Wierzymy autorytetom. Angażujemy się. Poczuwamy się do oddania dobra, które otrzymujemy. Ufamy tym, którzy są łagodni i uśmiechnięci, którzy okazują, że nas lubią. Wybór większej grupy uważamy za słuszny. A im coś jest bardziej niedostępne i elitarne – tym bardziej chcemy w tym uczestniczyć. W samych tych mechanizmach nie ma nic złego, ale umiejętnie wykorzystane mogą doprowadzić do zniewolenia. Jedni mają więcej szczęścia i nigdy nie trafią na kogoś, kto ich skrzywdzi. Inni tego szczęścia mieć nie będą.
Pytający „jak to jest możliwe” często nie biorą też pod uwagę najwyższego autorytetu, jakim posługują się niektórzy psychomanipulanci, czyli autorytetu Boga. Jeśli człowiek wychowany był bardziej w lęku przed Bogiem i w konieczności posłuszeństwa niż w wolności wyboru i poczuciu bycia przez Boga bezwarunkowo kochanym, dużo szybciej ulegnie narracji o konieczności wypędzania z niego szatana przez bicie zakonnym pasem. I nie ma w tym jego winy: taki fałszywy obraz Boga został w nim ukształtowany.
Jest i trzecia kwestia. Ofiarami manipulacji duchowych, również ofiarami sekt częściej bywają ludzie z niższym poczuciem własnej wartości, zranieni w rodzinach, z niezaspokojonymi potrzebami emocjonalnymi, mający trudności z adaptacją w środowisku albo po prostu znajdujący się w sytuacji kryzysowej. Nie wolno jednak przyjąć, że w takim razie to ich winą jest to, że poddali się manipulacji. Trudno bowiem oczekiwać, że do Kościoła przychodzić będą wyłącznie ludzie dojrzali i życiowo spełnieni. Kościół jest dla wszystkich: dla tych, którzy są słabi i narażeni na zranienia również, albo nawet przede wszystkim. Dlatego to o nich trzeba zadbać i o to, żeby ich słabość została tu przygarnięta i uzdrowiona, a nie wykorzystana. Zdrowi, dojrzali i odpowiedzialni mają być najpierw duszpasterze.
Odbudowa
Co z raportem w sprawie dominikanów zrobić dalej? Większość z nas nie ma możliwości rozliczania czy wyciągania konsekwencji. Nie mamy również wpływu na to, jak zakon dominikanów (oraz inne zgromadzenia i diecezje) zachowają się na przyszłość.
Mamy wpływ na swój rozwój i swoje bezpieczeństwo. Mamy wpływ na wychowanie i bezpieczeństwo naszych dzieci. Wiemy też, jak ważne we wspólnocie jest zaufanie, budowane na solidnych fundamentach. Tam gdzie jest, gdzie się nie zachwiało, gdzie nie wydarzyło się żadne zło, trzeba je pielęgnować i doceniać, żeby mogło być nadzieją dla innych. Tych miejsc jest przecież wiele.
Są jednak i takie miejsca, gdzie zaufanie budować trzeba będzie niemal od zera i w pocie czoła – bo ta budowa wymagać będzie szczerości, przyznania się do win, prośby o wybaczenie, zadośćuczynienia. I wsparcie tych miejsc będzie teraz naszym największym zadaniem: zadaniem Kościoła, który przecież jest jednym Ciałem Chrystusa i ból jednego członka jest bólem całego Ciała.
Jak się ochronić przed duchowym nadużyciem?
Choć wielu z nas nigdy tego nie doświadczy, powinniśmy być świadomi, że przed duchowymi nadużyciami można i trzeba się chronić. W ten sposób możemy zadbać o swoje życie wewnętrzne, a jednocześnie nie dać nad sobą władzy subiektywnym interpretacjom żadnego człowieka.
1. Pamiętaj, że w chrześcijaństwie zawsze jesteś wolny i absolutnie kochany. To ty w swoim sumieniu decydujesz i ty wybierasz: nawet, jeśli wybierasz źle. Masz do tego prawo! Jeśli wybierzesz źle, wyrzuci ci to twoje sumienie. Jeśli będziesz żałował, Bóg przebaczy ci w prostym sakramencie pojednania. Nie będzie potrzebował do tego żadnych innych nadzwyczajnych znaków, pokut czy pośrednictwa kogokolwiek poza konfesjonałem.
2. Nie szukaj cudowności, znanych charyzmatyków, spektakularnych wydarzeń. Naucz się cieszyć prostą Mszą w parafialnym kościele. Odkryj głębię „zwyczajnej” spowiedzi. W największym nawet wydarzeniu z omdleniami czy prorokowaniem nie dostaniesz nic więcej niż tam. Każdy sakrament jest tak samo ważny i tak samo skuteczny.
3. Rozwijaj swoją wiedzę religijną. Czytaj Ewangelię, Katechizm Kościoła katolickiego, encykliki, dokumenty Kościoła. Te treści są dostępne dla każdego w internecie. Konfrontuj ją z tym, co słyszysz i czego od ciebie się oczekuje. Ta wiedza uwrażliwi cię i pozwoli łatwiej rozpoznać, kiedy działanie konkretnego człowieka przekracza granice zdrowej pobożności.
4. Pamiętaj: nie ma w Kościele takiej duchowości, która opiera się na relacjach seksualnych czy jakiejkolwiek formie przemocy. Jeśli w związku z proponowaną ci formą duchowości czy modlitwy czujesz dyskomfort, po prostu odejdź. Same sakramenty są już pełnią spotkania z Bogiem. Niczym nie trzeba ich uzupełniać.
5. Nie oddawaj nikomu władzy nad sobą. Nawet ktoś, kto pomaga ci w rozeznawaniu trudnych spraw, nie ma prawa mówić, że coś „musisz” albo „powinieneś” zrobić. Dobry przewodnik uszanuje autonomię twojego sumienia.
6. Uważaj na tego, którym „wszyscy” się zachwycają – zwłaszcza wówczas, gdy środowisko wokół niego nie dopuszcza żadnej krytyki. Jesteśmy ludźmi, każdy z nas ma swoje wady i zalety. Manipulator uchodzić będzie zwykle za zbiór samych cnót i sam się będzie na taki kreował.
7. Zachowaj dystans, kiedy ktoś próbuje przekonać cię o twojej winie. Pierwszym naszym sędzią jest nasze sumienie. Nie odpowiadasz za to, na co nie miałeś wpływu. Nie odpowiadasz za decyzje innych. Od twojej decyzji nie zależy ani przyszłość wspólnoty, ani żadne „dzieło Boże”.
8. Dla relacji z księdzem czy ze wspólnotą nigdy nie rezygnuj z podtrzymywania więzi rodzinnych i przyjacielskich. Pilnuj równowagi w gospodarowaniu czasem. Ideałem osób świeckich nie jest spędzanie całego dnia na modlitwie. Jeśli Bóg będzie chciał od ciebie życia kontemplacyjnego, powoła cię do niego. Dopóki jesteś osobą świecką, masz żyć w świecie, modlić się, pracować, odpoczywać, spędzać czas z bliskimi. To w nich spotykasz Boga.
9. Miej przy sobie „adwokata diabła” – człowieka, który powstrzyma cię przed działaniem w emocjach, zada trudne pytania, zwróci uwagę na coś, co przestało być zdrowe i normalne, jeśli ty stracisz dystans. Nawet, jeśli to będzie osoba niewierząca.
10. Jeśli czujesz, że masz w sobie deficyty – brak miłości, poczucie odrzucenia, samotność, traumy z dzieciństwa – skonsultuj się z terapeutą. Jeśli będziesz próbować leczyć swoje psychiczne cierpienia samą tylko wiarą, łatwiej staniesz się ofiarą manipulatora. Wiara jest intymną relacją z Bogiem, a nie cudownym remedium na wszystkie choroby.
11. Odważ się mówić „nie”. Masz prawo powiedzieć to zawsze, niezależnie od stanu, w jakim żyjesz: mężowi, żonie, księdzu, biskupowi, przełożonym zakonnym.
12. Wpajaj te zasady swoim dzieciom, żeby one kiedyś potrafiły postawić granice. Pamiętaj: duża część ofiar to ludzie, którzy zostali w dzieciństwie skrzywdzeni, którzy nie zbudowali poczucia własnej wartości, którzy przyznają się do emocjonalnych deficytów. Wychowaj swoje dzieci na krytycznych i samodzielnych ludzi, którzy Boga będą chcieli wybierać – a nie będą musieli się Go bać.