Jest taki mem sprzed kilku lat. Na zdjęciu dwoje celebrytów, którzy właśnie się rozstają. I podpis w postaci krótkiego dialogu: „Nie będę z Tobą rozmawiać!”. „A ja nie chcę, żebyś ze mną rozmawiała”.
Ten paradoksalny dialog o braku rozmowy można odnieść nie tylko do byłej już pary widocznej na fotografii. Wydaje się niepokojąco aktualny w obecnej sytuacji w Polsce. Gołym okiem widać, że brakuje dialogu. Pytanie jednak, czy ktokolwiek odczuwa jego potrzebę. Jak daleko jest od stwierdzenia braku rozmowy do pragnienia jej podjęcia? Poszczególni ludzie i tworzone przez nich związki oraz społeczności mają pod tym względem rozmaite doświadczenia. Czasami do nawiązania dialogu dochodzi szybko.
Bywa jednak, że człowiek z człowiekiem nie rozmawia bardzo długo. Zdarza się, że przez dekady, a nawet przez większość życia. Dotyczy to pojedynczych osób, ale również całych, wielkich i licznych grup, środowisk, wspólnot. Tysiące ludzi potrafią latami żyć obok siebie, nie prowadząc jakiegokolwiek dialogu. Nie odczuwając jego potrzeby. Ignorując istnienie tych „innych”. Zamykając się we własnym gronie. Budując mury i zasieki. Ustanawiając mniej lub bardziej formalne straże, które pilnują, aby pomiędzy członkami dwóch (albo i znacznie większej liczby) grup nie dochodziło do jakichkolwiek zbliżeń i kontaktów. Aby żyli osobno, sami dla siebie, bez otwierania się na innych.
Apel i...
„Wzywamy wszystkich do podjęcia rzeczowego dialogu społecznego, do wyrażania poglądów bez użycia przemocy i do poszanowania godności każdego człowieka” – napisali członkowie Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski
w Apelu opublikowanym 28 października br. Od niemal dwóch tygodni w całym kraju odbywają się protesty, które wybuchły po ogłoszeniu przez Trybunał Konstytucyjny w sprawie zgodności z Konstytucją RP uchwalonej w 1993 r. ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Biskupi zaapelowali też do polityków i wszystkich uczestników debaty społecznej „w tym dramatycznym czasie”, o dogłębne analizowanie przyczyn zaistniałej sytuacji
i szukanie dróg wyjścia w duchu prawdy i dobra wspólnego. Dodali, że powinno się to odbywać bez instrumentalizowania spraw wiary i Kościoła.
Kolejne dni pokazały, że przynajmniej na razie nikt się do podjęcia jakiejkolwiek rozmowy nie kwapi. Czy faktycznie dialog jest dzisiaj w Polsce zjawiskiem z kategorii „pobożnych życzeń” i nie ma na niego zapotrzebowania? Jakie są realne szanse na jego rozpoczęcie w tak zaognionej sytuacji? Kto i gdzie powinien go podjąć? Na ile potrzeba dialogu dotyczy samej wspólnoty Kościoła?
Ciche dni
Wybuch społecznych emocji, z którym mamy do czynienia w naszej ojczyźnie, pokazuje, że coś się stało. Została przekroczona jakaś granica wytrzymałości. Wiele wskazuje na to, że ten protest jest właśnie skutkiem braku dialogu. I nie bez powodu, zwłaszcza w swej wstępnej fazie, odbywał się w okolicach kościołów.
Choć taka odpowiedź na postawione wyżej pytania jest trudna, nieoczywista i wymaga odejścia od wielu wygodnych myślowych szablonów, to jednak trzeba ją wziąć pod uwagę. Gdy zbyt długo trwają „ciche dni” i nie widać perspektyw na ich zakończenie, ktoś zwykle nie wytrzymuje i zaczyna krzyczeć. Ten krzyk nie jest jeszcze początkiem rozmowy, ale jest przerwaniem milczenia. Sygnałem, że dłużej tak być nie może.
I prośbą o dialog. Dialog zaczynający się od słuchania. Krzyczą ci, którzy mają przekonanie, że nie są słuchani. Człowiek, który ma świadomość, że ktoś go słucha, nie musi krzyczeć. Może mówić normalnym tonem. I samemu zacząć słuchać innych.
Sygnały od lat
Nieoczywiste niejednemu wyda się zapewne również stwierdzenie, że wielu z protestujących odczuwa brak dialogu ze strony Kościoła i w samym Kościele katolickim w Polsce. Jednak radykalne odrzucanie tego motywu może się okazać działaniem pochopnym i szkodliwym. Przecież sygnały o potrzebie rozmowy w naszej polskiej katolickiej wspólnocie pojawiają się w różnych kościelnych środowiskach od lat. Nie brak też sugestii dotyczących zintensyfikowania rozmowy Kościoła w naszym kraju (jako wspólnoty i jako instytucji) z tymi, którzy znajdują się na jego obrzeżach lub poza nim.
Podejmowane gdzieniegdzie próby odpowiedzi na to zapotrzebowanie są jednak daleko niewystarczające. Dowodzą tego tłumy wokół zamkniętych i otoczonych policją świątyń. Dowodzi tego również odejście od nich, gdy pojawiły się (prowokacyjne?) przypadki dewastacji, a nawet profanacji. Zdecydowana większość protestujących wcale nie chce niszczyć Kościoła i kościołów. I coś jeszcze niezwykle ważnego. Wcale nie oczekują zmiany nauczania Kościoła w sprawie ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Chcą natomiast zmiany części działań firmowanych przez Kościół w tej fundamentalnej kwestii. Tych, które odbierają jako rezygnację z dialogu, narzucanie i ingerowanie w ich wolność.
Zbliżyć się
Właśnie ta sprawa pokazuje dobitnie, że dialog w Kościele i dialog prowadzony przez Kościół z różnymi grupami i środowiskami jest częścią dialogu społecznego, o który nie od dziś apelują polscy biskupi. W zeszłym roku niemal bez echa przeszedł bardzo ważny dokument KEP. Był to list społeczny O ład społeczny dla wspólnego dobra, opublikowany w marcu 2019 r. Łączy on ściśle dialog z nawróceniem i z prawdą. To bardzo ważne zestawienie.
Jedna z definicji dialogu mówi, że jest to wymiana zdań, myśli, poglądów, argumentów, dokonująca się pomiędzy osobami, mająca na celu poznanie prawdy lub przekazanie jej drugiemu człowiekowi, stworzenie międzyosobowej więzi lub przestrzeni dla wspólnego działania. Można ją potraktować jako przepis na dialog inicjowany przez ludzi Kościoła i w Kościele. Katolicka Agencja Informacyjna przypomniała, co
o dialogu napisał papież Franciszek
w swej najnowszej encyklice Fratelli tutti: „Zbliżyć się do siebie, wyrażać swoje zdanie, słuchać jeden drugiego, patrzeć na siebie, poznawać się wzajemnie, starać się zrozumieć siebie nawzajem
i szukać punktów styczności”.
Bez kompromisu
Gdzie jest możliwe realizowanie obydwu powyższych recept na dialog prowadzony w Kościele i przez Kościół? Na poziomie Konferencji Episkopatu Polski?
Z pewnością też. Ale to byłoby daleko niewystarczające. Naturalnym miejscem tak pojętej rozmowy okazuje się parafia. To tu powinna istnieć możliwość nie tylko mówienia, ale również słuchania. Dochodzenia nie do kompromisu, ale do konsensusu.
Te dwa terminy dość często stosuje się zamiennie. To błąd. Nawet z Wikipedii można się dowiedzieć, na czym polega różnica. Internetowa encyklopedia wyjaśnia, że w odróżnieniu od kompromisu, konsensus zakłada raczej współpracę niż uzgadnianie stanowiska w toku ścierania się przeciwstawnych poglądów. Chodzi o wypracowanie wspólnego stanowiska przez wszystkich i dla wszystkich członków społeczności, a nie osiąganie go drogą wzajemnych ustępstw. W kompromisie dochodzi do swoistego „handlu wymiennego” na zasadzie „coś za coś”. Konsensus wymaga budowy dobrych relacji między członkami społeczności tak, by możliwe było wypracowanie zgody powszechnej. Właśnie w parafii jest to możliwe do zrealizowania.
Dialog nie jest wydarzeniem jednorazowym. Jest stałym, nieustannym procesem. Raz podjęty, powinien trwać, aby nie doszło do zerwania powstających dzięki niemu więzi. Więzi opartych na wzajemnym szacunku, a nie na tolerancji. Relacji budowanych na wspólnym poznawaniu prawdy, a nie na narzucaniu innym „swojej” prawdy. Na wierze, że – jak napisał Franciszek – „drugi człowiek, poczynając od swej tożsamości, ma coś do ofiarowania i jest pożądane, aby pogłębił i wyraził swoje stanowisko, tak aby debata publiczna była jeszcze pełniejsza”. To trudne, ale możliwe.