Jeszcze jakiś czas temu liczby odzwierciedlające stan polskiej religijności byłyby dla nas wstrząsające. Jedynie 36,9 proc. osób zobowiązanych do uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. potwierdziło wypełnianie tego obowiązku, tylko 11 proc. określiło siebie jako osoby głęboko wierzące, czyli takie, które autentycznie wypełniają obowiązki związane z byciem katolikiem. Dane przedstawione przez Katolicką Agencję Informacyjną dotyczą 2019 r. Wówczas nikt nie przewidywał nadejścia pandemii i jej wpływu na polską religijność. Przytoczone liczby warto jednak pamiętać, kiedy będziemy oceniać naszą religijność w perspektywie pandemii. To nie pandemia bowiem będzie powodem przyszłego stanu rzeczy, pełni ona raczej funkcję bardzo sprawnego katalizatora procesu, czy też zasłony, za którą intensywnie dokonują się zmiany naszej codziennej religijności.
Religijność postpandemiczna
Przed pandemią trudniej było podejmować niełatwe decyzje dotyczące np. sposobu świętowania niedzieli. Czasem, co wynika także z prowadzonych przeze mnie badań, była to niepewność związana z tym, jak będzie wyglądało życie bez uczestnictwa w niedzielnej Mszy św., czasem natomiast był to lęk przed oceną środowiska. Pandemia ułatwia nie tylko podejmowanie wyborów, ale wpływa także na jakość religijności. Nie chodzi tutaj o zmiany ilościowe w realizowaniu religijności osobistej, ale przede wszystkim o jej zmiany jakościowe. Trudności związane z pandemią odbierane były jako dotkliwość, powodowały zmiany, które można ocenić pozytywnie jak odrodzenie modlitwy rodzinnej, jak choćby różańca, który w kilku przypadkach pozostał w praktykach codziennej modlitwy, mimo zniesienia obostrzeń odnoszących się do wspólnotowej realizacji praktyk religijnych. Dużo częściej pojawiają się jednak wskazywane przez moich respondentów zmiany związane z odejściem od praktyk modlitwy w kościele i z Kościołem na rzecz praktykowania religijności subiektywnej, prywatnego kształtowania praktyk o znamionach religijnych. Respondenci wyraźnie wskazują jako główny motyw tych przemian kryzysy związane z Kościołem i jakością sposobów ich rozwiązywania. Nie można pomijać także faktu, że istnieje znaczna grupa polskich katolików, która wychowana zastała w religijności budowanej na emocjach, której praktykowanie daje poczucie radości, spełnienia czy też zwyczajnego zadowolenia. Trudno tak ukształtowanym osobom znajdować kolejne bodźce, które gwarantują poczucie zrealizowania potrzeb religijnych, szczególnie w czasie obostrzeń sanitarnych i kryzysu instytucji. Pogłębione refleksje nad zjawiskiem tzw. churchingu mogą potwierdzać tę intuicję. Churching jest nie tyle wyrazem poszukiwania wymarzonego miejsca do realizowania religijności, ile raczej swoistym rodzajem znużenia stałością sprawowania rytuałów i religijnością parafialną. Przyczyny tego zjawiska dobrze uchwycił czas pandemii, kiedy respondenci wskazywali, że poszukują coraz to nowych transmisji Mszy św., by wreszcie odnaleźć czy to interesującego kaznodzieję, czy intersujący sposób przekazu, czy też intersującą przestrzeń. Trzeba zatem dzisiaj „płacić cenę” nie tylko za kryzysy związane z codziennym życiem Kościoła, ale i za przyjęte modele nauczania religijności, szczególnie wśród młodzieży, które były realizowane w Polsce od lat 80. XX w. W tak złożonej rzeczywistości współczesnego życia religijnego, określanej mianem sekularyzacji, Kościół katolicki w Polsce musi zmierzyć się z najważniejszym dla niego zadaniem – odbudowania autentycznego życia religijnego, niekojarzonego z widowiskiem czy też nadmiarem bodźców. Autentycznego, znaczy także przekonującego, że wartości wyznawane przez Kościół są wartościami, które rzeczywiście są w nim realizowane. W takiej rzeczywistości nie należy dziwić się liczbom, które opisują zjawisko wyraźnego spadku powołań do życia kapłańskiego czy zakonnego.
Wizja Ratzingera
Opisany stan rzeczy przypomina wizję przyszłości Kościoła nakreśloną przez ks. prof. Josepha Ratzingera w wystąpieniu radiowym dla frankfurckiego radia z 1969 r. Przypuszczał on wtedy, że Kościół w przyszłości będzie wspólnotą o dużo mniejszej liczebności, która jednak żyje aktywnością wszystkich swoich członków. Kościół będzie nie tylko ubogi, ale stanie się Kościołem cichych. Nie jest łatwo oddzielić opis współczesnego Kościoła w Polsce od konstatacji przyszłego papieża wyartykułowanych przecież ponad 50 lat temu. Dlatego z wielką starannością należy przyglądać się wszelkim inicjatywom, które rodzą się w Kościele powszechnym, a które odnoszą się do nowej sytuacji, w jakiej znajduje się dzisiejszy Kościół.
W połowie lipca poznaliśmy plany odnowienia życia katolickiego przygotowane przez abp. Petera Comensolego z Melbourne. Identyfikując zjawisko spadku liczby powołań kapłańskich w swojej archidiecezji, abp. Comensoli założył, że błędem byłoby rozwiązanie kryzysu poprzez zamykanie kolejnych parafii. Lepsze efekty przyniesie przekształcanie ich w misje o charakterze ewangelizacyjnym, które będą odpowiadały na konkretne potrzeby duszpasterskie społeczności. (Choć trudno oprzeć się wrażeniu, że wówczas to problemowa społeczność, a nie Kościół, wytyczać będzie drogę działań). Księża będą mieszkać razem, a nie jak dawniej, każdy na swojej plebanii. W tym rozwiązaniu ukryty jest potencjał, który może być aplikowany w niedługiej przyszłości także w Polsce. Proces powrotu do wspólnego mieszkania duchownych postrzegam jako narzędzie, które może nie tylko zapobiec, często artykułowanemu we współczesnych badaniach, problemowi samotności księdza, która nierzadko jest początkiem kryzysu powołania, ale może wpłynąć na rozwój życia duchowego wszystkich prezbiterów. Wspólnota stołu i wspólnota modlitwy to istotne narzędzia pomagające w rozwoju życia wewnętrznego. Choć i we wspólnotach mogą pojawiać się nadużycia, nie ma wątpliwości, że takie rozwiązanie może ułatwić prowadzenie duszpasterstwa czy pomóc w uzyskaniu superwizji swoich działań. Od współczesnego proboszcza małej parafii oczekuje się nierzadko niewykonalnego, że będzie on specjalistą od wszystkiego. Natomiast przy dobrym rozeznaniu umiejętności księży tworzących wspólnotę można powierzyć konkretne zadania duszpasterskie osobom, które posiadają konkretne umiejętności, charyzmaty, wiedzę. Być może dałoby to szansę na wypełnianie tego, co zawiera się w misji ewangelizacyjnej. Co nie mniej istotne, taka wspólnota ma szansę być znakiem dla społeczności, nie tylko pracowitości związanej z samoutrzymaniem prezbiterów żyjących bez pomocy osób wykonujących za nich codzienne, prozaiczne obowiązki (jak choćby gotowanie), ale i znakiem ekonomicznej oszczędności powiązanej np. z utrzymywaniem jednego, a nie wielu budynków mieszkalnych.
Do takich przemian konieczna jest jednak postawa otwarcia, stanięcia w prawdzie, prawdziwego zatroskania o kapłaństwo i o tych, wobec których ta funkcja jest wypełniana. Powrót do autentycznego ewangelicznego ducha misyjnego był w dziejach Kościoła najlepszą, choć nie najłatwiejszą, drogą wychodzenia w kryzysów.
REMIGIUSZ T. CIESIELSKI
Historyk, doktor nauk o poznaniu i komunikacji, doktor habilitowany w dyscyplinie nauki o kulturze i religii; kierownik Zakładu Hermeneutyki Kultury w Instytucie Kulturoznawstwa UAM