Wybuch w bejruckim porcie, jaki miał miejsce 4 sierpnia, przywodzi na myśl Armagedon. Jakie nastroje panują teraz w Bejrucie?
– Dominują dwie postawy. Z jednej strony jest wielka, pozytywna mobilizacja mieszkańców, żeby pomóc ofiarom. Widać olbrzymią troskę o tych, którzy zginęli, oraz o ich rodziny i rannych. Jest naprawdę wielkie poruszenie. Na ulicy jest wielu wolontariuszy, angażują się młodzi i starsi. Przychodzą, by pomagać, w tym sprzątać. Ludzie sami starają się usuwać skutki katastrofy.
Z drugiej strony czuje się coraz większą frustrację wobec rządzących. Rośnie gniew z powodu tego, jak funkcjonuje państwo. Rodzi się napięcie społeczne, miały już miejsce pierwsze manifestacje i protesty przeciwko aktualnej władzy. W sobotę na ulice Bejrutu wyszły tysiące ludzi. Władza odpowiedziała gazem łzawiącym, jej zwolennicy użyli ostrej amunicji.
Kard. Bészara Boutros Raï, maronicki patriarcha Antiochii, podkreśla, że dramat wykracza poza politykę. Zaapelował o pomoc międzynarodową. Kościół maronicki ma spore zasługi dla powstania państwa Liban. Jak duży jest autorytet patriarchy?
– Na pewno nie jest tak wielki, jak u nas niegdyś autorytet kard. Wyszyńskiego. Chrześcijanie są podzieleni, więc nie jest on przywódcą wszystkich. Maronici są pośród nich wspólnotą najsilniejszą i najbardziej lokalną, Kościół maronicki jest najbardziej libański.
W Libanie mieszkają przedstawiciele 18 wyznań (14 chrześcijańskich, 4 muzułmańskich). Maronici to członkowie Kościoła maronickiego, a zarazem grupa etniczno-religijna.
– Autorytet patriarchy wynika stąd, że przewodniczy podstawowej grupie społecznej chrześcijan, która kształtuje Liban i jest tutaj najmocniej zakorzeniona. Maronici czują się tu gospodarzami. Niestety, od kilku dekad chrześcijanie tracą w Libanie na znaczeniu na rzecz muzułmanów. A ponieważ są podzieleni, nie są zgodni co do tego, w jakim kierunku należy prowadzić politykę, żeby państwo dalej funkcjonowało zgodnie z założeniami (co jest zapisane w konstytucji) jako demokracja konfesyjna. Władzę sprawują trzy największe grupy wyznaniowe – sunnici, szyici i maronici. Apel patriarchy o zaniechanie sporów politycznych i współdziałanie w usunięciu skutków tragedii jest na pewno ważny, trudno jednak powiedzieć, na ile ważny w morzu innych głosów oraz opinii.
Czy wybuch wpłynie na sytuację chrześcijan?
– Tak. Oprócz portu katastrofa dotknęła przede wszystkim dzielnice chrześcijańskie, które są usytuowane w jego pobliżu. To może bardzo mocno wpłynąć na sytuację materialną chrześcijan. Osłabi ich ekonomicznie, bo będą musieli ponieść koszty odbudowy domów, remontu mieszkań. W tych dzielnicach zniszczone są klasztory, kościoły. Społecznością, która najbardziej ucierpiała na skutek rażącej siły wybuchu, są właśnie chrześcijanie mieszkający w Bejrucie.
Do Bejrutu przyleciałeś pod koniec lipca, żeby założyć filię Stowarzyszenia „Dom Wschodni”. Uda się to zrobić?
– Kontynuujemy prace nad jej utworzeniem. Złożyliśmy dokumenty do właściwych ministerstw w Libanie, żeby uzyskać wszelkie niezbędne zgody na naszą działalność. Filia będzie zarejestrowana zgodnie z libańskim prawem. Sytuacja po wybuchu przekonuje nas, że jesteśmy potrzebni nie tylko na płaszczyźnie kulturowo-edukacyjnej, którą planowaliśmy, ale także w sferze pomocowo-charytatywnej. Katastrofa będzie miała długofalowy, negatywny wpływ na życie rodzin. Przestrzeń biedy się pogłębi. Będziemy tworzyć projekty pomocowe.
Jak pomóc Libańczykom?
– „Dom Wschodni” sfinansował już zakup jedzenia i środków higieny. Teraz chcemy wesprzeć najuboższe rodziny w naprawach mieszkań. Środki można wpłacać na konto: Stowarzyszenie „Dom Wschodni – Domus Orientalis”, ul. Piotrkowska 80, 90–102 Łódź, mBank, 70 1140 2004 0000 3002 7483 9388 ; tytuł przelewu: Pomoc dla Bejrutu!