Logo Przewdonik Katolicki

Parafia myślana inaczej

Monika Białkowska
Chleb i ryby to jedne z pierwszych znaków pozostawianych przez chrześcijan tam, gdzie się gromadzili. Na zdjęciu: mozaika z kościoła Rozmnożenia Chlebów i Ryb w Tabdze, fot. Zatletic/Adobe Stock

Czy możliwy jest nowy model parafii, budowanych nie na podziałach administracyjnych, ale wokół konkretnych potrzeb i konkretnych środowisk? Taki pomysł ma arcybiskup z Melbourne.

Informacja o tym, że abp Peter Comensoli z Melbourne w Australii zaproponował dość radykalną restrukturyzację swojej diecezji, przeszła w Polsce niemal bez echa. Powodem tego może być geograficzna odległość Australii – ale też towarzysząca nam mimo wszystko nadzieja, że Kościół w Europie, w Polsce w szczególności, długo jeszcze nie stanie przed takim problemem, z jakim już dziś mierzyć się musi tamtejszy Kościół. Księży brakuje tam tak mocno, że ponad połowa z posługujących w diecezji 224 kapłanów pochodzi z zagranicy, brakuje miejscowych powołań. To oznacza, że kolejne parafie zostają bez proboszczów. Choć skala problemu jest u nas jeszcze nieporównanie mniejsza, warto z uwagą przyglądać się rozwiązaniom, jakich poszukują inni – mając na uwadze również samą misję i znaczenie instytucji parafii w Kościele. 

Misje zamiast parafii
Rozwiązaniem, jakie w przypadku braku księży pojawia się najczęściej – również w Polsce – jest zamykanie kolejnych parafii lub ich łączenie tak, że jeden ksiądz odpowiada za dwie wspólnoty i placówki lub więcej. Abp Comensoli uznał, że jest to rozwiązanie doraźne. Rzeczywiście, trudno nie zauważyć, że nie daje ono perspektyw rozwoju. Wiernych nie ubywa, księża są coraz bardziej zapracowani i coraz bardziej osamotnieni, pozostawieni bez pomocy ze strony innych kapłanów. Nie jest to więc rozwiązanie, ale raczej próba przeczekania kryzysu z nadzieją, że liczba powołań na powrót zacznie wzrastać. Zamiast tego arcybiskup Melbourne zaproponował przekształcenie dotychczasowych dwustu parafii w około pięćdziesiąt misji, na które składać się będą po dwie – trzy dotychczasowe parafie. Księża nie będą mieszkać pojedynczo, ale razem, tworząc małą wspólnotę, co może być również dużą korzyścią dla ich duchowości. Jednocześnie łatwiej im będzie współpracować i jednoczyć siły w trudnym czasie, jaki przeżywa Kościół. Taka misja może mieć na celu posługę dla konkretnego miejsca – dla konkretnej społeczności etnicznej – lub wręcz dla konkretnych potrzeb. Jest to odejście od podziału czysto terytorialnego w stronę wspólnot bardziej funkcjonalnych, o określonym przeznaczeniu, z bardziej jednoznacznie określonym adresatem. 

Odpowiedź na kryzys
Decyzja podjęta przez arcybiskupa nie jest łatwa – on sam jednak jest przekonany, że tylko w ten sposób, intensywną, dobrze zorganizowaną i kierowaną do konkretnego odbiorcy pracą duszpasterską zatrzymać jeszcze można odpływ wiernych z kościołów. Uważa on wręcz, że w obliczu kryzysu Kościoła zmiana taktyki jest niezbędna. Jest ona jednak niełatwa zarówno dla księży, jak i dla parafian, dlatego w Melbourne odbyły się już dwa spotkania konsultacyjne, kolejne odbywać się będą jesienią. 
Choć inicjatywa abp. Comensolego wzbudza u części australijskich katolików sprzeciw, inni zauważają, że dawny asystent kard. Georga Pella, podejmując tę największą od lat restrukturyzację, ma szansę ponownie nawiązać kontakt z katolikami, sprawić, by Kościół przestał być postrzegany głównie instytucjonalnie, a stał się bardziej misyjny – a przy okazji również zmniejszyć deficyt archidiecezji. 

Pierwsze gminy
Parafia w kształcie, jaki znamy dzisiaj, ma swoje korzenie w pierwszych gminach chrześcijańskich, ale nie jest z nimi tożsama. Gminy chrześcijańskie w pierwotnym Kościele (słowa „gmina” używamy współcześnie, wówczas były to po prostu kolejne „Kościoły”) nie miały urzędowego charakteru. Były wspólnotami, które cechowała jedna wiara, wspólne sprawowanie Eucharystii, misyjność, troska o biednych i duchowa łączność z innymi gminami. Na czele gminy stał wybierany przez wspólnotę biskup, potem również prezbiter, a poszczególni jej członkowie mieli do wypełnienia własne zadania i posługi. To wspólnotę zarządzaną przez biskupa nazywano wówczas „parochią”, parafią. Trudno było w takiej wspólnocie pozostawać „anonimowym chrześcijaninem”, trudno było się nie angażować w jej życie – również ze względu na to, że zwłaszcza przed edyktem mediolańskim nie były to wspólnoty bardzo liczne. Zwykle również gminy pierwszych chrześcijan związane były ze środowiskami miejskimi: znamy wspólnoty z Jerozolimy, Efezu, Koryntu czy Rzymu. 

Od gminy do parafii
Historia współczesnych parafii w znanym nam kształcie zaczyna się w średniowieczu, gdy chrześcijaństwo staje się silne i powszechne, obejmuje całą Europę i dociera również na tereny wiejskie. Parafie kształtowały się powoli i w długim procesie – od niezbyt gęstej początkowo siatki kościołów, będących własnością prywatnych fundatorów, którzy mieli wpływ na ich obsadę personalną – poprzez patronat, gdzie fundator czuł się odpowiedzialny za kwestie materialne, ale zarządzanie budynkami pozostawiał biskupowi – aż po kształt zbliżony do tego, który znamy współcześnie, a więc rozbudowany i z zarządem wyłącznie kościelnym, a który w Polsce wiąże się z masową chrystianizacją w wieku XIII i z próbami docierania z Ewangelią już nie tylko do elit, ale do szerokich mas wiernych. 
Kształt parafii ostatecznie określił w 1215 r. sobór laterański IV. To wtedy wprowadzono tzw.  przymus parafialny, czyli obowiązek uczęszczania do własnego kościoła parafialnego i przyjmowania w nim sakramentów. Wtedy również siatka parafialna pokryła całe tereny danego kraju: nie było już miasta czy wioski, które do jakiejś parafii nie należały i wyłączone były z opieki duszpasterskiej. Siatka ta zachowana została do dziś – gdziekolwiek jesteśmy, jesteśmy na terenie jakiejś parafii. 
Otwarte pozostają pytania o ducha. Na ile średniowieczni parafianie czuli się odpowiedzialni za wspólnotę i na ile wpływali na jej kształt, jak to było w pierwszych Kościołach (gminach) – a na ile byli po prostu odbiorcami dzieła ewangelizacji i edukacji, prowadzonego przez Kościół? Wydaje się, że jeśli można mówić o jakiejś podmiotowości świeckich, dotyczyła ona głównie – jeśli nie jedynie – zamożnych fundatorów i patronów parafii. System parafialny kształtował się w określonym kontekście, był więc odbiciem stosunków społecznych: początkowo zatem układu feudalnego. 

Parafia i świat
W średniowieczu funkcje parafii stały się dużo szersze niż te, jakie spełniały gminy chrześcijańskie. Zaczęły powstawać przy nich szkoły parafialne, szpitale, a z czasem wiele innych instytucji. Parafie zaczęły też spełniać zadania przynależne administracji państwowej. W wielu miejscach biskup pełnił realną władzę na danym terenie. To właśnie w księgach parafialnych jako pierwszych odnotowywano urodzenia, zgony i małżeństwa. Cywilne rejestry w Polsce, obejmujące wszystkich obywateli, pojawiły się powszechnie dopiero w czasie zaborów. Taka funkcja parafii w tamtym czasie była więc ważna i przyczyniała się do rozwoju struktur państwowych, a dziś ułatwia nam choćby genealogiczne poszukiwania. To bez wątpienia było dużo więcej, niż mogli sobie wyobrazić pierwsi chrześcijanie w starożytnych wspólnotach, ukrywający się jeszcze przed prześladowaniami. Zmiana w społeczeństwach i w kulturze przyniosła Kościołowi nowe zadania – na pewien czas. 

