Nie masz na świecie takiej siły, która zdolna byłaby zatrzeć w nas całkowicie podobieństwo Boże. Nie uczynią tego nawet tragiczne wysiłki pesymistów i zgorzknialców, dopatrujących się w twarzy ludzkiej śladów nieludzkich. Nawet sprzysiężenie milczenia o Bogu. Nawet planowe wychowanie ateistyczne. Krew Boża odezwie się w człowieku wpierw czy później. Sam dosłuchasz się tętna tej krwi w ciemnościach zwątpienia i rozpaczy.
„Wstanę i pójdę do Ojca!”. Nie zdołasz, Ojcze, wyrzec się Twego dzieła i Twego ojcostwa. Nie jestem wszechmocny, bym zdołał zniweczyć w sobie Twoje ojcostwo. Weźmiesz mnie w ramiona, jak dobry Samarytanin, opatrzysz rany moje, wlejesz w nie oliwę pokoju i powiesz: „Żyj!”. Bo Ty nie chcesz śmierci. Jesteś Bogiem żywych, a nie umarłych. A ja, dziecko Twoje, nie mogę umrzeć, nie chcę umrzeć. W tej woli życia raz jeszcze poznajemy się wzajemnie: Ojciec żywych i nieśmiertelny konający.
Żywy Ojcze żywych! Przez morze cudów przeprowadziłeś Syna swego, Słowo Przedwieczne, aby ciałem się stało, aby zamieszkało między nami i stało się Synem Człowieczym, który opowie nam wszystko o Tobie, Ojcze! Prawdziwie, Bóg-człowiek w ramionach Dziewicy jest najoczywistszym obrazem Twego ojcostwa.