Logo Przewdonik Katolicki

Aby spotkać Boga, musisz spotkać siebie

Anna Druś
fot. Elena Aseeva Adobe Stock

O trudnościach ze skupieniem na modlitwie, mądrej miłości własnej i o tym, że Pan Bóg jest ciekawy tego, co się w nas dzieje, z kapucynem o. Piotrem Wardawym rozmawia Anna Druś

Wiele osób zniechęca się do modlitwy czy medytacji z powodu nieustannej gonitwy myśli, jaką przeżywają, ilekroć siadają przed Bogiem. Czy w takim chaosie, jaki jest w nas, można w ogóle Go spotkać?
– Na modlitwie, w której spotykamy własny chaos, warto rozróżnić pewne rzeczy. Przede wszystkim nie nazywać samego siebie „gonitwą myśli”, nie utożsamiać siebie z tym, bo ja nie jestem swoimi myślami, to tylko jedna z rzeczy, które zauważam w sobie. Podejdźmy do siebie z miłością, trochę jak do drugiego człowieka, przyjaciela. Zauważmy samego siebie jako osobę, która ma rozproszenia, jakieś pragnienia, trudności na modlitwie.
 
Innymi słowy mamy pokochać swój chaos?
– Jest taka pokusa dewaluowania samego siebie na modlitwie, pomijania, robienia wielu rzeczy bez zaangażowania samych siebie. Uważam, że podstawową rzeczą w modlitwie wewnętrznej jest cierpliwość do samego siebie, do swoich słabości. Oraz miłość do samego siebie, który przeżywa określone rzeczy, który ma trudności. Cokolwiek się dzieje – zauważam to, nie zmieniam tego na siłę, przyjmuję. Nie wtłaczam się w jakąś konkretną formę, tylko raczej jestem ciekawy tego, co jest we mnie. Można się oczywiście zmuszać do wielu rzeczy, do niektórych nawet trzeba, np. większej koncentracji w czasie jazdy samochodem, ale w podejściu do naszego wnętrza bądźmy delikatni. Ono jest żywą, czułą wrażliwą tkanką. Przyjmijmy zasadę, że im więcej trudności w sobie napotykamy, tym więcej miłości do siebie potrzebujemy. Jednocześnie ciekawi tego, czego jeszcze o sobie nie wiemy.
 
Dlaczego w ogóle warto być dla siebie dobrym na modlitwie, przecież w niej chodzi o Pana Boga?
– Powiem tak: nam na modlitwie chodzi o Boga, a Bogu na modlitwie chodzi o nas. Tu dotykamy tajemnicy Obecności. Trochę tak jak spotykamy się z przyjaciółmi. Wartością jest, gdy jedna i druga osoba są w pełni obecne. Idąc na spotkanie z przyjacielem, muszę wykonać rodzaj wewnętrznej pracy, być skupionym i wiedzieć, co chcę mu powiedzieć, jak się czuję, co teraz przeżywam, umieć go słuchać, reagować na niego; dostosować swoje zachowanie do tego, aby spotkanie „zadziało się”. Gdy jesteśmy dobrzy dla siebie, wrażliwi na samych siebie, wtedy jesteśmy bardziej wrażliwi na drugą osobę. Podobnie dzieje się na modlitwie. Któryś ze świętych zauważył nawet, że skupienie jest początkiem modlitwy. Żeby zatem stanąć wobec Pana Boga, muszę… w ogóle stanąć – zatrzymać się, być obecnym. Bardzo mi się to kojarzy z pytaniem, jakie Pan Bóg zadał Adamowi w raju tuż po grzechu pierworodnym.
 
„Gdzie jesteś?”
– Otóż to. Pan Bóg spotykając się z nami na modlitwie, też nas pyta: „gdzie jesteś?”. Czyli „jak siebie przeżywasz teraz? Co jest w tobie?”. Pan Bóg jest nas ciekawy. W Ewangelii według św. Marka, najkrótszej ze wszystkich, Jezus stawia aż 47 pytań różnego rodzaju. A pytania mają to do siebie, że aby na nie odpowiedzieć, muszę najpierw usłyszeć odpowiedzi w samym sobie, muszę być siebie ciekawy, aby nie powtarzać ciągle tych samych formuł, używać tych samych schematów myślowych. Pana Boga nie interesuje to, co powszechnie wiadomo, ale to, jak ja aktualnie przeżywam daną chwilę.
 
No dobrze, ale jak potem odróżnić własne myśli od tego, co Bóg chce powiedzieć? Przecież „myśli Jego nie są myślami naszymi”?
– Kluczową rzeczą na medytacji jest zauważenie jakiegoś rodzaju tajemnicy w samym sobie. Dostrzeżenie, że właściwie nie wiem wszystkiego na swój temat; że jest we mnie jakieś centrum, które pragnie i doświadcza. Gdy otwieram się na tę tajemnicę, na to, czego jeszcze nie wiem – to tam spotykam się z Panem Bogiem. Spotkanie dokonuje się wówczas, gdy jestem otwarty na ową tajemnicę. W niej Bóg przemawia do nas poprzez jakiś rodzaj intuicji, przeczucia, pragnienia, naszą tęsknotę za czymś więcej i bardziej. Dotyka nas przez wrażliwość własnego ciała, np. gdy czujemy, że coś nam się w środku układa, doświadczamy jakiegoś rodzaju poruszenia, może ulgi, ukojenia, pokoju. Gdy przychodzi głęboki, wewnętrzny pokój, to jest to jeden z darów Ducha Świętego. I jest sygnałem tego, że Pan Bóg jest obecny, że spotkaliśmy się z Nim.
 
Są jeszcze jakieś inne „objawy”?
– Bóg przychodzi zawsze jako nowe, żywe Słowo, dlatego warto mieć w sobie otwartość na jakieś wewnętrzne poruszenia, które może nie są w zgodzie z naszymi przekonaniami. Warto mieć uważność na takie wewnętrzne poczucia mające znamiona nowości i po prostu pobyć z nimi. Nie szukać na siłę odpowiedzi, nie formułować od razu jakichś wniosków, tylko po prostu pobyć ze sobą. Tak jak jesteśmy z drugą osobą, z przyjacielem. Jest on, jestem ja. Takie pobycie ze sobą na modlitwie w duchu akceptacji, z łagodnością i ciekawością samych siebie sprawia, że Pan Bóg w nas zaczyna po prostu mówić. Nie ma lepszego środowiska dla modlitwy jak miłość, a szczególnie miłość tego, co w nas trudne.
 
Wspomniał Ojciec o tym, że są rzeczy, do których w życiu duchowym warto się zmusić.
– Mówiąc „zmusić się”, nie miałem na myśli jakiegoś łamania siebie, tylko jakiś rodzaj przekraczania siebie. Często przecież czujemy, że chcemy się modlić, ale coś nas ciągle odciąga, ciągle coś jest ważniejsze. Właśnie wtedy warto powiedzieć sobie: zostaw na chwilę tamtą sprawę, załatw ją później, a daj sobie przestrzeń na nicnierobienie, by to wnętrze mogło popracować, żebyś mógł się spotkać z samym sobą i Panem Bogiem. Czasem musimy zmuszać się do pewnych rzeczy, zwłaszcza gdy pojawiają się lęki przed zajęciem się jakąś wewnętrzną sprawą. Wtedy dobrze przytrzymać siebie, żeby się z tym zmierzyć. Ale – nie łamiąc kości. Ważna jest cierpliwość. Zmiany wewnętrzne nie dokonują się jak w komputerze, za jednym kliknięciem. Jesteśmy żywymi organizmami; osobami, które mają swoją dynamikę, tempo zmiany, potrzebują odpowiedniego czasu. Naszego serca nie trzeba zmuszać, by dążyło do rozwoju i dobra. Wystarczy, że stworzymy mu dobre warunki, a ono samo nam wskaże krok, tempo, sposób postępowania wobec samego siebie. Ta wrażliwość na samego siebie jest kluczowa.
 
No dobrze, ale czym się różni ta wrażliwość na siebie od egoizmu? Wspomina Ojciec o tym w swojej najnowszej książce.
– Egoizm jest rodzajem miłości zamykającej nas na pełne przeżywanie życia. Gdy jesteśmy egoistami, mamy np. takie wyobrażenie, że tylko jedna rzecz da nam szczęście. Egoizm więc tak naprawdę nas zamyka, odcina i ogranicza. Sprawia, że zamiast cieszyć się życiem, doświadczać jego piękna i dobra, zamykamy się tylko w jego małej cząstce. Korzystamy z jego możliwości w małym zakresie. Dobre zajmowanie się sobą różni się od egoizmu tym, że w odpowiedni sposób poświęcamy sobie czas, nie przypadkowy. Dobre skupienie się na sobie możemy poznać po tym, że w efekcie wychodzimy do innych, potrafimy budować lepsze relacje, więcej dać z siebie w życiu, jesteśmy bardziej skuteczni w dobrym działaniu. Po prostu prawdziwa dobra miłość samego siebie nie zamyka nas, ale otwiera: na samych siebie, innych ludzi i Pana Boga.
 
Czy są jakieś punkty, po których możemy ocenić samych siebie, czy to jest ta dobra miłość własna czy już egoizm? Czy są jakieś objawy trwania w egoizmie?
– Dobrym kluczem jest przede wszystkim „poznanie po owocach”, jak to mówi Pan Jezus. Jeśli widzimy, że to nasze zajmowanie się sobą sprawia, że w życiu jest nam coraz gorzej, coraz bardziej nie potrafimy dogadać się z ludźmi czy wycofujemy się albo rodzi się lęk – to są ważne symptomy tego, że coś nie działa. Natomiast objawem dobrej miłości własnej może być to, że ludzie nas lepiej odbierają. Lubię to ilustrować przykładem człowieka, który gra na skrzypcach. Aby dać dobry koncert dla innych, najpierw musi się sam zamknąć w pokoju i ćwiczyć. Można powiedzieć: musi skupić się na sobie, na wyćwiczeniu tego, co dobre, by było jeszcze lepsze. Ale nie robi tego dla siebie, ostatecznie przecież robi to dla innych. Tak samo z naszym życiem duchowym. Nie skupiamy się na sobie dla samych siebie, ale aby spotkać Boga, usłyszeć Go i wyjść do innych. Modlitwa chrześcijańska ma prowadzić do coraz większej fascynacji kontaktem z Bogiem i odkrycia bogactwa, jakim jestem. Dobra modlitwa chrześcijańska sprawia, że mam w sobie coraz więcej życia, inicjatyw, energii. Dobre skupienie na sobie na modlitwie poznamy więc po tym, że czujemy coraz większe pragnienie życia i działania.
 
Zastanawiam się, na ile te nasze obecne problemy na modlitwie biorą się ze sposobu, w jaki żyjemy, a na ile ludzie zawsze je mieli?
– Prawdopodobnie sam problem z modlitwą jest taki sam, jak był zawsze, natomiast rzeczywiście teraz nam jest coraz trudniej być skupionym, być w kontakcie z samym sobą. Rozwój technologii, mediów, urządzeń, nadmiar bodźców sprawiają, że ciągle jesteśmy gdzieś myślami, ciągle czymś się zajmujemy i coraz trudniej nam pobyć z samym sobą tak po prostu, a przez to nie potrafimy być obecni w kontakcie z drugim człowiekiem i z Bogiem. Ciągle coś się dzieje, mamy nadmiar informacji, które ciągle przekierowują nas na zewnątrz, uniemożliwiając bycie tu i teraz. A to w tym byciu tu i teraz Pan przemawia najmocniej.
 
Podejrzewam, że wiele osób choćby do wieczornej modlitwy siada tuż po odłożeniu smartfona…
– Tak, dokładnie. Przez to naszą uwagę trudniej skierować do wewnątrz. W modlitwie najpierw potrzebne jest bycie wewnątrz, w samym sobie. Zajmowanie się innymi ludźmi, sprawami przeszkadza w modlitwie, gdy zapominamy o sobie i przez to nie znamy siebie. Nawiązałbym tu nawet do pierwszego przykazania, które brzmi „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (zob. Mt 22, 37–40). Żeby kochać Boga najpierw muszę poznać całe swoje serce, uporządkować umysł, być świadomym swoich sił, czyli muszę być bardzo skupiony na sobie, żeby potrafić być skupionym na Panu Bogu.
 
Tylko jak to zrobić? Ograniczyć używanie technologii, żeby lepiej się modlić?
– Najważniejsze to nie chcieć siebie od razu zmieniać, tylko punkt pierwszy: przyjąć siebie, pokochać siebie takiego, jakim się jest w tym momencie. I obserwować, co dalej się dzieje. Dlatego zamiast narzucania sobie nowych zadań, jak ograniczanie czasu na smartfona, zacząłbym od tego, żeby z tematu „wpływ smartfona na moje  skupienie” zrobić przedmiot rozmowy z Panem Bogiem. Wyznać Mu to: „Wiesz co, ciągle ta komórka mnie zajmuje, mam chęć ją nieustannie przeglądać, rozprasza mnie”. Nie zmieniajmy na razie tych nawyków, tylko zacznijmy o nich rozmawiać z Bogiem. Szczera rozmowa z Bogiem jest najlepszym punktem wyjścia do wprowadzania zmian. Wówczas już nie działamy sami, ale z Nim. Szczera relacja z Bogiem sprawia, że zaczynamy dostrzegać kolejne kroki, nowe możliwości. Podejdźmy do siebie z łagodnością i cierpliwością, a On podpowie, co robić dalej.
 
PIOTR WARDAWY OFMCap
Wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów Prowincji Warszawskiej w 1996 r., święcenia prezbiteratu otrzymał w 2004 r. Był m.in. duszpasterzem bezdomnych przy jadłodajni przy warszawskim klasztorze oo. Kapucynów na Miodowej, duszpasterzem byłych więźniów w Czerwonym Borze, posługiwał też w Ośrodku Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu. Od lipca 2018 r. podejmuje posługę w domu rekolekcyjnym w Centrum Duchowości „Honoratianum” w Zakroczymiu. Zajmuje się indywidualnym towarzyszeniem duchowym, prowadzi rekolekcje oraz warsztaty. Posiada certyfikat Trenera Focusingu przyznany przez The International Focusing Institute. Właśnie ukazała się jego książka Kiedy Słowo staje się ciałem. Wskazówki do medytacji, wydana przez Centrum Duchowości Honoratianum
 

 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki