Studiując geodezję, jako świeżo nawrócony postanowiłem bliżej zapoznać się z chrześcijaństwem i rozpocząłem równolegle studia teologiczne. Na zajęciach usiadłem koło długowłosego chłopaka z brodą – wydawał mi się najbardziej podobny do ludzi, z którymi żyłem na co dzień. Nie pachniał wodą święconą i nie epatował jakąkolwiek dewocją. W czasie wykładów zapuszczałem żurawia do jego notatek, aby się zorientować, co warto zapisywać. Z niepomiernym zdziwieniem odkryłem, że ten brodacz na początku każdego wykładu w lewym górnym rogu kartki robi krzyżyk. Po miesiącu nie wytrzymałem i zapytałem: „A ten krzyżyk to co?”. Odpowiedział krótko: „A co, źle?”.
Także teraz dziwnie patrzę na te wszystkie przychodzące mejle, które zaczynają się od: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, a potem idzie ciężki kaliber. Niby jakiś pobożniś, a wysuwa tak grube problemy.
Jakoś szybko wyparowało mi z głowy, gdy jako mały chłopczyk, nadkładając drogi do szkoły, biegałem po koleżankę i to nie dlatego, że była wybitnie atrakcyjna, ale z jednego prostego powodu – jej mama przed wyjściem do szkoły robiła nam na czołach krzyżyk. Nie rozumiałem tego, ale przeczuwałem, że zostaje na cały dzień.
Święty Paweł zaczyna list słowami: „… do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie” i nie uprawia żadnej chrześcijańskiej kurtuazji, on stawia jakby krzyżyk na początku. Zaczyna od odwołania się do Boga, aby mógł wypowiedzieć ważne życzenie: „Łaska wam i pokój!”. Co w tym dziwnego?
Paweł w Tesalonice był krótko, zaledwie dwa, trzy miesiące, ale pobyt ten okazał się bardzo owocny. Wysłany w to miejsce Tymoteusz donosił mu o świetnym rozwoju tej gminy. Byli gorliwi, miłosierni, a przede wszystkim przywiązani do Pawła. Jednakże pojawili się i tacy, którzy zamierzali zniszczyć pracę apostoła i pracowicie osłabiali jego autorytet. I właśnie do takiego Kościoła pisze Paweł. Aby mógł się zdobyć na tak dobre życzenie, nie grzecznościowe, udawane, ale z serca płynące, na wstępie tego trudnego listu odwołał się do Boga samego i do Jezusa Chrystusa. Wielu ludzi świetnie to rozumie, że jesteśmy w stanie zdobyć się na wielkie rzeczy, gdy trudne sprawy zaczynamy od wezwania Boga.