To, co łączy
Dziś administracyjne funkcje parafii są odrębne od administracji świeckiej. Parafia – mimo administracyjnych zadań – pozostaje wspólnotą osób wyznających tę samą wiarę i wspólnie sprawujących Eucharystię: bez tych elementów parafia straciłaby swój sens. Sobór Watykański II wprawdzie nie zajmował się parafią jako taką – nie wydał na ten temat żadnego odrębnego dokumentu – ale w kilku dał wskazówki na temat tego, co dla parafii jest ważne. Powinna ona być wspólnotą wiary, kultu i miłości. Powinna być ożywiana więzami miłości – co oznacza, że nie jest dobrze, kiedy jej członkowie są dla siebie anonimowi i sobie obojętni. Proboszczowie mają być pasterzami, a nie urzędnikami, a świeccy – aktywnymi współpracownikami, służącymi nie tyle proboszczowi, ile całej parafii, swoją wiedzą i umiejętnościami. 
W Dekrecie o pasterskich zadaniach biskupów w Kościele Christus Dominus ojcowie soborowi piszą: „Niech proboszczowie razem ze swoimi pomocnikami tak dopełniają obowiązku nauczania, uświęcania i kierowania, by wierni i wspólnoty parafialne naprawdę czuli się członkami zarówno diecezji, jak i całego Kościoła”. To jest ważny element parafii, która nie ma tworzyć własnego świata, samotnej wyspy w oderwaniu od innych (być może nawet uważanych za „gorszych”), ale ma włączać w wielką wspólnotę Kościoła. To między innymi dlatego tak mocno zwraca się uwagę na to, by niedzielne Eucharystie sprawowane były dla całej parafii i nie powinno się ich sprawować w mniejszych duszpasterstwach. To jest wyraźny znak jedności Kościoła. Nie pozwala on zamknąć się ani parafii, ani tym bardziej konkretnym w niej wspólnotom tylko we własnym, ekskluzywnym gronie – zakłada otwartość na innych i do tej otwartości prowadzi. Owa otwartość wymuszona jest też zewnętrznymi warunkami: nie mamy wpływu na to, z kim znajdziemy się w jednej parafii, z kim będziemy się modlić co niedzielę. Nawet jeśli niespecjalnie się lubimy albo po prostu jesteśmy bardzo różni, parafia siłą rzeczy stanie się miejscem naszego spotkania – a przez to lekcją otwartości i chrześcijańskiej miłości. To jest niepodważalny atut parafii w takim kształcie, w jakim ją znamy: nie można zbudować jej samemu ze swoich bliskich, drugi człowiek zawsze jest w niej zadanym nam (choćby trudnym do przyjęcia) darem. 

Za i przeciw
To wszystko jest jednak spojrzeniem z naszej, polskiej perspektywy – perspektywy kraju, którego nie można jeszcze nazwać misyjnym, kraju, w którym parafie może stają się coraz mniej liczne, ale nie przestają być żywe. Reformy wprowadzane przez abp. Petera Comensolego w Australii – skupienie misji wokół konkretnych zadań czy konkretnych środowisk – wielu mogą kojarzyć się z zagrożeniem. Można zobaczyć w nich dążenie do ekskluzywizmu, budowania wspólnot wyłącznie z ludzi, którzy dobrze ze sobą się czują – z wykluczeniem innych – budowania parafii wyłącznie dla starych lub wyłącznie dla młodych – przez co parafia utraci swoją ważną funkcję wychowywania do otwartości i do miłości każdego bliźniego. Można jednak zobaczyć w nich również szansę na odbudowę kapłańskich wspólnot, na ożywienie misji ewangelizacyjnej, na odżywanie poszczególnych charyzmatów, wokół których takie misje będą mogły być budowane. 
Być może nie jest to to miejsce, nie jest ten czas. Czy „jeszcze nie” – być może dowiemy się za kilkanaście lat. Z drugiej strony trudno nie zauważyć, że w wielu miejscach, również u nas, tradycyjny model parafii łatwo mógł stać się modelem czysto urzędowym, instytucjonalnym – i zatracić swoją żywotną siłę misyjną.

Powszechność
Kościół w Australii bez wątpienia jest w innym miejscu niż Kościół w Polsce. Tam, gdzie różnorodność członków wspólnoty parafialnej nie istnieje, bo nie ma wspólnoty – gdzie parafie przestały istnieć, bo zabrakło w nich wiernych – trzeba zaczynać niejako od zera. Trzeba przypomnieć sobie, jak wyglądały gminy pierwszych chrześcijan, szczególny akcent kładąc na misyjność, na docieranie do konkretnych środowisk. Tam, gdzie Jezusa przepowiadać trzeba tym, którzy Go nie znają, nie da się dziś mówić do tłumu. Konkretne ukierunkowanie misji: do emigrantów z Europy, do emigrantów ze Stanów Zjednoczonych, dla pomocy bezdomnym, dla rozwoju intelektualnego, dla formacji biblijnej (trudno powiedzieć, jak konkretnie te misje będą wyglądać, nie ma na ten temat szczegółowych informacji) – może być konkretną pomocą w odnalezieniu swojego miejsca w Kościele, bezpiecznej przestrzeni, która nie tylko będzie służyć człowiekowi, ale w której człowiek będzie mógł być aktywny i realnie brać za nią odpowiedzialność.
Warunek powodzenia tego przedsięwzięcia jest jeden: niezależnie od swojego kształtu, misja taka, podobnie jak parafia, musi pielęgnować swoje zadanie włączania członków w cały Kościół powszechny i otwartości misyjnej. Tylko w ten sposób misje te nie staną się katolickimi gettami, klubami wzajemnej adoracji albo kościelnym kółkami zainteresowań. Ta świadomość, połączona z celebrowaniem niedzielnej Eucharystii, zawsze otwartej na każdego chrześcijanina, może sprawić, że nowatorski pomysł abp. Comensolego odniesie sukces i stanie się drogowskazem również dla innych wspólnot diecezjalnych w kryzysie. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki