Zdjęcia oraz filmy z Izraela obiegły Polskę. Uśmiechnięci i wyluzowani Izraelczycy siedzący przy stolikach, swobodnie krążący wokół nich kelnerzy, wszystko spowite wiosennym słońcem – obrazki te wyglądały jak z jakiejś dawno zapomnianej epoki. W tym samym czasie wymęczeni pandemią Polacy zostali poinformowani, że czeka ich kolejne zaostrzenie restrykcji. W związku z coraz bardziej niekontrolowanym rozwojem trzeciej fali pandemii do 9 kwietnia cały kraj zostanie objęty „prawie-lockdownem”. Znów zamknięte zostaną sklepy w galeriach, poza nielicznymi wyjątkami, oraz inne miejsca, takie jak kina, galerie czy muzea. Do nauki w domach powrócą też dzieci z klas I–III. Zamiast beztrosko popijać herbatę w kawiarni, jak mieszkańcy Izraela, kolejne święta Wielkiejnocy spędzimy w odosobnieniu, podobnie zresztą jak pozostali Europejczycy. Nic więc dziwnego, że w Unii Europejskiej pojawiają się różne pomysły, jak zacząć wreszcie wracać do normalności. Niektóre z nich są bardzo kontrowersyjne. Mowa tu szczególnie o tzw. paszporcie szczepionkowym.
Wejście tylko z kodem
Komisja Europejska przedstawiła projekt Cyfrowego Zielonego Certyfikatu, który obowiązywałby na terenie całej Wspólnoty. W domyśle miałby on formę pliku cyfrowego, udostępnianego przez internet każdemu obywatelowi bezpłatnie. Plik ten miałby mieć formę kodu QR, do którego odczytania potrzebny jest odpowiedni skaner (z takich kodów korzystamy obecnie chociażby przy odbieraniu paczek z paczkomatów). Do jego odbioru oraz odczytu niezbędny byłby więc smartfon, nie każdy jednak go posiada. Prawdopodobnie więc Zielony Certyfikat będzie też dostępny w formie papierowej. Prawdopodobnie, gdyż mówimy o projekcie, którego finalny kształt nie jest jeszcze znany. Właściwie to nie wiadomo nawet, czy będzie on obowiązywać, gdyż zgodę na jego wprowadzenie będzie musiał wydać Parlament Europejski oraz Rada Unii Europejskiej. Szczególnie zgoda tej drugiej, w której zasiadają odpowiedni ministrowie rządów krajów członkowskich, jest pod sporym znakiem zapytania.
Co miałby zawierać ten cyfrowy certyfikat? Przede wszystkim informację o zaszczepieniu pełną liczbą dawek, a także o jego terminie. Zapewne znajdą się w nim także informacje o przebytej chorobie, co dawałoby status ozdrowieńca, oraz ewentualnie negatywny wynik testu na COVID-19.
Oczywiście wciąż też nie wiadomo, co ten certyfikat miałby zapewniać posiadaczowi. Z dużym prawdopodobieństwem będzie on umożliwiał swobodne podróżowanie po Unii Europejskiej, a także po całej strefie Schengen, do której należy też kilka państw spoza UE (m.in. Szwajcaria i Norwegia). Być może też posiadacz certyfikatu będzie mógł swobodniej poruszać się w obrębie danego kraju, szczególnie wtedy, jeśli nie jest jego mieszkańcem. Certyfikat stanie się więc swego rodzaju przepustką na wejście do restauracji lub siłowni. Brzmi to co najmniej niepokojąco – niczym cyberpunkowa wizja niedalekiej przyszłości, w której kraj podzielony jest na strefy wydzielone jedynie dla wyselekcjonowanych osób.
Okaż przepustkę
Tylko że ta wizja już się ziszcza – w Izraelu właśnie. Od lutego funkcjonują tam „zielone przepustki”, które przysługują tym, którzy przynajmniej tydzień wcześniej przyjęli drugą dawkę szczepionki na COVID-19 oraz ozdrowieńcom. Posiadacze przepustki mogą korzystać z placówek rekreacji, a także brać udział w imprezach skupiających dużą liczbę osób – np. w wydarzeniach sportowych, koncertach lub przedstawieniach teatralnych. Galerie handlowe oraz muzea udostępniono wszystkim mieszkańcom, natomiast do hoteli wstęp mają zaszczepieni, ozdrowieńcy oraz osoby, które w ciągu poprzednich 48 godzin negatywnie przeszły test na COVID-19. Przepustka wymagana jest również przy wejściu do pubu lub kawiarni. W sytuacji braku przepustki klient proszony jest zwykle o usadowienie się w zewnętrznym ogródku, o ile taki jest. Co ważne, przepustka wydawana jest jedynie na 6 miesięcy, gdyż wciąż nie wiadomo, jak długo utrzymuje się odporność.
Także Polska poczyniła pewne kroki w tym kierunku. Każdy zaszczepiony Polak może otrzymać certyfikat szczepionkowy w formie elektronicznej przy użyciu swojego Internetowego Konta Pacjenta. Można też skorzystać w tym celu z aplikacji mObywatel. Po zaszczepieniu drugą dawką system generuje kod QR, który można pobrać za pomocą jednego z dwóch powyższych programów. Jak na razie niczego formalnego to nie daje. Można się tym posłużyć w jakiejś prywatnej potrzebie, na przykład w pracy. Jeśli jednak rządzący uznają, że warto wprowadzić uprawnienia wynikające z zaszczepienia, podstawową infrastrukturę już mają.
Szczepionka szczepionce nierówna
Wprowadzenie podobnego rozwiązania na terenie całej UE jest problematyczne z wielu względów. Pojawiają się chociażby pytania, w jaki sposób traktować szczepionki niezatwierdzone przez Europejską Agencję Leków (EMA). Część krajów – np. Węgry i Słowacja – szczepi lub przymierza się do szczepienia preparatami z Chin oraz Rosji. Sam premier Węgier zaszczepił się chińskim Sinovakiem. Wiktor Orban mógłby więc nie mieć prawa wjazdu do innych państw Europy, przynajmniej niesłużbowo. Kolejne pytanie dotyczy jakości testów – czy w certyfikacie będą oznaczane jedynie testy PCR, czy również szybkie, ale mniej dokładne testy antygenowe? Przecież różne państwa testują w różny sposób. Sprawa zielonych certyfikatów może się więc rozbić o brak jednolitej strategii polityki pandemicznej wśród krajów Europy.
Nic więc dziwnego, że wypracowanie spójnego stanowiska w sprawie zielonych certyfikatów będzie trudne. Grecji, ale też innym państwom południa Europy, zależy na stosunkowo szybkim wprowadzeniu tego rodzaju dokumentu – najlepiej w maju lub czerwcu. Chodzi oczywiście o turystykę, na której oparte są gospodarki niektórych państw południa kontynentu. Zielone certyfikaty miałyby uratować sezon letni. Jednak niechętne paszportom szczepionkowym są Francja i Belgia, według których tego typu rozwiązanie będzie oznaczać dyskryminację części obywateli UE. Chociażby tych, którzy nie mogą się zaszczepić z powodu alergii albo ogólnego stanu zdrowia. Co z nimi – mieliby zostać obywatelami drugiej kategorii? A co z tymi, którzy zwyczajnie nie chcą się zaszczepić? Przecież miało ich się do tego nie zmuszać, tymczasem zielony certyfikat, jeśli będzie się wiązać z nim sporo uprawnień, stanie się miękkim sposobem przymuszania do szczepień. Tu trzeba też zaznaczyć, że we Francji panują najbardziej antyszczepionkowe nastroje w Europie – w jednym z badań połowa Francuzów odpowiedziała, że nie zamierza się szczepić na COVID.
Mój kraj murem podzielony
Prawdopodobnie będzie tak, że państwa członkowskie będą miały pewną swobodę w traktowaniu certyfikatów. O ile szczepionki zatwierdzone przez EMA będą musiały być bezwzględnie uznawane, o tyle już podejście do zaszczepionych Sputnikiem lub Sinovakiem będzie zależeć od kraju (o ile wcześniej nie zostaną one dopuszczone do obrotu w UE). Od państw członkowskich być może będzie też zależeć katalog uprawnień, które dawałby certyfikat.
Komisja Europejska zapewnia, że certyfikaty nie są tworzone z myślą o dzieleniu kogokolwiek. Problem w tym, że sama idea właśnie się na tym opiera. Zaklinanie rzeczywistości nie zmieni faktu, że zielone certyfikaty podzielą obywateli państw UE według ich cech biologicznych – czyli posiadania odporności na koronawirusa. A to już brzydko pachnie. Otwieranie tej furtki jest bardzo ryzykowne, bo łatwo sobie wyobrazić, że w nadchodzących latach certyfikacja ludności zostanie wykorzystana także w kontekście innych zagrożeń. Gdy raz się skorzysta z jakiegoś łatwego rozwiązania, bardzo trudno z niego zrezygnować.