Logo Przewdonik Katolicki

Blachnicki na dziś

Krzysztof Jankowiak
fot. archiwum PK, Yuri-U/Adobe Stock

„O większości ochrzczonych właściwie nie należałoby mówić, że są chrześcijanami” – mówił ks. Franciszek Blachnicki. „Napędzamy wszystkich do sakramentów i zakładamy, że to już są wierzący. Nawet nie mamy odwagi pytać, jaką naprawdę mają wiarę”.

Księże, jeździ ksiądz autem? – No, jeżdżę. – To ja księdzu powiem, kto to jest Blachnicki. Ks. Blachnicki to ino gazu i gazu, a hamulca wcale nie używa.
Tak w rozmowie z jednym z księży scharakteryzował założyciela Oaz jego ordynariusz, ówczesny biskup katowicki Herbert Bednorz. Była to bardzo trafna ocena ks. Franciszka Blachnickiego, pełnego dynamizmu, nieustannie idącego do przodu, nieoglądającego się na trudności i przeszkody. Zarazem wyrażała pewną irytację biskupa, który mierzył się z dużą samodzielnością swego kapłana i w dodatku często musiał ks. Blachnickiego bronić – i to nie tylko wobec władz państwowych.
Dokładnie tak było w życiu ks. Blachnickiego. Wiele osób inspirował, pociągał do głębokiej wiary i zaangażowania w Kościół, a zarazem bywał nie do końca rozumiany, odczytywany powierzchownie, a jego koncepcje odnowy Kościoła często przyjmowano wybiórczo. I tak chyba zostało do dzisiaj.
Coraz więcej osób powołuje się na ks. Blachnickiego, jest on w jakimś sensie stawiany za wzór, ale jego myśl nie jest wcale tak dobrze znana, nie mówiąc już o jej pełnym wprowadzeniu w życie. Nie tak dawno jeden z publicystów stwierdził, że Kościołowi w Polsce potrzebny jest nowy ks. Blachnicki. Głęboko wierzących świadków wiary na pewno nigdy nie jest za dużo. Może jednak zamiast wzdychać do nowego Blachnickiego, spróbować na serio potraktować to, co ks. Franciszek Blachnicki proponował?

„Nie mamy odwagi pytać, jaką mają wiarę”
24 marca przypada 100. rocznica urodzin ks. Franciszka Blachnickiego, od jego śmierci minęły niedawno 34  lata. Jestem jednak mocno przekonany, że ks. Blachnicki nie jest człowiekiem z minionej epoki. Dopiero dziś widać, jak bardzo on swoje czasy wyprzedzał, jak bardzo to, co proponował, może stać się odpowiedzią na dzisiejsze problemy Kościoła – i to nie tylko Kościoła w Polsce. W ostatnich latach Ruch Światło-Życie rozwija się na niemal wszystkich kontynentach. Wspólnoty oazowe powstają w Chinach, na Filipinach, w Kenii, Tanzanii, Brazylii, Stanach Zjednoczonych. I można obserwować, jak myśl założyciela Oaz fascynuje ludzi, którzy nigdy o nim przedtem nie słyszeli i nie mają żadnych związków z Polską.
„O większości ochrzczonych właściwie nie należałoby mówić, że są chrześcijanami” – stwierdzał ks. Blachnicki. „Napędzamy wszystkich do sakramentów i zakładamy, że to już są wierzący. Nawet nie mamy odwagi pytać, jaką naprawdę mają wiarę”. Prawdziwość tych słów (wypowiedzianych kilkadziesiąt lat temu!) potwierdziła się w ostatnich latach, a szczególnie w ostatnich miesiącach. Ks. Blachnicki nie poprzestawał jednak na postawieniu diagnozy, proponował konkretne rozwiązania. Tym rozwiązaniem najpierw winna być ewangelizacja polegająca na zaproszeniu człowieka do podjęcia świadomej decyzji wyboru Jezusa. Chrześcijaństwo z tradycji, z urodzenia ma być zastąpione chrześcijaństwem opierającym się na osobistej decyzji.
Ks. Blachnickiemu jednak zdecydowanie obce było rozumienie ewangelizacji wyłącznie jako swego rodzaju eventów. Oczywiście wielkie wydarzenia mają sens, ale ewangelizacja może się odbywać tak samo przez rekolekcje czy przez osobiste świadectwo. To ostatnie jest szczególnie istotne dziś, gdy wiele osób nie przyjdzie na żadne wydarzenie organizowane pod auspicjami Kościoła. To wierzący chrześcijanie mogą przyciągnąć innych do Boga.
Obca założycielowi Oaz była też wszelka akcyjność. Ewangelizacja nie ma być akcją, a sposobem działania Kościoła – dobrze przygotowanym, systematycznie i konsekwentnie prowadzonym. Marzył, by każda parafia starała się docierać z Ewangelią do tych, którzy nie znają Boga. „Parafie w Polsce się kurczą. Mało jest parafii, gdzie przybywa wiernych. (…) Nie zauważa się w parafiach takiej dynamiki, żeby nie tylko udało się wstrzymać ten proces kurczenia się, ale go odwrócić przez zdobywanie nowych wiernych. W przeciętnej parafii polskiej nie ma dynamiki ewangelizacyjnej i nie ma jej też w życiu przeciętnego katolika” – to wypowiedź z 1982 r.
Jednak dla ks. Blachnickiego ewangelizacja nie była jakimś celem samym w sobie. Była ona zaledwie początkiem, można powiedzieć fundamentem. Ci, którzy uwierzyli, wybrali Jezusa, powinni zostać zaproszeni na drogę wzrostu w wierze. A tę drogę ks. Blachnicki też widział bardzo konkretnie: nie jako luźne pogawędki na temat wiary, ale jako bardzo konkretną formację, której owocem będzie oparcie życia na Słowie Bożym, modlitwie rozumianej jako prawdziwa rozmowa z Bogiem, sakramentach, nieustanna przemiana życia prowadząca do dawania świadectwa o Jezusie i podejmowania służby na rzecz wspólnoty i świata.

