Przed erą internetu każda niedziela kojarzyła się z oglądaniem w telewizji filmu przyrodniczego pokazującego życie na różnych kontynentach, zwierzęta w ich naturalnym środowisku, dziewicze tereny bez śladu człowieka. Głos Krystyny Czubówny już zawsze będzie dla wielu z nas wehikułem czasu przywracającym nam chwile spędzone na podglądaniu dzikiej przyrody. To jej głosem mówił do nas David Attenborough, przemierzający z ekipą filmowców z BBC puszcze, stepy, lasy tropikalne, wieczną zmarzlinę i głębie oceanów, odnajdując najrzadsze gatunki zwierząt, rejestrując to, co dotąd było dla człowieka niewidoczne. Dzięki niemu poznawaliśmy naszą planetę. Dziś zabrał głos, wołając o ratunek. Tydzień przed premierą filmu na platformie Netflix ten niemal stuletni człowiek założył konto na Instagramie, które w ciągu czterech godzin zaczęło obserwować milion użytkowników. To rekord, jakiego nie zdobyły żadne gwiazdy i najsłynniejsi celebryci. Dziś obserwuje go niemal 6 mln osób ze wszystkich kontynentów. „Świat ma kłopoty” – przekazał w pierwszej instagramowej wypowiedzi. „Kontynenty płoną. Lodowce topnieją. Rafy koralowe umierają. Ryby znikają z naszych oceanów”. Stało się to wprowadzeniem do filmu zatytułowanego David Attenborough. Życie na naszej planecie.
Planeta zwierząt
Film rozpoczyna się w mieście Prypeć, opustoszałym, zdewastowanym przez upływający czas, w mieście upiornym i widmowym. Po katastrofie w Czarnobylu nikt już tam nie zamieszka. Prypeć stał się symbolem tego, jak człowiek wpływa na swoją planetę. Attenborough stawia pytanie na samym początku: czy o to nam chodzi? Czy chcemy, żeby tak wyglądała Ziemia? Bo do tego zmierzamy. Prypeć jednak jest nie tylko dowodem na destrukcyjną działalność człowieka, jest także przykładem na to, że natura może się odrodzić, jeśli człowieka zabraknie. Dziś okolice Czarnobyla porastają lasy zamieszkałe przez dzikie zwierzęta. Człowiek przyrodzie nie jest potrzebny, ale ludzkość bez przyrody nie przeżyje. A więc uwaga! „Świat przyrody zanika – mówi Attenborough – widziałem to na własne oczy”.
Urodził się w 1926 r., dziesięć lat później zainteresował się skamielinami i historią życia na Ziemi. Żyło wówczas 2,3 mld ludzi, a 66 proc. powierzchni naszej planety pokrywały dzikie obszary. Dziś jest nas 7,8 mld, a dzicz zajmuje tylko 35 proc. David Attenborough przez 70 lat dokumentował życie różnych gatunków, będąc mimowolnie świadkiem ich wymierania. Studiował zoologię, jest antropologiem, bardzo szybko związał się z telewizją BBC. Miał w pamięci pierwszy film przyrodniczy, jaki obejrzał w dzieciństwie. Był rok 1934, i żeby podejść z kamerą jak najbliżej zwierząt, autorzy przebierali się na przykład za byka czy okładali mchem i godzinami nieruchomo tkwili w kryjówkach niezależnie od warunków atmosferycznych. Nie miał trzydziestu lat, gdy został autorem pierwszego programu telewizyjnego łączącego zdjęcia ze studia z tymi nakręconymi w plenerze. Seria programów miała tytuł ZooQuest i pokazywała egzotyczne zwierzęta w środowisku przypominającym naturalne. Program był tak popularny, że nie schodził z anteny przez dekadę. Brytyjczycy zasiadali na kanapach i z zachwytem podpatrywali małpy i papugi, o których miękkim głosem opowiadał Attenborough. To był pierwszy telewizyjny program przyrodniczy na świecie, spowodował trend programów popularyzujących wiedzę o planecie. Dwadzieścia lat później powstał kultowy dziś serial przyrodniczy Życie na Ziemi, który zmienił dotychczasowe oblicze filmu przyrodniczego, wyznaczając nowe sposoby filmowania i korzystania z nowych technik. Powstawały kolejne serie, wśród nich: Żyjąca planeta, Życie pośród lodu, Życie ptaków. Ten popularyzator nauki mimo swojego wieku nie odpoczywa. Był narratorem filmów Błękitna planeta i Nasza planeta, ogromnie popularnego serialu wyprodukowanego parę lat temu przez Netflix.
