Logo Przewdonik Katolicki

Ludzka kruchość i system, który choruje

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Jest to tak kuriozalne, że trudne do uwierzenia na początku trzeciego dziesięciolecia XXI wieku

Staram się unikać tekstów operujących zbyt dosłownymi przykładami z mojego własnego prywatnego życia. Tym razem naruszę tę zasadę – w imię wyższego dobra.
Od pół roku nękają mnie pewne dolegliwości. Nie tylko nie zostały one powstrzymane, ale ich natura umyka lekarskim diagnozom. Jestem odsyłany od jednego specjalisty do drugiego. Każdy z nich ma wątpliwości, czy to, co się ze mną dzieje, należy do jego specjalności.
Dodam na początek, że nie ma to nic wspólnego z Covidem. Ale nieprzypadkowo napisałem o tym teraz. Poczułem własną kruchość wobec potęgi biologii, ale i wobec absurdu machiny służby zdrowia. 
Dziś odczuwamy to wyjątkowo mocno. Teraz już każdy z nas zna kogoś, kto padł ofiarą pandemii. Jest wśród nich wiele postaci znanych powszechnie. No i znamy też ludzi, którzy na skutek pandemii mają utrudniony  dostęp do służby zdrowia, bo tak się złożyło, że chorują na coś innego niż koronawirus. Już absurdalna zasada, że nie wpuszcza się do wielu placówek służby zdrowia ludzi z temperaturą, jest przedsmakiem piętrzących się przed nimi schodów. Gdzie jest ich miejsce jak nie u lekarza właśnie? Sam idąc do prywatnej przychodni, przeżyłem stres, kiedy odkryłem u siebie 37,1. Zbijałem tę gorączkę przez pół dnia w panice.
Teraz czeka nas nowe wyzwanie. Mam w swojej rodzinie dziecko, którego ojciec jest święcie przekonany, że trzeba się zaszczepić, a mama – wręcz przeciwnie. Co się stanie 
z ich synem? Dylematy związane 
ze szczepionką rozumiem. Zarówno obawę przed nią samą, jak i strach przed tym, co będzie, jeśli większość się nie zaszczepi. „Skutki uboczne choroby są groźniejsze niż skutki uboczne szczepionki” – tłumaczy znajoma lekarka. Nie przekona wszystkich. 
Ale kiedy wsłuchuję się w harmonogramy „narodowego programu szczepień”, doznaję jeszcze innego wrażenia niż rozterki związane z pytaniem: „szczepić się czy nie?”. Myślę sobie: „cały ten system nie zadziała”. Niezależnie od tego, czy sama szczepionka zawiedzie, czy nie, to potrwa nie miesiące, a lata. Maszyneria zatka się przy pierwszym natłoku chętnych. 
Niby prawie każdy choruje, a jednak nigdy w III RP chorzy z ich rodzinami nawet nie stanowili skutecznego lobby. Bo nie chorujemy cały czas, 
bo wierzymy, że nas to nie spotka, 
a jak już spotyka, że szybko przejdzie, więc lepiej zajmować się życiem bez chorób. Zawsze lansowałem tezę, że dopóki w Polsce pacjenci, łącznie 
z dziećmi, nie są w stanie doczekać się szybkich operacji ratujących życie, z wielu rzeczy trzeba zrezygnować. Choćby ze stadionów za publiczne środki.
Żaden obóz polityczny na takie myślenie nie postawił. Chociaż dziś opozycja piętnuje rządzących za zapaść szpitali, za wielogodzinne kolejki karetek z pacjentami czekającymi na przyjęcie. Jest to tak kuriozalne, że trudne do uwierzenia na początku trzeciego dziesięciolecia XXI wieku. A jednak to nasz wspólny dorobek. Pracowaliśmy na niego razem – głównie bezczynnością, małostkowością, zaniechaniami. 
Czy teraz jeśli będę życzył wszystkim, którzy to czytają, aby ta niemożność została przełamana, ktoś to weźmie serio? Przecież wszyscy wiedzą, że „system” pochłania coraz więcej pieniędzy, a służba zdrowia na całym świecie staje się coraz droższa, nieprzejrzysta, trudna nawet do skutecznego skontrolowania. 
Zaryzykuję: życzę. I nie będę się wdawał w debaty, czy polscy lekarze to bohaterowie tłamszeni przez małoduszne państwo, czy przeciwnie małoduszni dekownicy. Obie wersje są bolesnym uproszczeniem. Po prostu spróbuję sobie wyobrazić system, który uwzględnia ludzką kruchość, bezradność, strach, kiedy się z nim zderzamy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki