Wielu Polaków już właściwie zapomniało o koronawirusie. Ogólne rozprężenie widać w sklepach, w których klienci chodzą bez maseczek, przez nikogo nieniepokojeni; właściwie nawet sprzedawcy założone mają je na brodzie. W zatłoczonych knajpach trudno znaleźć kawałek miejsca, żeby przysiąść, a zachowanie dystansu jest już zupełnie niemożliwe. I trudno się temu wszystkiemu dziwić. Zmęczone kolejnymi lockdownami społeczeństwo wreszcie może odetchnąć prawie pełną piersią i zrelaksować się po dramatycznych zimowych i wiosennych miesiącach.
Jednak żeby ten stan względnej normalności został z nami na zawsze, a przynajmniej na dłużej, już teraz trzeba przypomnieć sobie o wirusie. I zrobić wszystko, żeby ewentualna czwarta fala w niczym nie przypominała dwóch wcześniejszych. Zeszłoroczne rozprężenie przypłaciliśmy dramatyczną jesienią, w której rząd działał desperacko, pod wpływem chwili i na ślepo. Na szczęście teraz „uzbrojeni” jesteśmy w szczepionki, których dowodów skuteczności jest bardzo dużo. Problem w tym, że nie wszędzie akcja szczepień przebiega sprawnie i szybko.
Mniej śmiertelna czwarta fala
Od poniedziałku 19 lipca Wielka Brytania weszła w ostatni etap znoszenia restrykcji. Zniesiono nawet obowiązek noszenia maseczek w większości miejsc publicznych, a także limity liczby osób podczas wydarzeń zbiorowych. Obecnie polityka brytyjska opiera się na zaleceniach dotyczących utrzymywania dystansu, zakładania maseczek w zatłoczonych miejscach oraz trzymania ogólnych zasad higieny. Rok szkolny prawdopodobnie odbędzie się na normalnych zasadach, więc jeden zakażony uczeń nie będzie już wysyłał na kwarantannę całej klasy. Utrzymano głównie restrykcje na granicach, czyli m.in. obowiązek odbycia kwarantanny przez osoby wracające z krajów oznaczonych na czerwono. Osób w pełni zaszczepionych to jednak nie dotyczy, o ile wykonają test na COVID-19, który przyniesie negatywny wynik.
Tymczasem czwarta fala pandemii właśnie w Wielkiej Brytanii przybiera bardzo duże rozmiary. 20 lipca zdiagnozowano 46 tys. nowych przypadków. Pod tym względem Wielka Brytania jest niemal liderem globu ze średnią siedmiodniową 700 przypadków na milion mieszkańców. Wyprzedza ją jedynie afrykańska Botswana, w której diagnozuje się 713 przypadków na milion. Za prawie wszystkie nowe przypadki zakażeń odpowiada wariant Delta (indyjski), który uważa się za najbardziej zakaźny, choć niekoniecznie najbardziej zabójczy.
Dlaczego więc Brytyjczycy znoszą restrykcje? Ponieważ obecnie wzrastająca liczba zakażeń niespecjalnie przekłada się na liczbę zgonów, a to ich przecież chcemy uniknąć. 20 lipca odnotowano 96 zgonów powiązanych z COVID-19, co jak na razie jest najwyższym wynikiem podczas czwartej fali. Jednak w czasie drugiej fali liczba dziennych zgonów sięgała prawie dwóch tysięcy. To jak na razie zupełnie nieporównywalne liczby.
To oczywiście efekt zaawansowanej akcji szczepień na Wyspach. Pierwszą dawkę przyjęło tam już dobrze ponad dwie trzecie społeczeństwa. W pełni zaszczepionych jest znacznie ponad połowa. Wielka Brytania pod tym względem jest jednym ze światowych liderów. Dwie trzecie nowych zakażeń dotyczą osób niezaszczepionych. Szczepionki stosowane na Wyspach, czyli te same, których używamy w Unii Europejskiej, nie gwarantują, że nie zakazimy się wariantem Delta, jednak drastycznie obniżają ryzyko zgonu, a także ciężkiego przebiegu choroby.
Podobnie jest w Izraelu, w którym akcja szczepień bardzo wyhamowała i odsetek osób zaszczepionych już od wielu tygodni utrzymuje się w okolicach dwóch trzecich. Liczba nowych zakażeń jest proporcjonalnie sześć razy niższa niż w Wielkiej Brytanii, jednak rośnie: 20 lipca zanotowano ich prawie 1,5 tys. W czerwcu nowe przypadki w 30–40 proc. dotyczyły zaszczepionych, jednak zgony na COVID-19 to obecnie zupełna rzadkość. Przeciętnie na COVID umierają tam dwie osoby dziennie, ale bywają dni, w których nie odchodzi nikt. Izrael zniósł niemal wszystkie restrykcje już w czerwcu. Zlikwidowano także obowiązek posiadania „zielonej przepustki”, która uprawniała do wejścia do niektórych miejsc publicznych. W ostatnim czasie część z nich jednak wróciła: mowa o noszeniu maseczek w zadaszonych miejscach publicznych oraz jednodniowej kwarantannie dla przyjeżdżających z zagranicy.
Białe plamy na szczepionkowej mapie
Polska jak na razie nie znajduje się na głównym szlaku pochodu nowego wariantu wirusa. Czwarta fala jak dotąd do nas jeszcze nie dotarła, co nie jest niczym zaskakującym, gdyż trzecia również doszła nad Wisłę z kilkutygodniowym opóźnieniem względem Wielkiej Brytanii. Dziennie notujemy około 100 nowych zakażeń i mniej niż 10 przypadków zgonów.
Są jednak też niepokojące informacje. Według ministra zdrowia Adama Niedzielskiego wyszliśmy już z „trendu bocznego” i w najbliższych tygodniach liczba zakażeń będzie rosnąć. Poza tym liczba zgonów wciąż jest zastanawiająco wysoka, jak na tak niską liczbę zakażeń. Notujemy tylko 4,5 razy mniej zgonów niż Wielka Brytania, choć liczba przypadków proporcjonalnie jest u nas prawie 300 razy mniejsza.
„Blisko 60 proc. zakażonych koronawirusem w wariancie Delta to osoby do 39. roku życia. W grupie najbardziej zaszczepionej, tj. od
60. roku życia, zakażenia wariantem Delta to jedynie 14 proc. Szczepionki chronią nas przed nowymi mutacjami koronawirusa” – napisał na Twitterze minister Niedzielski. Obecnie liczba zakażeń w poszczególnych grupach wiekowych jest negatywnie skorelowana z odsetkiem zaszczepionych – tzn. im wyższy odsetek, tym mniej zakażeń. Niestety, sama akcja szczepień nie przebiega tak szybko, jak pozwala nasz potencjał. Do 20 lipca w pełni zaszczepiono niecałe 43 proc. społeczeństwa. To wynik znacznie lepszy niż na Słowacji, w Rumunii czy nawet w Szwecji, jednak wyraźnie niższy niż w Niemczech czy Hiszpanii. Tak więc pod tym względem wypadamy przyzwoicie, ale od pełni szczęścia nadal jesteśmy daleko. Jak wyliczył „Dziennik Gazeta Prawna”, do odporności zbiorowej brakuje nam jeszcze 9 mln zaszczepionych.
Problemem jest również poziom zaszczepienia mieszkańców poszczególnych regionów kraju. A właściwie poszczególnych powiatów znajdujących się na wschodzie Polski. Na Podkarpaciu znajduje się kilkadziesiąt powiatów, w których zaszczepiono mniej niż 30 proc. populacji. Niewiele mniej leży w Podlaskiem i na Lubelszczyźnie. Sporo znajduje się ich też na wschodzie Małopolski. To niekoniecznie musi być efekt tylko niechęci do szczepionek mieszkańców wschodu naszego kraju, ale też niższego zagęszczenia ludności, co przekłada się na trudniejszy dostęp do punktów szczepień. Ewentualna czwarta fala pandemii może więc mieć charakter regionalny i objąć te części Polski, w których odsetek zaszczepionych jest najniższy. To by oznaczało, że uniknęlibyśmy ogólnopolskiego lockdownu, co oczywiście byłoby marnym pocieszeniem dla mieszkańców zamkniętych powiatów. Problemem pozostaje też niewystarczający poziom zaszczepienia seniorów – obecnie wynosi około dwóch trzecich, tymczasem w niektórych krajach UE (np. Irlandii, Danii czy Belgii) zbliża się do 100 proc.
Niespokojnie nad Sekwaną
Nie tylko Polska staje przed problemem niechęci wobec szczepień. Jest on obecny w większości państw UE, więc powraca w nich pomysł wprowadzania czegoś na kształt paszportów szczepionkowych. Największe emocje wzbudza to we Francji, gdzie prezydent Emmanuel Macron zapowiedział, że od sierpnia certyfikat szczepionkowy będzie obowiązkowy przy wejściu do kawiarni, restauracji, centrum handlowego, a nawet do placówek medycznych i pojazdów komunikacji zbiorowej. Wcześniej zacząć ma obowiązywać wymóg okazania zaświadczenia o szczepieniu przed wejściem do kin, teatrów i placówek kulturalnych.
Spotkało się to z dwojakim odbiorem. Krótko po wygłoszeniu deklaracji przez Macrona do szczepienia zapisało się kilkaset tysięcy Francuzów. Można więc powiedzieć, że jego wystąpienie przyniosło odpowiednie efekty. Równocześnie jednak sprowokowało ogromną liczbę innych Francuzów do wystąpień. W weekend po deklaracji Macrona na ulice francuskich miast wyszło w sumie nawet 100 tys. ludzi, protestujących przeciw segregacji obywateli. W niektórych miejscach w kraju, między innymi w Grenoble, doszło do niebezpiecznych incydentów – atakowano punkty szczepień. Sytuacja we Francji może się jeszcze zaognić, gdyż tamtejszy urząd ds. zdrowia publicznego postuluje wprowadzenie przymusu szczepień.
W Polsce jak na razie na takie rozwiązania się nie zanosi. Politycy partii rządzącej gdzie tylko mogą, deklarują, że nie zgodzą się dzielenie obywateli i wprowadzanie utrudnień dla niezaszczepionych. Chociaż tak na dobrą sprawę nad Wisłą już istnieją przywileje dla zaszczepionych, którzy nie są wliczani do limitu osób podczas wydarzeń zbiorowych czy wejść do placówek kultury. W praktyce jest to jednak średnio egzekwowane. Jedna z sieci kin oficjalnie wycofała się z oferowania dodatkowych miejsc dla zaszczepionych, gdyż spotkało się to, delikatnie mówiąc, z niechętnym odbiorem internautów.
Państwa, w których szczepienia przebiegają sprawniej, decydują się na jeszcze inne rozwiązanie. Mowa o podawaniu trzeciej dawki szczepionki, zwanej przypominającą. Tak robi już Izrael, który podaje trzecią dawkę osobom z obniżoną odpornością. W ostatnim czasie z tej grupy wyłączono jednak chorujących na raka, w przypadku których dawka „przypominająca” wywoływała pewne skutki uboczne. Szczepienia „przypominające” planuje wprowadzić również Wielka Brytania, a zatwierdziły je już Zjednoczone Emiraty Arabskie. Tym planom sprzeciwia się jednak Światowa Organizacja Zdrowia. A to dlatego, że brakuje szczepionek w krajach uboższych.
Afryka w tyle
W państwach rozwijających się poziom zaszczepienia obywateli jest dramatycznie niski. Widać to szczególnie w Afryce. Na południu kontynentu koronawirus rozprzestrzenia się bardzo szybko, tymczasem szczepionek brakuje. Jak pisałem, obecnie najwięcej zakażeń na świecie notuje się w Botswanie, jednak niewiele mniej jest ich w położonej zaraz obok Namibii. Tymczasem w Botswanie zaszczepiono niecałe 5 proc. populacji, a w Namibii ledwie 2 proc. Wirus szybko rozprzestrzenia się także w Ameryce Południowej – Argentynie, Brazylii i Kolumbii – gdzie jest znacznie bardziej śmiertelny niż obecnie w Europie. W państwach tych zaszczepiono kilkanaście procent obywateli. To także efekt niskiej dostępności skutecznych szczepionek, które zostały wykupione przez państwa najbogatsze. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego, Kanada zarezerwowała sobie dziewięć dawek szczepionki na mieszkańca, Wielka Brytania siedem, a Unia Europejska pięć. Na niedawnym szczycie G7 głowy najbogatszych państw świata zadeklarowały przekazanie w sumie prawie miliarda dawek dla programu Covax. Mechanizm ten, koordynowany przez Światową Organizację Zdrowia, ma za zadanie dostarczać szczepionki do państw ubogich, jednak jak na razie idzie mu to słabo. Tymczasem brak szczepień w krajach uboższych sprzyjać może powstawaniu nowych wariantów.
W nadchodzących tygodniach i miesiącach państwa rozwinięte będą więc próbowały oswajać wirusa. Szczepienia wraz z punktowymi restrykcjami być może pozwolą nam funkcjonować w miarę normalnie także podczas czwartej fali. Szczepionki nie gwarantują, że się nie zakazimy, ale chronią nas przed ciężkim przebiegiem choroby, hospitalizacją oraz śmiercią – i to w bardzo wysokim stopniu. Tak więc musimy się pogodzić z tym, że koronawirus będzie z nami obecny, ale dzięki nabraniu odporności zbiorowej będziemy mogli z nim w miarę normalnie żyć. Oczywiście wiele zależy od tego, czy do wczesnej jesieni uda się nam zaszczepić około dwóch trzecich Polaków. Jeśli nie, to wprowadzanie powiatowych lockdownów jest całkiem możliwe. Nie udało się nam zabić wirusa, ale być może uda się go oswoić. Dobre i to.