Sięgać do tego, co sprawdzone w Kościele
Potrzebę ewangelizacji zaczyna się coraz bardziej w Kościele rozumieć, co jest oczywiście owocem nauczania ostatnich papieży. Ciągle jednak nie ma świadomości tego, co powinno być po ewangelizacji. Przed kilkunastu laty w jednej z diecezji kuria zaproponowała, aby w parafiach w Wielkim Poście zamiast tradycyjnych rekolekcji parafialnych przeprowadzono rekolekcje o charakterze ewangelizacyjnym, po których w parafiach powstałyby wspólnoty. Do współpracy zaproszono wspólnoty zajmujące się ewangelizacją. Pomysł bardzo interesujący, autorzy skądinąd wskazywali na inspirację ks. Blachnickim, tyle że jak to niestety często bywa, jego myśl potraktowano powierzchownie i wybiórczo. Rekolekcje w kilkunastu parafiach się odbyły, ale grupom utworzonym po rekolekcjach nie zaproponowano żadnej konkretnej drogi formacyjnej (kuria obiecywała, że coś opracuje). W efekcie nowo powstała wspólnota przetrwała tylko w parafii, w której rekolekcje prowadził Ruch Światło-Życie, bo on oczywiście konkretną propozycję formacji zaoferował.
Takie niepełne przyjmowanie wizji ks. Blachnickiego – niekiedy nawet poprawianie jej na zasadzie „ja wiem lepiej” – zdarza się całkiem często. Jest to swoisty paradoks, bo sam ks. Franciszek Blachnicki nie tworzył formacji chrześcijańskiej według własnych pomysłów, choć będąc świetnym teologiem pastoralistą, miałby do tego wszelkie predyspozycje. Uważał jednak, że należy sięgać do tego, co już sprawdzone w Kościele. Formacja oazowa bardzo wiele zaczerpnęła z rozmaitych ruchów, nie tylko zresztą katolickich, głównym źródłem inspiracji są dla niej jednak Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych – znakomity dokument ukazujący drogę przygotowania dorosłych do przyjęcia chrztu. Założyciel Oaz uważał, że każdy chrześcijanin powinien przejść taką drogę, a więc osoby, które przyjęły chrzest jako dzieci, powinny przeżyć ją w wieku dorosłym. Cóż, Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych są stosowane w przygotowaniu przedchrzcielnym dorosłych tylko w części polskich diecezji, choć od ich oficjalnego wprowadzenia w Polsce mijają 34 lata.
Ks. Franciszek Blachnicki jednak nie czekał na ukazanie się polskiego przekładu Obrzędów…, tylko natychmiast, korzystając z łacińskiego oryginału, całkowicie przebudował formację w Ruchu Światło-Życie. To był typowy styl działania założyciela Oaz – wrażliwość na znaki czasu, szczególnie wsłuchiwanie się w inspiracje płynące z Watykanu i niezwłoczne wprowadzanie ich w życie. Nie chodziło przy tym tylko o słuchanie polskiego papieża. Obrzędy… ukazały się w 1972 r., a więc za pontyfikatu Pawła VI. Zdecydowanie warto, by taki sposób myślenia stawał się czymś normalnym w polskim Kościele.

Ewangelizacja musi odpowiadać na dzisiejsze problemy
Przeżywanie formacji będącej drogą do dojrzałości w wierze założyciel Oaz widział jako propozycję dla wszystkich wierzących. Każdego chciał widzieć we wspólnocie, która jest dla niego środowiskiem wzrostu w wierze.
Warto odnotować, co mówił o parach żyjących bez ślubu, które chcą po jakimś czasie zawrzeć małżeństwo kościelne: „Przychodzili do kościoła ludzie bez wiary, żyjący jak poganie i chcieli wziąć ślub kościelny ze względu na jakieś tradycje, nacisk rodziny, itp. Proponowano im rozpoczęcie okresu pogłębienia wiary, takiego katechumenatu, a dopiero potem zawarcie związku małżeńskiego. Oni faktycznie już razem żyli i już w jakimś sensie byli małżeństwem, bo przecież nawet poganie zawierają małżeństwa. Uczestniczyli więc w nabożeństwach z modlitwą, z czytaniem i rozważaniem słowa Bożego, z udzieleniem błogosławieństwa na drogę przygotowywania do odnowy chrztu i na końcu do sakramentu małżeństwa”.
To była relacja z praktyki francuskiej, gdyż w Polsce nie było to wówczas problemem na większą skalę. Czy jednak dziś nie warto byłoby tak właśnie przygotowywać do małżeństwa i u nas? Organizujemy kursy przedmałżeńskie przekazujące treści bardzo często odrzucane przez ludzi, którzy nie mają fundamentu wiary. Może więc lepiej popracować nad tym fundamentem?
Ks. Blachnicki wielką wagę przykładał do tego, by Ewangelia przenikała codzienne życie chrześcijan, by pobudzała ich do aktywnej obecności w świecie. „Ewangelizacja, która pomija aktualne problemy dręczące człowieka i nie ukazuje drogi do ich rozwiązania, która porusza tylko uczucia i postuluje ucieczkę od życia, nie pociągnie współczesnego świata” – pisał.
Jednak jasno pokazywał, że każde zewnętrzne zaangażowanie powinno się opierać na osobistej przemianie życia. „Źródłem naszej niewoli, naszego zniewolenia jesteśmy my sami, źródło zniewolenia znajduje się w nas. Niewola zewnętrzna, niewola narzucona nam przez obce, wrogie moce jest tylko następstwem, konsekwencją niewoli, którą sami sobie narzucamy. Niewoli grzechu, różnych namiętności, niewoli zła, zakłamania i przede wszystkim niewoli lęku i strachu. Trzeba to powiedzieć jasno, że największym wrogiem i zagrożeniem naszego narodu nie jest mocarstwo sąsiadujące z nami, które realizuje swoje imperialistyczne plany. Największym wrogiem nie jest partia komunistyczna, sprawująca władzę przy pomocy olbrzymiego aparatu terroru służby bezpieczeństwa. Największym naszym wrogiem jest strach, który zagnieździł się w naszych sercach i który nie pozwala nam odrzucić kłamstwa i grzechu, który nie pozwala nam żyć w wolności synów Bożych”.
Dziś nie ma partii komunistycznej, nie ma obcego mocarstwa (w każdym razie tamtego), jednak sfera publiczna wcale nie jest zdrowa. Ci, którzy na tym polu działają (w tym również niestety katolicy), raczej kojarzą się z gorszącymi niż budującymi zachowaniami. Wskazywany przez założyciela Oaz problem zakłamania, strachu, zniewolenia grzechem pozostał.

Długa modlitwa na koniec dnia
Gdy opublikowano fragmenty dzienników, które prowadził przez większość życia ks. Blachnicki, wiele osób było zaskoczonych głębią jego życia duchowego. „Nie znaliśmy go od tej strony” – stwierdził wtedy jeden z biskupów.
Nie było to jednak zaskoczenie dla osób zaangażowanych w ruch oazowy. Ks. Henryk Bolczyk, moderator generalny Ruchu Światło-Życie w latach 90., wspomina: „Znałem również i tę stronę jego życia, że był to człowiek modlitwy. Jego wielkie twórcze spotkania na Kopiej Górce [w centrum ruchu oazowego – przyp. KJ] nigdy nie kończyły się inaczej, jak osobistą, trwającą kilkadziesiąt minut modlitwą na klęczkach przed Najświętszym Sakramentem. To nie było tajemnicą. Myśmy widzieli, że cokolwiek by się w ciągu dnia działo, on to wszystko finalizował, pieczętował długą modlitwą wieczorną. Pokazywał w ten sposób, że sprawy kończy się prawdziwie, kiedy się odda Panu Bogu. I kiedy odda Mu się na przyszłość”.
Ks. Blachnicki uczył osobistej modlitwy rozumianej jako dialog z Bogiem, żywy, osobowy kontakt z Nim. „Nie wystarczy uczenie pacierza. Nie wystarczy nauczyć się na pamięć pewnych modlitw” – mówił. Formę modlitwy, którą proponował, nazwał Namiotem Spotkania, w nawiązaniu do Księgi Wyjścia (Wj 33, 7–11). Proponował modlitwę, która jest wyjściem „poza obóz” i rozmową z Bogiem „twarzą w twarz jak się rozmawia z przyjacielem”. Rozmawiałem niedawno z młodym księdzem, który kilka lat temu uczestniczył w rekolekcjach oazowych dla młodzieży w ramach praktyk kleryckich. Mówił, że właśnie Namiot Spotkania był jego osobistym owocem tych rekolekcji, praktykuje go do dziś.
I chyba właśnie modlitwa jest podstawowym kluczem do osoby ks. Franciszka Blachnickiego. Jako człowiek zawsze otwarty na nowe wezwania, nieprzywiązujący się do dotychczasowych form, w tym do własnych pomysłów, nie oczekiwałby dzisiaj niewolniczego kopiowania wypracowanych przezeń koncepcji. Jak jednak odróżnić to, co trzeba odrzucić od tego, co należy zachować? On znajdował odpowiedź na to, stając na modlitwie przed Bogiem.

Ks. Franciszek Blachnicki 
urodził się 24 marca 1921 r. w Rybniku. W młodości deklarował brak wiary. Aktywnie działał w harcerstwie – to doświadczenie okazało się bardzo ważne w jego późniejszym życiu. Jako cel stawiał sobie wypracowanie silnej osobowości i snuł wielkie plany budowania nowego, pięknego świata. W 1939 r. brał udział w walkach z armią niemiecką i dostał się do niewoli. Po ucieczce włączył się w działalność podziemną. Po aresztowaniu w 1940 r. został najpierw wysłany do obozu koncentracyjnego w Auschwitz (numer 1201), a następnie przeniesiony do więzienia w Katowicach i skazany na śmierć. Spędził 90 dni w celi śmierci i w tym czasie dokonało się jego nawrócenie. Po latach pisał: „«Wtedy byłem jak ślepy, On przywrócił mi wzrok». Stało się to nagle, w jednej sekundzie (…) W tym momencie wstałem z miejsca, zacząłem chodzić po celi i powtarzać sobie cięgle: wierzę, wierzę, wierzę. Nie wiedziałem jeszcze, w co wierzę. Potem starałem się z czymś porównać to przeżycie. To było tak, jakby ktoś w ciemnej celi przekręcił kontakt. Nagle zalało ją światło (…)”. To właśnie wówczas postanowił oddać życie na służbę Bogu. Otrzymał ułaskawienie i do końca wojny przebywał w różnych więzieniach.
Po wojnie wstąpił do seminarium i 25 czerwca 1950 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Pracował jako wikariusz w kilku parafiach diecezji katowickiej. Miał szczególny dar pracy z młodymi ludźmi, zarówno z ministrantami, jak i młodzieżą pracującą. Pomagał im budować bliską relację z Bogiem i zachęcał do pracy nad sobą. W tym czasie zaczął rozwijać nową metodę prowadzenia rekolekcji dla młodych ludzi, tzw. rekolekcje przeżyciowe, oparte nie tylko na słuchaniu nauk, ale na doświadczeniu jedności z Bogiem i innymi ludźmi. Te doświadczenia w połączeniu z entuzjazmem dla posoborowej odnowy liturgicznej dały początek nowemu systemowi formacyjnemu, który później nazwano Ruchem Światło-Życie (ruchem oazowym), gromadzącym obecnie ludzi w różnym wieku i różnego stanu: dzieci, młodzież, dorosłych, rodziny, kapłanów, zakonników i zakonnice oraz członków świeckich instytutów życia konsekrowanego, rozwijającym się dynamicznie w ostatnich latach na wszystkich kontynentach.
Ks. Blachnicki działał także aktywnie na polu społecznym. Zainicjował Krucjatę Wyzwolenia Człowieka – ruch walczący z wadami społecznymi i uzależnieniami, zwłaszcza z alkoholizmem. Był także twórcą Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów – stowarzyszenia przeciwstawiającego się zniewoleniu komunistycznemu i propagującego katolicką naukę społeczną.
W 1981 r., kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny, ks. Blachnicki przebywał za granicą. Ponieważ nie mógł wrócić do Polski (zostałby natychmiast aresztowany), rozpoczął się dla niego nowy okres życia; ostatecznie osiadł w Carlsbergu w Niemczech i założył tam Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji. Stało się ono duchowym centrum, promieniującym wiarą i chrześcijańską wolnością, dla polskich emigrantów mieszkających w Niemczech i innych krajach Zachodu. Ks. Blachnicki zmarł w Carlsbergu 27 lutego 1987 r. Jego grób został w 2000 r. przeniesiony do kościoła parafialnego w Krościenku nad Dunajcem, gdzie znajduje się Centrum Ruchu Światło-Życie.
W 1995 r. rozpoczęto proces beatyfikacyjny ks. Blachnickiego. W 2015 r. papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności cnót.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki