Logo Przewdonik Katolicki

Dla najmłodszych pacjentów

Weronika Frąckiewicz
fot. Materiały prasowe

Rozmowa o wyzwaniach stojących przed dziećmi pacjentami, problemach lekarzy i rozwiązaniach, które mogą pomóc, z Maciejem Malendą - prezesem fundacji K.I.D.S, czyli Klubu Innowatorów Dziecięcych Szpitali

Co jest dziś największą bolączką dziecięcych szpitali?
– W działalności Fundacji K.I.D.S, czyli Klubu Innowatorów Dziecięcych Szpitali, staramy się nie bazować na tym, co nam się wydaje. Naszym głównym narzędziem są wielopłaszczyznowe badania, które przeprowadzamy w oparciu o szerokie grono ekspertów. Badania, które przeprowadziliśmy w poprzednim roku, pokazały, że na całej drodze powrotu do zdrowia ważna jest nie tylko skuteczność leczenia, ale również podmiotowe podejście do pacjenta i całej jego rodziny, która również jest stroną procesu leczenia. O ile to pierwsze mamy na wysokim poziomie, o tyle to drugie wciąż stanowi w naszym kraju pewien deficyt. Powodów takiego stanu rzeczy jest na pewno wiele, np. przepracowanie personelu i brak finansów danej jednostki. Potrzeba z jednej strony zwiększyć ,,rodzino- i pacjentocetryzm” w szpitalach, a z drugiej strony wesprzeć pracowników, aby czuli, że mają przestrzeń na rozwijanie się w obszarach miękkich, w relacjach z pacjentami, a nie tylko jako specjaliści w obszarze swojej specjalizacji. To są główne wyzwania, z którymi się mierzymy. Staramy się rozwiązywać to w różny sposób, za pomocą doraźnych projektów pomagających w danych doświadczeniach, po bardziej systemowe rozwiązania, które mają zmieniać długofalowo polskie szpitale dziecięce na szpitale przyszłości.

W swojej głowie słyszę teraz krytyka, który podpowiada mi, że system opieki zdrowotnej w Polsce jest bardzo słaby i to na wielu różnych płaszczyznach. Jeśli Fundacja K.I.D.S. nałoży na istniejące problemy swoje nawet najlepsze rozwiązania, to prędzej czy później to wszystko runie. To trochę tak, jakby zbutwiały dom przykryć ładną farbą…
– Jesteśmy tego świadomi, ale naszymi działaniami staramy się pokazywać, że może być inaczej. Nie czekamy na systemowe zmiany, ale chcemy być ich przewodnikiem. Mimo że fundacja powstała przy największym szpitalu dziecięcym w Polsce, pokazujemy, że zmiany można robić w każdym zakątku naszego kraju. Druga kwestia jest taka, że wiele osób działających w fundacji pochodzi ze środowiska korporacyjnego, które ma swoje specyficzne spojrzenie. Ale właśnie to doświadczenie chcemy wykorzystywać w pozytywny sposób.
Zmiany wprowadzamy za pomocą programów pilotażowych, dlatego współpracujemy z Ministerstwem Zdrowia i NFZ. Dążymy do kontaktów i współpracy z coraz większą liczbą szpitali w całej Polsce. Przeprowadzamy programy pilotażowe w jednym miejscu, na przykład telemonitoring. Oceniamy go twardo, klinicznie i z różnych perspektyw: w jaki sposób pomaga dzieciakom, jak zmniejsza stres, jak zwiększa skuteczność leczenia. Następnie oceniamy zebrane doświadczenia i rekomendujemy nasz program do Ministerstwa Zdrowia. Wykorzystując doświadczenie pracy w korporacjach, do każdego programu pilotażowego przygotowujemy business case i czarno na białym pokazujemy, jakie zyski finansowe przyniosą konkretne rozwiązania. W ten sposób chcemy porozbijać ściany i szklane sufity systemów. Wielokrotnie słyszymy, że nie da się zmieniać Polski, a my uważamy, że jest to do zrobienia. Mamy świadomość, że jest to długi i wymagający proces.

Czy istnieje wizja szpitala, o jakim marzy Fundacja K.I.D.S., czy raczej rozeznajecie potrzeby i to do nich dostosowujecie pomysły?
– Przede wszystkim w takim szpitalu pacjent powinien być w centrum. Wszelkie możliwe procesy powinny być zdigitalizowane. Szpital przyszłości jest nieustannie otwarty na zmiany i poszukiwanie nowych rozwiązań nie tylko w obszarze medycznym, ale też w obszarze doświadczeń pacjenta i rodzica. Zależy nam również na tym, aby szpitale w przyszłości wykorzystywały nowoczesne technologie, m.in. do tego, aby pozostawanie dziecka w szpitalu nie było konieczne. Wbrew pozorom duża część pacjentów może przebywać w domach. Leczenie domowe jest ważnym, ale wciąż pomijanym elementem leczenia szpitalnego. Aby dowiedzieć się, jak wygląda to w praktyce, skonsultowaliśmy się z jednym z amerykańskich szpitali Marcy Virtual w USA, który ma 300 wirtualnych łóżek, a podtrzymuje działanie 45 szpitali jako wirtualna placówka łącząca i monitorująca małych pacjentów. Chcielibyśmy, aby taki system funkcjonował w Polsce.
Jak widać, projektów do wykonania jest dużo, ale gdybyśmy mieli wskazać te podstawowe, to niewątpliwie są nimi polepszenie pola doświadczeń pacjenta wraz z ulepszaniem procesów wewnątrzszpitalnych, tak aby personel mógł w lepszy sposób skupiać się na zdrowiu, a wszystkie procesy, które mają miejsce, nie przeszkadzały w tym, tylko pomagały. Często powtarzam, że chcielibyśmy działać jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, ale nie poprzez kupowanie sprzętów, co oczywiście również jest ważne, lecz przez zmienianie procesów od środka.

Jak wygląda szpital oczami dziecka?
– Dzieci opowiadają nam o różnych kwestiach związanych ze swoimi pobytami w szpitalu: że jedzenie nie jest dobre, że nie wiedzą, dlaczego muszą być budzone o godz. 5.00 rano, że ściany mają nieciekawy kolor… Często mówią zupełnie o czymś innym niż nam dorosłym by się wydawało. Chcemy, żeby dzieciaki same nam mówiły o tym, czego potrzebują. Organizujemy fora, podczas których poznajemy opinie dzieci, ponieważ ważne kwestie docierają do nas mimochodem właśnie w rozmowie z dziećmi. Tak dowiedzieliśmy się o tym, że wkłucie podczas pobierania krwi i zastrzyków daje nieprzyjemne odczucie zimna. Warto ten moment przemienić w taki sposób, aby sprawiał wrażenie np. gry, by w ten sposób jakoś odwrócić uwagę małego pacjenta. Chcemy zwracać uwagę na takie drobne rzeczy, dlatego samo forum dzieci ma służyć do konsultacji z dzieciakami, żeby uniknąć sytuacji, że coś ominęliśmy, bo nam dorosłym nie wydawało się to ważne.

Niedawno moja koleżanka, mama nastolatka ze spektrum autyzmu, była ze swoim synem w jednym z dziecięcych szpitali w Poznaniu. Nie dość, że spała na cienkim materacu pod łóżkiem chłopaka, to drżała przed kontaktem z personelem medycznym. Czy my jesteśmy gotowi na zmiany?
– W naszym raporcie „Dziecięcy Szpital Przyszłości” zebraliśmy wywiady od wszystkich stron szpitalnej rzeczywistości: dzieci, rodziców i osób zaangażowanych w proces leczenia. Rodzice często komunikowali, że personel bywa czasem nieprzyjemny, oschły i skupiony tylko na zadaniu. Lekarze i pielęgniarki natomiast zwracali uwagę na brak wsparcia psychologicznego, na to, że są wypaleni, że nie mają na nic czasu. Jeśli w szpitalu wydarzy się coś złego, np. jakieś dziecko umrze, to lekarze nie mają wsparcia w procesie, który pomoże im przeżyć tę żałobę i pójść dalej. Jedyną opcją jest tydzień wolnego i powrót do pracy, gdyż na oddziałach brakuje lekarzy. W tych kwestiach również potrzebne są rozwiązania systemowe. Dążymy do powstania grup wsparcia dla lekarzy, trochę na kształt superwizji stosowanej w psychologii. Sam byłem wielokrotnie świadkiem napięć między lekarzem a rodzicem lub dzieckiem a rodzicem. Trzeba pamiętać, że sytuacje szpitalne są z natury swojej bardzo stresujące. Moim osobistym marzeniem jest, aby dzięki działaniom naszej fundacji zmniejszyć poziom stresu w trzech perspektywach: dzieci, lekarze, rodzice.

Czy obniżenie poziomu stresu jest jedyną potrzebą rodziców, których dziecko przebywa w szpitalu?
– Często jest tak, że rodzic przyjeżdża z dzieckiem do szpitala i nie wie, co dalej ma robić, jak się zachować, gdzie się udać, ile będzie trwało leczenie, czy potrzebuje wolnego w pracy, czy też nie. Panuje totalna dezinformacja, która generuje stres. Jest dużo takich obszarów komunikacyjnych, w których jesteśmy w stanie pomóc i zmniejszyć poziom stresu. Raz w miesiącu organizujemy forum dla rodziców, aby podzielili się swoimi doświadczeniami. Gdy rodzice opowiadają o trudnościach, których doświadczają w związku z pobytem swego dziecka w szpitalu, są one osadzone przede wszystkim w przestrzeniach socjalno-bytowych (noclegi, posiłki, jak poruszać się po szpitalu). To są realne problemy, z którymi rodzice mierzą się na co dzień, w dużej mierze jednak są one zależne od tego, jak finansowane są szpitale i ile mają środków, aby wspomagać rodziców. Ważną kwestią, którą należy unowocześnić, jest sam proces przyjęcia i wypisu ze szpitala. Od wielu lat proces ten wygląda tak samo, wszystko jest w formie papierowej, bardzo długo trwa, rodzice nie dostają potrzebnych informacji.

Rozumiem, że istotne jest usłyszenie głosu rodziców, jednak problemy, o których Pan mówi, są na tyle palące, że wymagają konkretnych rozwiązań tu i teraz. Jak ich szukacie?
– Gdy ktoś zgłasza nam problem, zaczynamy weryfikować, czy rzeczywiście istnieje on szeroko, czy jest to problem jednostki. Na przykład proces przyjmowania pacjentów jest często zgłaszany. Zaczynamy badać problem, nie szukamy od razu rozwiązania, tylko chcemy zejść w głąb i szukać prawdziwych przyczyn danego problemu. W tym konkretnym przypadku są to m.in. brak integracji, brak zrozumienia procesów w szerszym ich kontekście, istnienie odgórnych wytycznych, np. raportowanie do Ministerstwa Zdrowia. Gdy znajdziemy tę potrzebę, to szukamy rozwiązania poprzez znalezienie firm, które chciałyby wesprzeć projekt przez konkretne rozwiązania finansowe. Podstawą jest zbudowanie zespołu projektowego, który składa się z wolontariuszy kompetencyjnych.

Wolontariuszy kompetencyjnych?
– Nie jesteśmy fundacją, która mówi: przyjdź i daj nam swój czas po to, aby pomalować ściany czy skręcić dziecięce łóżka. Zachęcamy: przyjdź i opowiedz nam o swoich kompetencjach, których używasz na co dzień i za ich pomocą pomóż nam budować nowoczesną przestrzeń dziecięcych szpitali. A jeśli chcesz się rozwijać w jakimś nowym obszarze, to my ci to umożliwimy. Przez rok mocnego nastawienia na wolontariat kompetencyjny poszerzyliśmy grono 40 wolontariuszy do 350 osób. Budujemy ogromną bazę wolontariuszy kompetencyjnych, niesamowitych ludzi. W fundacji zatrudniona jest tylko jedna osoba, a poza tym każdy z nas ma swoją pracę, ale dzięki wolontariatowi kompetencyjnemu jesteśmy w stanie dać wiedzę, którą wykorzystujemy na co dzień, a którą budowaliśmy od lat.

Tak między innymi powstała inicjatywa, która – przyznam szczerze –zachwyciła mnie swoją innowacyjnością. Kim są najmłodsi headhunterzy?
– Pomysł zaangażowania dzieci jako headhunterów zrodził się, gdy przygotowywaliśmy bożonarodzeniową akcję „Święta na opak”. Celem przedsięwzięcia jest precyzyjne dotarcie do  profesjonalistów z różnych dziedzin i przekonanie ich do dołączenia w szeregi Fundacji K.I.D.S. oraz wsparcia działań na rzecz wdrażania innowacji w szpitalach, m.in. rzeczywistości wirtualnej czy telemonitoringu. Eksperci dzięki swojemu doświadczeniu mogą wesprzeć projekty odpowiadające potrzebom najmłodszych pacjentów. To innowacyjna akcja, w której mali headhunterzy wzięli udział w warsztatach design thinking, którego tematem był szpital przyszłości i wolontariat kompetencyjny.
W ramach warsztatów dzieci spotkały się z profesjonalistami, którzy zapoznali je z zasadami przeprowadzania rekrutacji. Dowiedziały się, jaka jest rola portalu LinkedIn i jak ważne jest zaangażowanie nowych ekspertów w działania fundacji. W ramach warsztatu najmłodsi specjaliści przygotowali również serię zaproszeń w formie spersonalizowanych wideo, które rozesłaliśmy do kandydatów z całego świata za pomocą portalu LinkedIn. Każdy specjalista wytypowany przez młodych rekruterów dowie się z filmu, czym zajmuje się fundacja i jak jego unikalne kompetencje mogą wesprzeć innowacyjne projekty K.I.D.S.
Kolejnym etapem będzie rozmowa rekrutacyjna z małymi profesjonalistami. Każda zaproszona osoba, która zadeklaruje swoją gotowość do pomocy, zostanie wdrożona w aktualne działania fundacji, a później rozpocznie działalność wolontariusza eksperta K.I.D.S.
Cieszymy się, że akcja spotkała się w świecie biznesu z takim pozytywnym odbiorem i rzeczywiście nowi eksperci dzięki temu dołączają do nas. Widzimy, że to świetny sposób na budowanie marki wolontariatu kompetencyjnego. Zgłasza się do nas wielu ekspertów, którzy mają wieloletnie doświadczenie w wielu branżach. W działania włączyły się dzieci wolontariuszy. Podczas nagrywania filmików zorganizowaliśmy forum inicjatyw dziecięcych, aby dowiedzieć się, jak z ich perspektywy możemy pomagać szpitalom. Powstawały naprawdę niesamowite pomysły.

A skąd w ogóle pomysł na założenie K.I.D.S.?
– Tomek Rudolf, nasz założyciel, pojechał kiedyś ze swoim synem do Centrum Zdrowia Dziecka. Problem medyczny nie był skomplikowany, ale uderzyło go, że przyjechał z korporacyjnego wieżowca w centrum Warszawy do budynków, które on pamiętał ze swojego dzieciństwa. Po prawie czterdziestu latach nic się nie zmieniło, nie ma nic nowoczesnego, nie ma procesów nastawionych na klienta pacjenta, takich jakie istnieją w bankowości, ubezpieczeniach czy w prywatnej opiece zdrowotnej. Zapragnął zmiany na tyle, że założył Klub Innowatorów Dziecięcych Szpitali. Na akt założycielski i wkład finansowy złożyło się kilkadziesiąt osób z różnych środowisk. Nasze działania rozpoczęliśmy z założeniem zmiany.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki