Logo Przewdonik Katolicki

Wnioski ratujące życie

Weronika Frąckiewicz
il. Agnieszka Sozańska

Rozmowa z Urszulą Kubicką-Kraszyńską o izolacji, która wypala, instytucjach z potencjałem i procedurze pomagającej wyciągnąć wnioski.

Często możemy dziś usłyszeć, jak to cudownie mieć dzieci, a rodzicielstwo tu i ówdzie przedstawiane jest jako największy dar. Czy w naszym kraju wypalenie rodzicielskie i trudności związane z byciem rodzicem to temat tabu?
– Przyzwolenie na mówienie o trudnościach rodzicielskich w dużej mierze zależy od środowiska, w którym się obracamy, więc trudno jednoznacznie określić, czy są to tematy tabu. Na pewno warto robić miejsce na mówienie o tym, zwłaszcza że część rodziców ma bardzo wyidealizowaną wizję życia z dzieckiem lub też wchodzi w to doświadczenie z bardzo dużymi oczekiwaniami wobec swojej roli. Wypalenie rodzicielskie to pewien konstrukt pojęciowy, który jest próbą opisu różnorodnych trudności rodzicielskich. Podobnie jak pojęcie wypalenia zawodowego, mieści w sobie bardzo wiele różnych objawów, sytuacji, zachowań. Wypalenie rodzicielskie jest długotrwałym, dokuczliwym stanem zachwiania równowagi pomiędzy obciążeniem psychicznym, zaangażowaniem, poczuciem zaabsorbowania rodzica a zasobami, jakimi dana osoba dysponuje, oraz możliwościami odnawiania ich. Wypalenia może doświadczyć tak naprawdę każdy, kto ma dzieci. W grupie podwyższonego ryzyka znajdują się niewątpliwie rodzice dzieci z niepełnosprawnością, ze specjalnymi potrzebami, ale może ono dotknąć również osoby, w których sytuacji życiowej nie ma oczywistych czynników ryzyka. Rodzicowi doświadczającemu wypalenia trudno jest się zregenerować, znaleźć w sobie siły i zaczyna doświadczać w kontakcie z dzieckiem uczucia wyczerpania, nadmiernego obciążenia, trudu ponad siły. Mogą pojawić się objawy depresji, różne objawy somatyczne, problemy ze zdrowiem i snem. Badania wykazują, że rodzice dziś częściej niż kiedyś doświadczają wypalenia.

Jakie czynniki społeczne mają wpływ na to, że rodzicielstwo zaczyna ciążyć?
– Afrykańskie powiedzenie mówi, że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska. W perspektywie historii i kultury współczesnego człowieka Zachodu od bardzo niedługiego czasu – mniej więcej od rewolucji przemysłowej – znajdujemy się w sytuacji, w której para rodzicielska lub jeden rodzic, najczęściej kobieta, są społecznie całkowicie odpowiedzialni za opiekę i wychowanie dziecka. Jednostkowa odpowiedzialność stała się cechą charakterystyczną współczesnego rodzicielstwa. Najbardziej dojmujące i widoczne jest to w sytuacji osób migrujących do dużych miast. Wówczas traci się sieć kontaktów społecznych, rozluźnia się relacja z rodziną pochodzenia. Ludzie na początku tej zmiany są dosyć samotni i dopiero zaczynają budować siatkę wsparcia społecznego w nowym miejscu. Niewątpliwie poczucie izolacji i samotności pogłębiło się w okresie pandemii. Na trudności macierzyńskie wpływa również brak wsparcia ze strony starszego pokolenia. Wynika ono z braku fizycznej dostępności, ale także z sytuacji potencjalnych konfliktów i różnic zdań związanych ze zmianami na przestrzeni ostatnich kilku dziesięcioleci w rozumieniu potrzeb dzieci. Młodzi rodzice mogą nie chcieć tłumaczyć się z tego, jak się opiekują własnym dzieckiem, z częstego przytulania, noszenia dziecka w chuście czy karmienia piersią na żądanie. Innym dosyć charakterystycznym zjawiskiem, mającym wpływ na trudności związane z rodzicielstwem, jest fakt, że większość z nas dorasta, nie mając kontaktu z osobami posiadającymi małe dzieci. Często własne niemowlę jest pierwszym malutkim człowiekiem, które kobieta lub mężczyzna bierze na ręce. Te wszystkie zmiany demograficzne, społeczne, kulturowe spowodowały, że małe dziecko, które się pojawia w rodzinie, jest kompletnym ,,kosmitą”, którego potrzeb nie znamy, a sposobów komunikowania się nie rozumiemy. To może powodować poczucie ogromnej bezradności, lęku, niepokoju, poczucia, że zrobi się krzywdę, że jako rodzic nie potrafię, nie nadaję się. Dodatkowo dochodzi kwestia zmian hormonalnych we wczesnym okresie macierzyństwa, fizjologicznego momentu obniżenia nastroju. Jest to bardzo krytyczny moment, w którym kobiety potrzebują wsparcia i mądrego przewodnictwa, a niestety rzadko w ich otoczeniu znajduje się osoba, która może wspierać młodą mamę, żeby ta mogła w sobie odnaleźć siłę i poczucie kompetencji do zajmowania się dzieckiem.

Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu otwiera w tym roku 123 kierunki. Studenci będą się uczyć przez pięć lat, aby potem znaleźć pracę w ponad stu zawodach. Bycia rodzicem nikt nie uczy, a chyba nie mamy wątpliwości, że to jedno z najtrudniejszych zadań życiowych.
– W Polsce brakuje systemowego pomysłu na to, jak przygotować młodych ludzi do bycia rodzicami. Raczej traktujemy rodzicielstwo jako coś, co mniej lub bardziej naturalnie się przydarza, a więc nie trzeba się do tego przygotowywać. Poza pojedynczymi inicjatywami środowisk i organizacji pozarządowych wciąż jest to nisza do zagospodarowania. W Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę uważamy za bardzo ważne wspieranie rodziców w wychowywaniu dziecka z szacunkiem, a także docenianie trudu i wyzwań, jakie podejmują. Wdrażamy różne działania z zakresu profilaktyki krzywdzenia małych dzieci, edukujemy rodziców, dajemy wsparcie psychologiczne, prowadzimy warsztaty i grupy wsparcia, szkolimy profesjonalistów. Osią tych działań jest mówienie o potrzebach dzieci, przede wszystkim o potrzebie bezpiecznej relacji z opiekunem, która jest kluczowa w pierwszym okresie życia dziecka i w dużej mierze decyduje o jego przyszłości. W państwowym systemie funkcjonują różne instytucje, które towarzyszą rodzicom w pierwszych latach życia dziecka: położne środowiskowe, lekarze, pielęgniarki, lekarze pediatrzy, pracownicy opieki społecznej, opiekunki w żłobkach itd. Osoby te powinny mieć aktualną wiedzę o opiece nad małym człowiekiem, bazującej na szacunku, bezpieczeństwie i bliskości, i przekazywać ją rodzicom i opiekunom.

Skutków wypalenia rodzicielskiego jest niezliczona ilość, od tych najbardziej codziennych, jak brak cierpliwości, po te najbardziej tragiczne. Statystyki Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę podają, że rocznie z ręki własnych rodziców i opiekunów ginie okolo 30–40 małych dzieci – choć nie zawsze zapewne na skutek rodzicielskiego wypalenia. Szarą strefę stanowią te wszystkie sytuacje, w których dzieci w wyniku przemocy domowej nie odnoszą skutków śmiertelnych. FDDS postuluje o wdrożenie w Polsce procedury systemowej analizy śmiertelnych przypadków krzywdzenia dzieci (ang. Serious Case Review). Na czym ona polega?
– Procedura Serious Case Review jest wzorowana na brytyjskim rozwiązaniu, które powstało na skutek tragicznych wydarzeń. Kluczowe w jej rozumieniu i prawidłowym wdrażaniu jest to, że nie służy ona wskazaniu winnych, ale jej celem jest opisanie mechanizmu, który doprowadził do tego, że dziecko zginęło. W ogromnej większości śmiertelnych przypadków krzywdzenia małych dzieci system już wcześniej interesował się, co się z nimi dzieje, np. z pomocą pracowników socjalnych. Pytania, które należy sobie postawić, to: co rzeczywiście się wydarzyło, w jaki sposób odpowiedzialne instytucje reagowały na pojawiające się wątpliwości co do jakości opieki w danej rodzinie, czy instytucje wymieniały się informacjami, czy w sposób adekwatny oceniono kompetencje opiekunów, czy jeśli dziecko wróciło z pieczy zastępczej do swej rodziny biologicznej, to była ona dla niego bezpiecznym miejscem? Ta procedura nie ma zastąpić śledztwa prokuratorskiego, a jedynie pomóc wyciągnąć wnioski z tragicznego wydarzenia i nauczyć nas, jak zapobiec takim sytuacjom w przyszłości. Być może w wyniku analizy okaże się, że niedostateczna jest współpraca interdyscyplinarna między najróżniejszymi instytucjami, które działają wokół rodziny. Wówczas trzeba postawić sobie pytanie, co należy zrobić, żeby dochodziło do wymiany informacji. Innym wnioskiem może być ten, że należy przyjrzeć się procesowi oceny kompetencji rodzicielskich opiekunów biologicznych, czy są oni w stanie zapewnić dziecku bezpieczne warunki rozwoju. Podstawą jest myślenie o dobru dziecka, o jego ochronie. W proponowanej przez nas procedurze zależy nam, aby nie kończyć na tym, że jest wynik śledztwa, rozpoczęło się postępowanie karne i konkretne osoby zostaną pociągnięte do odpowiedzialności, bo nie wypełniły swoich obowiązków. Należy spojrzeć na to bardziej systemowo, czy dana instytucja działa, czy ma odpowiednie zasoby, aby w ogóle reagować na sytuację krzywdzenia dzieci. Przede wszystkim trzeba wdrożyć naprawę, aby nie poprzestać na tym, że jest źle i znowu stała się tragedia, tylko aby rzeczywiście potraktować tragiczną sytuację jako studium przypadku i dokładnie zobaczyć, co było przyczyną dramatu. Oczywiście pojawia się zawsze kwestia odpowiednich nakładów finansowych, procedur, szkoleń, tego, aby asystenci rodziny czy pracownicy społeczni nie mieli zbyt wielu rodzin pod swoją opieką, aby rzeczywiście mogli zyskać wiedzę, jakie dokładnie trudności i ryzyko krzywdzenia występuje w danej rodzinie. Każdy przypadek śmierci małego dziecka to tragiczny finał sekwencji różnych zdarzeń. Celem procedury jest odtworzenie tej sekwencji i zobaczenie, gdzie mogliśmy zadziałać inaczej, aby historia miała inny finał.

Kiedy słucham o procedurze, rodzi się we mnie obawa, że w Polsce nie ma szans na zadziałanie. Gdy obserwuję działanie instytucji pomagających rodzinie w naszym kraju, mam wrażenie, że z różnych powodów, m.in. finansowych, jest ono niewystarczające i Serious Case Review w którymś momencie natrafi na mur nie do przebicia.
– To nie jedyne rozwiązanie, które my jako organizacja pozarządowa, mająca na celu ochronę dzieci przed krzywdzeniem, postulujemy. Przede wszystkim istnieje potrzeba określenia narodowej strategii profilaktyki krzywdzenia dzieci i chcielibyśmy, aby została ona potraktowana poważnie na wysokim szczeblu. Lepsza ochrona dzieci zaistnieje w wyniku podjęcia wielu działań w wielu kierunkach. Procedura jest tylko jednym z narzędzi, którego naszym zdaniem w Polsce brakuje, gdyż w naszej mentalności narodowej nie mamy nastawienia na szukanie rozwiązań i uczenie się na błędach. Bardziej zależy nam, aby znaleźć jednego winnego i uznać sprawę za załatwioną. FDDS postuluje również, aby w każdej instytucji oświatowej, edukacyjnej czy jakiejkolwiek innej, wprowadzać politykę ochrony dzieci, aby zostały spisane dokumenty przekładające prawa dzieci na rzeczywistość danej placówki. Zależy nam, aby w różnych środowiskach wprowadzać refleksję, czy na pewno robimy wszystko, aby dzieci były bezpieczne. Doświadczenia Wielkiej Brytanii pokazują, że jeśli na serio weźmiemy tę procedurę, to ona zadziała. W Polsce potrzebna jest zmiana nastawienia i przyznania się, że popełniamy błędy, ale chcemy się uczyć i jesteśmy gotowi do prowadzania zmian. Na razie tragiczne wydarzenia z udziałem małych dzieci w naszym kraju pokazują, że często było zaangażowanych wiele zasobów instytucjonalnych w sprawę jakiejś rodziny, a mimo to doszło do tragedii. Wniosek jest prosty: coś jest nie tak. Obecnie w Kancelarii Prezydenta trwają prace przed podjęciem inicjatywy ustawodawczej.

Czy pandemia w negatywy sposób wpłynęła na system rodzinny i w niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się eskalacji przemocy wobec małych dzieci?
– Prawie od samego początku pandemii na świecie i w Polsce prowadzone są badania dotyczące wpływu jej kolejnych etapów na różne aspekty funkcjonowania społecznego. To, co już wiemy, jeśli chodzi o krótkoterminowe skutki, to duży wzrost stanów depresyjnych i lęków, co jest konsekwencją doświadczania przewlekłego stresu. Możemy zaobserwować to poprzez liczbę osób zgłaszających się po wsparcie i pomoc psychologiczną. Na początku pandemii w społeczeństwie widać było większą mobilizację. Później pojawiły się obciążenia związane z totalną reorganizacją życia, przejściem części osób na pracę zdalną i łączeniem zadań zawodowych z opieką nad dziećmi, z poczuciem zagrożenia i lękiem o zdrowie bliskich. Wyniki badań pokazują, jak wraz z czasem trwania pandemii odporność się wyczerpywała, dlatego dziś mamy większe ryzyko pojawienia się wypalenia rodzicielskiego, a także krzywdzenia dzieci. Pandemiczne obostrzenia sprawiły, że instytucje mające kontakt z rodziną i mogące zareagować nie działały tak, jak powinny, np. ośrodki opieki społecznej czy położne i pielęgniarki środowiskowe przez długi czas nie przeprowadzały wizyt w domach, kontaktowały się ze swoimi klientami jedynie telefonicznie. Zamrożone były przez jakiś czas żłobki, przedszkola, poradnie psychologiczno-pedagogiczne. Instytucje te składają się w jakimś stopniu na system wsparcia, z którego rodzice mogą w razie potrzeby korzystać. W czasie pandemii zmniejszył się dostęp do czynników ochronnych przed wystąpieniem przemocy: sieci znajomych, wsparcia społecznego, różnych sposobów na regenerację, odpoczynek, możliwość wyjścia bez dzieci. Ograniczone zostały możliwości korzystania z prostych sposobów dbania o higienę zdrowia psychicznego. Z drugiej strony nasiliło się występowanie tego, co jest czynnikiem ryzyka wypalenia rodzicielskiego, czyli duże natężenie stresu, niepokój, lęk o finanse, o pracę, brak poczucia stabilności, ogólna niepewność, brak stałych ram życia codziennego. To może przyczyniać się do tego, że rodzicom braknie cierpliwości, mogą być bardziej skłonni do sięgania po klapsy, krzyk, kary fizyczne, trudniej im rozumieć i regulować własne emocje, a także trudniej zrozumieć dzieci. Warto też pamiętać o tym, że moment poluzowywania różnych obostrzeń dla dorosłych stanowi ulgę i powrót do „normalności”. Natomiast dla dzieci trzy-, czteroletnich, które większość swego świadomego życia przeżyły już w pandemii, z ograniczonymi kontaktami społecznymi, z dala od rówieśników czy rodziny, oznacza to dużą zmianę. Mogą one reagować lękiem, niepokojem, zachowaniami, które dla rodziców będą nierzadko trudne.

URSZULA KUBICKA-KRASZYŃSKA
Socjolożka, absolwentka Instytutu Nauk Społecznych UW oraz Szkoły Praw Człowieka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. W latach 2002–2011 pracowała w Fundacji Rodzić po Ludzku, gdzie stworzyła program rzecznictwa i monitoringu przestrzegania praw kobiet i praw pacjenta w opiece okołoporodowej. Od 2017 r. pracuje w Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, od 2019 r. jest koordynatorką Centrum Dziecka i Rodziny w Warszawie – programu wczesnej profilaktyki krzywdzenia dzieci oraz wspierania rodzicielstwa

Infolinie pomocowe prowadzone przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę:

800 100 100 – telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci. Pod tym numerem udzielana jest bezpłatna pomoc telefoniczna psychologiczna, terapeutyczna i prawna dla rodziców i nauczycieli.

116 111 – telefon zaufania dla dzieci i młodzieży udziela wsparcia dzieciom i młodzieży do 18 r.ż. Telefon jest anonimowy i bezpłatny, działa 7  dni w tygodniu, 24 godziny na dobę.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki