Ze zdjęć patrzy na nas uśmiechnięta dziewczynka, w krótko przyciętej fryzurze charakterystycznej dla dziewczynek z początku XX wieku. Ci, którzy znali ją osobiście, również zwracali uwagę na jej uśmiech i pogodę ducha utrzymywaną pomimo wielkich cierpień, jakie w ciągu ostatnich dwóch lat życia musiała przejść.
Jaśniejąca uśmiechem
Jej imię Anfrosina po polsku brzmiałoby pewnie „Ambrożyna” lub „Ambrożynka”. Jest to bowiem żeńskie zdrobnienie męskiego Ambrożego (Ambrosius), którego wspomnienie liturgiczne Kościół obchodzi 7 grudnia. Pobożna rodzina Berardich z niewielkiej miejscowości San Marco di Preturo w górach Abruzji niedaleko Aquili chciała w ten sposób uczcić wielkiego świętego i powierzyć jego opiece narodzoną 6 grudnia córkę.
Najmłodsza z dziewięciorga rodzeństwa od małego była inna niż bracia i siostry. Bardziej skupiona, uważna, chętnie uczestnicząca w inicjowanych przez mamę modlitwach na różańcu. Często powtarzała, że gdy dorośnie, chciałaby pójść do zakonu. Była też wrażliwsza na zło niż inne dzieci. Gdy jako 7-latka poszła do szkoły, już jednego z pierwszych dni wróciła zapłakana. Dopytywana przez matkę, co się stało, odparła, że „dzieci mówią w szkole brzydkie wyrazy, które teraz wdarły się do jej głowy i pamięci i nie chcą z niej wyjść”. Martwiła się tym jak własnym grzechem, który brudzi ją od środka. Z tego powodu zaczęła też bardziej stronić od rówieśników, za co spotkała się z wyszydzeniem i wyśmiewaniem.
„Jej zachowanie w klasie i poza nią jest wzorowe, zawsze uważna na naukę i gotowa do wykonywania zadań szkolnych, niechętna zuchwałym zabawom. Jej jaśniejąca uśmiechem twarz zdradzała czystość, klarowność jej pięknej duszy” – napisał o niej jej nauczyciel.
Dziwna choroba
Największe cierpienie dziewczynki zaczęło się, gdy miała 10 lat. Pod koniec kwietnia 1931 r. zaczęła odczuwać silny ból brzucha. Lekarka sprowadzona z miasteczka zdiagnozowała ostre zapalenie wyrostka robaczkowego i nakazała zawieźć dziewczynkę do szpitala w Aquili. Operacja jednak niewiele pomogła. Już kilka tygodni później Anfrosina nadal odczuwała silny ból brzucha i wymiotowała, nie mogła też nic jeść. Martwiła się, że przez swoją chorobę nie pójdzie do Pierwszej Komunii Świętej.
Niewiele pomogło przeniesienie się wraz z mamą do starszego brata mieszkającego w Rzymie, który opłacił dla niej szkołę i lekarzy. Badania diagnostyczne wykazały wkrótce, że Ambrosina cierpi na ostrą niedrożność jelit, wówczas nieoperacyjną i nieuleczalną chorobę przewodu pokarmowego. Wróciły z mamą w rodzinne strony i zaczęto przygotowania do przyspieszonej Pierwszej Komunii.
Uroczystość odbyła się 13 października 1932 r., gdy parafię akurat wizytował miejscowy biskup. Ponieważ proboszcz potwierdził jej wielką dojrzałość w wierze oraz mówił o chorobie, oprócz Pierwszej Komunii Anfrosina przyjęła też wtedy sakrament bierzmowania. Była tak słaba, że nie wzięła już udziału w przyjęciu zorganizowanym w domu z tej okazji. Później okazało się też, że był to ostatni raz, kiedy wyszła z domu.
„Rozmawiam z Matką Bożą”
Mniej więcej wtedy zaczęły się też ujawniać jej przeżycia mistyczne i niezwykłe podejście do własnego cierpienia. Nie skarżyła się, nie użalała, ale mówiła, że własny ból stara się łączyć z cierpieniem Pana Jezusa oraz ofiarować wszystko w intencji nawrócenia ludzi oddalonych od Boga. To niesprawiedliwe, że tak wielkie cierpienie dotyka taką małą, niewinną dziewczynkę – mówili o niej. Ona zaś zakazywała mówić i myśleć w ten sposób. „Jezus cierpiał bardziej niż ja i był bardziej niewinny” – mówiła. Rodzinę zdumiewała tak dojrzała postawa tej małej dziewczynki.
