Znowu śniła mi się wojna. Zastanawiam się, co sprowokowało ten sen, może sytuacja w Izraelu i Strefie Gazy? Bo bardzo się tym przejmuję, jestem w kontakcie z Polakami, którzy tam mieszkają. Tyle że wojna z moich snów to zawsze wojna z Niemcami. Przed Niemcami się chowam, przed Niemcami uciekam, Niemcy do mnie strzelają. Niedawno korespondowałam w pewnej sprawie z nauczycielem z Hamburga, po angielsku, bo choć dawno temu uczyłam się przez chwilę języka niemieckiego, to uświadomiłam sobie, że znam tylko kilka słów. Hände hoch! Halt! Polnisches Schwein, Banditen, schnell… Zastanawiam się więc, jak bardzo jesteśmy obciążeni II wojną światową, my drugie pokolenie, dzieci rodziców z traumą.
Kiedyś się o tym nie mówiło, o wielu rzeczach się nie mówiło. W moim domu o wojnie ani słowa, rodzice nie chcieli żyć strasznymi wspomnieniami z dzieciństwa. Tylko babcia coś tam wspomniała, ale niewiele. Mama nie ogląda do dziś żadnego wojennego filmu, niczego, co działoby się w czasie okupacji, nie przeczyta żadnej książki, której akcja działaby się właśnie wtedy. Więc skąd mam te sny, które towarzyszą mi odkąd pamiętam? Więc może z filmów, jestem z pokolenia Czterech pancernych, dzieciaki oglądały ten serial mając 5–6 lat. Potem odtwarzaliśmy różne sceny w przedszkolu, rolę czołgu grały drabinki, dzieliliśmy się na role, ja byłam zawsze Marusią. Ale przecież były też inne filmy, w które się bawiliśmy na podwórku: Wakacje z duchami czy Cosmos 1999. Być może niepotrzebnie dociekam, być może sny o wojnie to to samo, co zabawa w wojnę – zawsze była, zawsze będzie.
Aż zadzwoniłam do moich dzieci i zrobiłam krótki wywiad z nimi i ich współlokatorami: jednej osobie śni się wojna apokaliptyczna, drugiej śniła się wojna po tym, jak zagłębiała się w temat Wołynia, trzeciej w dzieciństwie zdarzyło się kilka razy i agresorem byli wtedy Niemcy. Reszta nigdy nie miała wojennych snów. Cieszę się, bo to oznacza, że czują się bezpieczni. Mnie, córki wojennych dzieci, ich trauma wciąż dotyczy.
Mówi się o pępku, że to ślad po matce. W wyszukiwarce po wpisaniu słowa „pępek” wyskakuje mi temat: „dlaczego nie można grzebać w pępku?”. Bardzo metaforycznie to zabrzmiało. Jestem ciekawa, ile sił poświęciła moja mama na wypieranie traumatycznych wspomnień, które i tak znajdują ujście. Pępkiem nie tylko płynie odżywcza krew, także wszystkie lęki. Tak sobie amatorsko psychologizuję, ale przekaz traum się dokonuje niezależnie od tego, czy się o nich mówi. Także wtedy, gdy „tematu nie ma”. Moja mama teraz mówi o tych czasach więcej, mam nadzieję, że jej to pomaga, bo mnie bardzo. Uważam, że warto pogrzebać w pępku.