Planeta ludzi
Holocen, epoka geologiczna, w której się urodziliśmy my i nasi przodkowie, przestaje istnieć. To był nasz rajski ogród, jej łagodny i stabilny klimat sprawił, że Ziemię porosły różne gatunki roślin, wśród których rozmnażały się zwierzęta. Człowiek potrafił żyć z otaczającą go naturą w symbiozie i równowadze. Dopóki rozwój cywilizacji nie spowodował zbyt dużej ingerencji w nią. Dziś mówi się, że żyjemy w epoce antropocenu, w której niemal każdy skrawek Ziemi doświadczył wpływu człowieka. Attenborough mówi, że obecnie trudno jest mu znaleźć miejsce stuprocentowo dzikie, podczas gdy na początku kariery zupełnie nie miał z tym problemu. Ekosystemy straciły równowagę, człowiek doprowadził do wymierania gatunków przez niekontrolowane polowania, niekontrolowaną wycinkę, niekontrolowane połowy i nadmierną eksploatację ziemi. Film Życie na naszej planecie miałby wydźwięk wyłącznie przygnębiający, gdyby nie to, że ostatnie pół godziny jego autor przeznaczył na zaprezentowanie swojej recepty na przyszłość planety. Bo jego zdaniem istnieje jeszcze szansa na przywrócenie Ziemi życia, jeśli tylko wysłuchamy tych wskazówek i zaczniemy wprowadzać je w życie. Wskazuje więc na kraje, w których pewne działania już z powodzeniem się stosuje i pyta, czy nie moglibyśmy brać z nich przykładu wszyscy, na całym globie. A więc: korzystać z energii odnawialnej, sadzić lasy, ograniczyć połowy, zrezygnować z przemysłowej hodowli zwierząt, przejść na dietę roślinną, a przede wszystkim ograniczyć liczbę ludzi na Ziemi.
W tym momencie można się nad receptą Davida Attenborough zastanowić, bo w jaki sposób wyobraża on sobie ograniczenie populacji? Na sposób chiński? Nie mówi nic konkretnego, podaje tylko przykład Japonii i pochwala spadek liczby urodzeń w Europie. Co więc próbuje przekazać młodemu pokoleniu? Wybór między życiem naszej planety a pragnieniem posiadania potomstwa? Czy propozycja dokonania takiego wyboru nie wydaje się nieetyczna? A i same przykłady nie są trafione. Europejczycy posiadają coraz mniej dzieci nie z miłości do planety, ale najczęściej ze względu na własną wygodę.
Attenborough jest żarliwym ateistą, kilka lat temu był krytykowany przez chrześcijan po tym, jak w materiale dla pisma „Nature” powiedział, że Biblia jest winna zniszczenia planety. A to dlatego, iż głosi, że Bóg dał człowiekowi całkowitą władzę nad Ziemią. Winą za wyginięcie gatunków i wypalanie lasów obarczył więc tradycję judeochrześcijańską, opierającą się na słowach z Księgi Rodzaju. Te poglądy zostały skrytykowane nawet przez lewicową gazetę „The Independent”, która zarzuciła przyrodnikowi bardzo wybiórcze i powierzchowne potraktowanie Biblii. Można się tylko dziwić, że nie widzi on podstawowego powodu, dla którego człowiek eksploatuje Ziemię ponad miarę: chciwości. Dla pieniędzy sadzi się lasy palmowe, niszcząc bogate w gatunki lasy równikowe, dla pieniędzy poluje się na gatunki zagrożone, dla pieniędzy truje się środowisko dwutlenkiem węgla, powodując topnienie wiecznej zmarzliny, dla pieniędzy hoduje się w nieludzkich warunkach kurczaki, które stanowią obecnie niemal 70 proc. wszystkich ptaków na Ziemi.
Attenborough, który nie wierzy w Boga, przez wszystkie lata swojego życia zrobił rzecz bardzo ważną: poprzez swoje filmy pokazał piękno natury, pokazał świat, jaki Pan Bóg stworzył dla człowieka. I za który człowiek powinien być odpowiedzialny, chroniąc go i korzystając z niego z umiarem i szacunkiem.