Jeszcze bardziej zaczęli się zdumiewać, gdy coraz częściej Anfrosina zdawała się z kimś rozmawiać, a jej twarz wówczas znów promieniała radością. „Rozmawiam z Matką Bożą. Obiecała, że już niedługo weźmie mnie do Nieba” – mówiła.
Wieść o tym, że w San Marco di Preturo jest mała, chora dziewczynka, która widuje Maryję szybko rozeszła się po okolicy. Coraz częściej do ich domu pukali obcy ludzie chcący zobaczyć Anfrosinę i z nią się modlić. Gdy jednak przy okazji tych wizyt okazało się, że ludzie są uzdrawiani jej modlitwą, a dziewczynka nierzadko prorokuje, tłum pobożnych wieśniaków z gór Abruzji w ich domu gęstniał.
„Czuła, że ma misję do spełnienia i wypełniała ją z prostotą i wielkodusznością. Wszystkim, którzy przybyli, mówiła o Matce Bożej i przypominała im, aby powierzali Jej swoje duchowe i cielesne potrzeby. Mówiła, że cierpienie przyjęte dobrowolnie z miłości do Boga oczyszcza dusze” – pisał Paolo Marcellino w swojej książce o Anfrosinie, która ukazała się jeszcze w 1937 r.
To on wspomina też o przypadkach uzdrowień chorych, proroctwach oraz darze czytania w duszach. Przytacza przypadek kobiety, która przyszła do Anfrosiny, aby ją zobaczyć, ale ta nawet nie chciała na nią spojrzeć. Ponieważ kobieta nie ustawała i przychodziła kilka razy, w końcu spytała, dlaczego dziewczynka nie chce nic jej powiedzieć. „Pani bardzo dużo przeklina, gdy spotyka ją coś przykrego, a cierpienia trzeba znosić cierpliwie. Niech pani idzie do spowiedzi i Komunii, aby Pan Jezus mógł panią oczyścić” – usłyszała od małej. Ostatecznie kobieta nawróciła się dopiero po śmierci dziewczynki, ponieważ ta ukazała się jej we śnie, przypominając o pójściu do spowiedzi.
O swojej śmierci Anfrosina też wiedziała wcześniej. Nie mówiła jednak o tym swoim rodzicom. Powiedziała dopiero dzień wcześniej, gdy 12 marca 1933 r. brat z Rzymu znów chciał ją zabrać do drogiego lekarza. „Nie ma potrzeby. Matka Boża powiedziała, że weźmie mnie do siebie jutro o 10.00 rano” – zdradziła dziewczynka. Bliscy nie uwierzyli, ale nie ustawali w modlitwie o jej uzdrowienie.
13 marca obudziła się o 6.00 rano, prosząc, by ksiądz proboszcz zechciał jej przynieść Komunię św. Już wtedy kapłan był częstym gościem w ich domu, bo Anfrosina właściwie żywiła się tylko Najświętszym Sakramentem. Żaden inny pokarm nie mógł jej przejść przez gardło. Udało się, przyjęła Komunię niedługo przed 10.00 rano. Dokładnie o tej porze jej twarz znów rozpromieniła się radością i w ekstazie mała Anfrosina umarła. Na wcześniej wyrażoną jej prośbę mama ubrała ją w sukienkę od Pierwszej Komunii.
Sława świętości
Tłum ludzi pod ich domem, pragnących nawiedzić jej ciało przed pogrzebem, gęstniał z każdą chwilą. Ludzi było tak dużo, że pogrzeb trzeba było zorganizować na głównym placu miasteczka. Ostatecznie uroczystość zgromadziła ponad 2 tysiące ludzi, z których wielu mówiło o tym, że widzieli Anfrosinę we śnie. Dziewczynka najpierw została pochowana na przykościelnym cmentarzu, ale potem przeniesiono jej ciało do grobu wewnątrz świątyni. Znajduje się tam do dziś.
Przybywało doniesień o cudownych interwencjach za przyczyną dziewczynki. Były uzdrowienia, nawrócenia. Wiadomość o małej świętej z gór Abruzji była przekazywana z ust do ust, a sława ta przetrwała II wojnę światową i doprowadziła do otwarcia procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym w 1962 r. Ważność zbieranych wówczas informacji potwierdzono dekretem w 1993 r., zaś tzw. positio zostało przekazane do Watykanu w 2010 r. 24 kwietnia 2021 r. papież Franciszek zatwierdził dekret uznający, że ta 12-letnia dziewczynka pełniła cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym.